Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
żeby nie popełnić własnych.

      – Nie zaszedłbyś daleko obarczony dzieckiem z nieprawego łoża, na pewno nie w polityce, a ja już wówczas wiązałem z tobą pewne nadzieje. Miałem na ciebie oko, zanim się jeszcze oficjalnie poznaliśmy. Morgan wolała to przed tobą ukryć, a Vivienne i ja nie uważaliśmy, żeby wyperswadowanie Morgan pomysłu ukrywania przed tobą prawdy mogło pomóc, tobie lub jej.

      – Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że Morgan jest moją siostrą, Merlinie. Nieślubne dziecko nie byłoby takie straszne.

      Widzę, że zwleka z odpowiedzią, i w moim umyśle rodzi się podejrzenie, od którego robi mi się zimno.

      – Merlinie.

      Bierze wdech, a jego czarne oczy wyglądają na pradawne.

      – Wiedziałem o tym wcześniej, Maxenie. Wiedziałem o tym od dawna.

      – Jezu Chryste. – Kolejna zdrada jest jak włócznia wbita mi w bok. – Jak się tego dowiedziałeś?

      – Po studiach trafiłem do kancelarii prawnej na Manhattanie, której zlecono realizację pewnych postanowień zawartych w testamencie Penleya Luthera. Jedną ze spraw, którymi się wówczas zajmowałem, było uregulowanie kwestii finansowych dotyczących najmłodszego dziecka Imogen Leffey. Gdy cię odnalazłem, nietrudno przyszło mi się domyślić, czyim jesteś potomkiem. Karnację masz po matce, lecz rysy, ruchy, zachowanie… Wypisz wymaluj Penley.

      – Kiedy mnie odnalazłeś? – Wytrzeszczam na niego oczy.

      – W wesołym miasteczku. Pamiętasz? Wyciągnąłeś miecz z kamienia.

      Wspominałem tamto zdarzenie niemal codziennie, podobnie jak wysokiego nieznajomego młodzieńca, który znał moje imię, lecz upływ czasu zatarł wszelkie szczegóły, osłabił odczucie realności tamtej chwili, aż stała się czymś na podobieństwo snu.

      – To byłeś ty!

      – Odnalazłem ciebie, a potem Altheę Colchester i przekazałem jej fundusze ustanowione w testamencie. Nigdy się nie zastanawiałeś, skąd wzięła pieniądze na opłacenie czesnego za college?

      – Mówiła coś o stypendium… – Milknę. – A to byłeś ty. I Penley.

      – Tak.

      – Lecz skoro już wtedy wiedziałeś wszystko, dlaczego mi nie powiedziałeś? Czemu mnie nie ostrzegłeś? Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, żebym nigdy, przenigdy nie poszedł do łóżka z kimkolwiek nazwiskiem Leffey?

      – Źle cię oceniłem. Wydawało mi się, że jesteś za młody na takie złowieszcze przestrogi. Na poznanie prawdy o swoim pochodzeniu. I tak się spóźniłem... Jak wtedy… jak zawsze.

      Uśmiecha się smętnie, jakby rzucił jakiś żart zrozumiały wyłącznie dla niego.

      – Jak się dowiedziałeś?

      Odwraca wzrok i patrzy w okno, ale wydaje się, jakby spoglądał gdzieś w nieskończoną dal.

      – Nimue. Zaproponowałem wszelką pomoc, jakiej mógłbym jej udzielić, a potem razem z Vivienne dopilnowaliśmy, by przejęła opiekę nad Lyrem dyskretnie i legalnie. Prawdę mówiąc, to ja zasugerowałem jego imię. Jest walijskie – wyjaśnia zapatrzony w dawno miniony czas. – Znaczy Z morza. Pomyślałem, że skoro mam powtarzać dawne błędy, mogę to zrobić z klasą.

      – Nie rozumiem.

      Powraca spojrzeniem do mnie, jego oczy są przytomne.

      – Zrozumiesz. Ale nie dziś.

      – Dość tych tajemnic, Merlinie. Nie masz prawa trzymać Lyra z dala ode mnie. – Ból ponownie ściska mi pierś i odbiera głos. – Dość tajemnic.

      – Zgoda, dość tajemnic – przystaje. – Poza jedną.

      – Nie.

      – Wyjawię ci ją, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz.

      Wyrzucam ręce w powietrze.

      – Więc kiedy? Za tydzień? Za miesiąc?

      – Za dwa i pół roku.

      Przez chwilę myślę, że sobie ze mnie żartuje, i wybucham śmiechem. Jednak on wcale mi nie wtóruje, zachowuje pełną powagę.

      – Za dwa i pół roku – powtarzam z niedowierzaniem. – Wydaje ci się, że masz do tego prawo? Po tym, co zrobiłeś Embry’emu i mnie? Po tym, jak ukrywałeś przede mną fakt, że mam syna?

      – Nie wydaje mi się, żebym miał prawo do czegokolwiek. Przyznaję, że zdarzało mi się w okrutny sposób manipulować tobą i ludźmi z twojego otoczenia, ale zawsze robiłem to z najlepszymi intencjami, w najlepiej pojętym interesie twoim i ich. Będziesz więc musiał poczekać. Nie dlatego, że ja mam do czegoś prawo, tylko dlatego, że ty nie masz innego wyjścia.

      Wstaję.

      – Powiedz mi, dlaczego miałbym ci ufać. Powiedz mi, dlaczego miałbym prosić cię o radę podczas narady sztabu, którą najwyższa pora rozpocząć?

      Merlin uśmiecha się powściągliwym, smutnym uśmiechem.

      – Zaufasz mi, bo to leży w twojej naturze. Poprosisz mnie o radę, bo wiesz, że nigdy nie udzieliłem ci rady, która obróciła się przeciwko temu państwu lub jego obywatelom. Prawdziwa tragedia twego życia, Maxenie, polega na tym, że nigdy nie przestaniesz ufać otaczającym cię ludziom, choćby nawet wielokrotnie cię skrzywdzili.

      Wychodzi, a ja nabieram powietrza w płuca.

      Nigdy nie przestaniesz ufać otaczającym cię ludziom, choćby nawet wielokrotnie cię skrzywdzili.

      To brzmi jak klątwa.

      Chwytam marynarkę i idę po schodach w dół za Merlinem.

      4

      Ash

      teraz

      Narada sztabu przebiega ciężko. Wprawdzie spodziewałem się tego, a jednak gdy siedzę w fotelu i spoglądam na twarze moich przyjaciół i sprzymierzeńców – Kay, Trieste, Uriego i Belvedere’a stojącego tuż za progiem, agentów Luca i Lamara, czuwających za oknem nad naszym bezpieczeństwem, oraz asystującego nam Merlina – tym boleśniej odczuwam nieobecność jednego człowieka.

      Mojego księcia.

      Tym, co nas łączyło, było marzenie o prezydenturze. Większość kandydatów wybiera swojego wice, żeby dogodzić wyborcom, pozyskać wahających się albo z obu tych powodów. Ja zrobiłem inaczej. Od samego początku stawiałem sprawę jasno – nie zrobię ani kroku w kierunku stanowiska bez Embry’ego u boku. Wówczas byłem z Jenny, więc nie było… nie mogło między nami być jak dawniej. Mimo to był mi niezbędny. Był moim towarzyszem broni, był moim byłym kochankiem i obecnym najbliższym druhem. Wyrósł wśród polityków, jego matka była gubernatorką, lepiej ode mnie umiał obłaskawiać wrogów i pozyskiwać sprzymierzeńców.

      Potrzebowałem go. Po prostu go potrzebowałem.

      A teraz go przy mnie nie ma.

      Kay przyjmuje moją propozycję, Trieste również. Uri odmawia, bo lepiej czuje się w zaciszu gabinetu, w otoczeniu papierów, niż wśród reporterów zarzucających go pytaniami, więc omawiamy inne możliwości. Kay i Trieste natychmiast postanawiają skontaktować się z sekretariatem Embry’ego, by sprawdzić, czy otrzymamy egzemplarz jego oświadczenia, nim zostanie upublicznione, ustalamy strategię postępowania z mediami w sprawie jego rezygnacji i zgadzamy się co do tego, że nie należy wspominać o tejże rezygnacji w przemówieniu, które wygłoszę na wieczornej gali, mimo że z pewnością stanie się ona głównym newsem popołudniowych wiadomości. I przypuszczalnie pozostanie nim przez najbliższy miesiąc. Zapowiadam, że choć nie zrezygnujemy z komentarzy,


Скачать книгу