Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
tożsamości. Myśl o Embrym adorującym najskrytsze zakamarki mego ciała, wylizującym je do czysta, robiącym to wszystko z moją dłonią na głowie, gdy w końcu przyzwoliłbym mu na coś, czego przez lata tak okrutnie mu odmawiałem…

      Ja pierdolę. Na chwilę muszę przestać tarmosić fiuta, bo inaczej spuszczę się jak nastolatek.

      – I czego chciałbyś potem, Embry? Zerżnąć mnie od tyłu? Ostro i brutalnie, żeby ukarać mnie za chęć zatrzymania cię przy sobie? Czy może wolałbyś widzieć moją twarz i rżnąć mnie powoli, żeby nie uszedł twojej uwagi żaden jęk, który wydam, gdy będziesz mi wtykał?

      – Jezu Chryste – odpowiada na to zdławionym głosem. – Wszystko naraz. Jedno i drugie. W każdy możliwy sposób.

      – Chciałbym widzieć twoją twarz – mówię cicho. – Chciałbym zapamiętać jej wyraz na resztę życia.

      – Ash, powiedz mi, że ty też dochodzisz. Chcę to usłyszeć.

      Waham się. Rozpaczliwie pragnę dojść, tak strasznie, że z obrzmiałego fiuta wyciekają kropelki preejakulatu, lecz pamiętam, jak paskudnie się czuję, gdy spuszczam się we własną dłoń. Pusty. Zbolały. Nieusatysfakcjonowany. Ciemna otchłań w moim wnętrzu pozostaje głodna i warczy, domagając się czegoś bardziej żywiołowego, mocniejszego.

      Przeraźliwszego. Brudniejszego.

      Mogę osiągnąć orgazm bez kapitulacji partnera czy partnerki, bez sprawowania nad nim lub nad nią władzy, mogę nawet odczuć z tego powodu przelotną satysfakcję. Jednak nie mogę bez tego naprawdę skończyć, nie potrafię odczuć prawdziwego nasycenia i zaspokojenia, póki nie dostanę tego, czego mi potrzeba.

      Ale nie chodzi o to, czego ci trzeba – albo nie tylko o to. Obiecałem mu opiekę. A to znaczy, że muszę stawiać jego potrzeby ponad swoimi.

      – Proszę – błaga Embry i wyczuwam, że jest o włos od szczytowania. – Daj mi to choć raz.

      – Czego ja ci nie dałem? – Wzdycham, na powrót ściskając kutasa w dłoni. Dałem mu wszystko, co mogłem. Oddałem mu serce. Podzieliłem się z nim Greer. Oddałem mu całe swoje życie.

      – Więc nie powinno ci to sprawić trudności – odpowiada urywanym głosem. – Och, ja pierdolę, Ash. Zaraz dojdę. Tak chciałbym być w tobie, nafaszerować cię swoją spermą… o kurwa!

      Szczytuje z jękiem i ja także jęczę, wtórując jego fantazjom. Wyobrażam sobie jego twarz wykrzywioną w wyrazie bolesnej rozkoszy, z jaką by mi wtykał, wyobrażam sobie poczucie posiadania go w pełni przez to, że to ja oddałbym mu się w pełni, do końca. Widzę, jak poużywawszy sobie za moim przyzwoleniem na mojej dziurze w dupie, spuściłby się na mój brzuch, a ja zmusiłbym go, by wylizał mnie do czysta.

      – Ash, pozwól mi się usłyszeć – szepcze. – To mój ostatni dzień w tym biurze i jestem cały obspermiony i… proszę. Chcę cię usłyszeć.

      Pozwalam mu na to, przytrzymując słuchawkę ramieniem, by móc ściągnąć spodnie niżej. Przyśpieszam ruchy ręki, ściskam fiuta mocniej i tak energicznie trzepię kapucyna, że aż to słychać. Ciśnienie we mnie rośnie i rośnie, i ani tego nie pragnę, ani tego nie potrzebuję, ale nie chcę odmawiać tego Embry’emu. Nie teraz, kiedy nie wiem, co przyniesie przyszłość.

      – O czym myślisz, Ash? Co sobie będziesz wyobrażał, kiedy będziesz tryskał?

      W głosie Embry’ego jest ciekawość i żądza, a ja jestem złakniony jego pożądania, spragniony jego uwagi. Chcę go całego, na zawsze, mojego, mojego, mojego na zawsze.

      – Będę sobie wyobrażał, że znów cię rżnę. Greer jest z nami, zupełnie straciła rozum od wpatrywania się w nas, palce wpycha sobie głęboko w cipę. Błagasz mnie, żebym pozwolił ci jej wetknąć, i obiecujesz, że już zawsze będziesz grzecznym chłopcem. Najgrzeczniejszym na świecie.

      Embry jęczy.

      – Boże, Ash. Przez ciebie znów mi stanął.

      – I oto jak skończymy wszyscy troje: ty w ciasnej cipce Greer, a ja w twojej ciasnej dupie.

      Mokry dźwięk mówi mi, że Embry znów wali konia, używając własnej spermy jako lubrykantu. Ten obraz ponad wszystko inne sprawia, że coś mnie ściska w brzuchu, a fiut rozpala się nagłym, ciężkim gorącem. Przez moją głowę przelatują brudne obrazy: gruby kutas Embry’ego, ubabrany własnym nasieniem, jego ciasna dziura zaciskająca się na moim fiucie, jędrne krągłości jego półdupków, które czuję biodrami za każdym razem, gdy się w niego wbijam, cipka Greer tak mokra, że jej uda lśnią od soków, jej sutki różowe, spragnione i sterczące, plecy Embry’ego prężące się pod moim nagim torsem, gdy spuszcza się z jękiem, wszyscy troje spleceni w jeden spocony, napalony kłąb pożądania, rozkoszy i ruchów posuwistych frykcyjnych.

      Mój chłopiec i moja dziewczynka, mój książę i moja księżniczka. Moi, moi, moi na zawsze.

      – Tak – odzywa się Embry. – Zaraz znów dojdę, zaraz… – urywa i chwyta powietrze i to obraz spermy zalewającej jego dłoń i spodnie, tryskającej na węzeł krawata doprowadza mnie na szczyt. W ostatniej chwili wyciągam z kieszonki marynarki poszetkę i okrywszy nią fiuta, tryskam w jedwab niekończącymi się ciężkimi strugami, wydając niski pomruk.

      – Embry – mruczę z trudem. – Ja pierdolę. Embry.

      – Tak? – dyszy. – Tak?

      – Boże, co za uczucie. Szkoda, że cię tu nie ma i nie możesz tego zobaczyć... O kurwa.

      Jest tak, jakby to miało nigdy się nie skończyć, bezwstydnie rozkoszuję się skurczami wstrząsającymi mnie aż po podstawę kręgosłupa, patrzę na mego grubasa, który trzęsie się i pręży tryskając nasieniem. Tak dużo. Tak dużo, a ja chciałbym, żeby to trwało wiecznie, chciałbym dzielić się tą lepką, brudną chwilą z Embrym przez całą wieczność, tylko nas dwóch i nasze spragnione fiuty, i nasze jeszcze bardziej od fiutów spragnione serca.

      Jednak już, zbyt szybko, jest po wszystkim, mój fiut z wolna się uspokaja, poszetka jest do wyrzucenia, na drugim końcu linii Embry wciąż dyszy ciężko. I wtedy nadchodzi, szybciej, niż się spodziewałem, niepokój zrodzony z braku autentycznej satysfakcji, poczucie pustki, kutas wciąż sterczy, gorąc wzbiera w jajach, dając znać, że nie zaznam spokoju, dopóki naprawdę nie nasycę żądzy. Zamykam oczy i odchylam się na oparcie fotela, oddycham głęboko i staram się to przeczekać. To nic, że to nie było dość, mówię sobie. Chodziło o dogodzenie Embry’emu, nie o mnie, a Bóg wie, że mnie trudno zaspokoić.

      – Wciąż mi stoi – mówi Embry, przywołując mnie do rzeczywistości. – Jakbyś był, kurwa, jakimś magikiem od kutasów.

      – Nie jestem żadnym magikiem – odpowiadam łagodnie. – Jestem królem twojego ciała i ono o tym wie. Nie zazna spoczynku, dopóki nie stanie się na powrót moje.

      Moje ciało też go nie zazna.

      Słyszę długie, bolesne westchnienie.

      – Powód, dla którego nie spotkałem się z tobą twarzą w twarz, jest taki, że nie chciałem skończyć zawstydzony i zalany własną spermą – odpowiada Embry. – A tymczasem…

      – A tymczasem.

      – Wiem, że postępuję słusznie, Ash. I z godziwych pobudek. Mogę naraz pragnąć cię i walczyć przeciw tobie.

      – Wiem – odpowiadam ciężko. – Postępujesz tak od dnia, w którym się poznaliśmy.

      – Jesteś na mnie wściekły?

      Kończę wycieranie i ciskam poszetkę do kosza na śmieci. Wpycham sztywnego kutasa w spodnie, zapinam suwak i klamrę pasa, lustruję wzrokiem ubranie w poszukiwaniu


Скачать книгу