Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
na pewno, że ojciec miał mnie w dupie. I wszystko, czego chciałem, to nie być takim samym… nie popełnić tego samego... A ty właśnie to ze mnie zrobiłaś. Takiego samego…

      Morgan odpowiada ostrym głosem.

      – Zamierzasz stroić fochy, bo wychowywałeś się bez ojca, Maxen? Co w takim razie powiesz o mojej matce? Którą zabiłeś, przychodząc na świat. Myślisz, że mi jej nie brakowało? Nigdy nie pomyślałeś, jak strasznie poraniona, zagubiona i okaleczona była przez świadomość, że poszła do łóżka z facetem, który nie był moim ojcem, i że zapłaciła za to życiem?

      – Niech to cholera, Morgan, myślisz, że tego nie wiem? Że nie odczuwam jej straty równie boleśnie? Że nie czuję karmicznego brzemienia, jakie niosą ze sobą narodziny w takich popierdolonych okolicznościach?

      – Nie licz, że się na to nabiorę. Ty miałeś Altheę. Ty miałeś matkę. Ja miałam wyłącznie gubernator Vivienne Moore, która nawet jak na przybranego rodzica była wyjątkowo zimną suką. Mój ojciec był śmieciem. Dorastałam w kompletnej samotności.

      – Miałaś Embry’ego.

      – A ty Kay.

      Przystaję przed oknem jadalni, wyglądam na pogrążony w mroku trawnik. Za ogrodzeniem przesuwają się światła samochodów jadących ulicami Waszyngtonu, świecą latarnie, prostokąty okien wypełnione żółtym blaskiem wskazują, gdzie tęgie głowy borykają się nocą z problemami polityki, lobbingu i dyplomacji.

      – To bez sensu – mówię. – Całe to licytowanie się na „kto miał gorzej”.

      Morgan wzdycha.

      – Dobrze. Ale musisz zrozumieć, dlaczego chciałam innego dorastania dla Lyra. Vivienne zasugerowała mi, żeby oddać go na wychowanie Nimue, która jest człowiekiem dobrym, pogodnym i nieokaleczonym. Nie jest taka jak my, Maxen. Nie jest niczym skalana. I wiem, że będzie lepszym rodzicem, niż mogłoby nim być którekolwiek z nas.

      Słucham jej uważnie. Słyszę w jej głosie ból. I coś we mnie pęka.

      – Ciężko ci było? Oddać go Nimue?

      Wydaje dźwięk, który miał być śmiechem, ale brzmi jak szloch.

      – Nie sposób tego wyrazić, jak okropnie mnie to bolało. Jako noworodek był taki spokojny i stoicki jak ty. Nie rozpłakał się nawet wtedy, kiedy oddałam go w ręce Nimue. Zrezygnowany i cichy, tylko na mnie patrzył. Takim wzrokiem, jakby od początku spodziewał się, że sprawię mu zawód i go porzucę.

      Przez długą chwilę oboje milczymy. Każde z nas pogrąża się we własnym bólu.

      – Chcę mu powiedzieć, Morgan. Chcę się z nim spotkać.

      – Nie.

      – Nie?

      – Co dobrego by z tego wynikło? Myślisz, że jesteśmy popierdoleni po prostu dlatego, bo spaliśmy ze sobą? Wyobraź sobie, jak poczuje się Lyr, gdy się dowie, z jakiego związku pochodzi!

      – A jeśli Abilene Corbenic spełni swoją groźbę i ujawni to, co wywęszyła? Co będzie dla niego gorsze, dowiedzieć się prawdy od nas czy z internetu?

      – Maxen, przez całe życie robiłam, co mogłam, żeby chronić Lyra. Odkąd znam prawdę o naszym pochodzeniu, stało się to dla mnie jeszcze ważniejsze. Nawet mój były, Lorne, nie zna tej tajemnicy.

      Odchodzę od okna, idę do sypialni, przystaję, by po drodze do garderoby ułożyć równo na nocnym stoliku Biblię noszącą ślady wielokrotnego czytania. Na toaletce stoi mała fotografia przedstawiająca mnie jako dziecko z Altheą i Kay. Nie mam zdjęć Imogen Leffey. Bóg mi świadkiem, że nie musiałbym długo szukać, by znaleźć w Białym Domu portret Penleya Luthera, ale wolę tego nie robić.

      – Dla mnie także moje pochodzenie było tajemnicą – mówię w końcu. – I wcale nie było mi łatwiej poznać prawdę w trzydziestym szóstym roku życia, niż byłoby przyjąć ją do wiadomości w czternastym.

      – I dlatego nie chcę, żeby Lyr kiedykolwiek musiał dźwigać ten ciężar na swoich barkach. Nie możesz tego zrozumieć? Dla niego będzie lepiej nigdy nie poznać prawdy.

      Żebym to ja nigdy go nie poznał, krzyczy we mnie głos egoizmu. Boże, jakże ja chciałem mieć dziecko, które mógłbym trzymać w ramionach, pieścić i kochać, a teraz okazuje się, że mam syna, właśnie dochodzącego lat męskich, i myśl, że miałbym nigdy go nie poznać, sprawia mi niewymowny ból.

      Jednak nie chodzi wyłącznie o moje egoistyczne pragnienie poznania syna. Chodzi także o to, co dla niego najlepsze. Wprawdzie nie zgadzam się z Morgan, że lepiej byłoby dla Lyra wierzyć w kłamstwa, którymi karmiono go od dzieciństwa, lecz moja niezgoda nie jest tak silna, żebym nie potrafił zrozumieć jej obaw.

      – Rozumiem cię. Jednak proszę, spójrz na to także moimi oczami. Dość już popełniłem grzechów… Nie chcę na dodatek kalać się kłamstwem. Nie chcę tracić ani chwili więcej z życia mego syna.

      Pauza.

      Siedzę przy toaletce, bawiąc się naszyjnikiem Greer, przesuwam w palcach cienki łańcuszek i delikatne wisiorki.

      – Zastanowię się nad tym – łagodnieje w końcu Morgan. – Nie traktuj tego jako obietnicy, ale… przemyślę to.

      Zamykam oczy, starając się na powrót zacząć myśleć jak prezydent. Nie jak człowiek, któremu najlepszy przyjaciel i kochanek właśnie wypruł flaki.

      – Musimy być gotowi, Morgan. Jeśli Abilene upubliczni prawdę o pochodzeniu Lyra, to siłą rzeczy świat dowie się o nas. O tym, co zaszło między nami.

      – Racja – odpowiada swoim senatorskim, rzeczowym tonem. Skandal i jego konsekwencje. Na tym się zna, z tym umie sobie radzić. – Polecę memu szefowi sztabu, by skontaktował się z Kay i Trieste w celu opracowania spójnej koncepcji medialnych działań defensywnych.

      – Kay już wkrótce przestanie być moją szefową sztabu – odpowiadam, spoglądając na naszą wspólną fotografię z dzieciństwa.

      – Czemu, na miłość boską? – W głosie Morgan słyszę irytację. – Ona jest najlepszym człowiekiem w całym twoim zespole.

      – Właśnie dlatego – wyjaśniam lekko zniecierpliwiony. – Zapomniałaś już, że Embry opuszcza Biały Dom i chce rywalizować ze mną podczas wyborów?

      – Och. No tak.

      – We dwoje stanowicie znakomicie dobraną parę.

      – Jak ty i Kay.

      – Elegancka symetria. Po każdej stronie brat i siostra.

      – I dwie takie pary stają przeciw sobie. – Parska śmiechem i przez chwilę wspominam Pragę. Ciekawi mnie, jakim torem potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy rodzeństwem, gdybyśmy kochali się jak brat z siostrą, a nie jak…

      Śmiech Morgan przechodzi w kolejne westchnienie.

      – To Embry powiedział ci o Lyrze, tak?

      – Tak.

      – Strasznie zależało mu na tym, żeby cię przed tym uchronić. No i żeby uchronić mnie i Lyra przed skandalem. Musiał się naprawdę wściec, skoro zdecydował się zagrać tą kartą.

      Oczami wyobraźni widzę jego tęczówki, błękitne jak niezapominajki, piękne usta wykrzywione w złości, zmarszczki przecinające jego czoło.

      – Myślę, że on mnie nienawidzi.

      – Być może – zgadza się Morgan. – Ale zarazem nigdy nie przestanie cię kochać. Taki już wywierasz wpływ na ludzi.

      Otwieram oczy i patrzę


Скачать книгу