Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
się wokół jej głowy jak lśniące sprężynki. Garnitur leży na niej jak ulał, a idealnie odprasowane kanty są jak lustrzane odbicie ostrych konturów kości policzkowych i żuchwy. Przez chwilę myślę o dziewczynce, z którą wychowywałem się w jednym domu, o jej niebieskich warkoczykach i workowatych dżinsach. Starszej siostrze, która broniła mnie przed zaczepkami szkolnych dręczycieli, przed spojrzeniami spod uniesionych brwi na białego chłopca adoptowanego przez czarną matkę, przed wścibstwem matek innych dzieci, które usiłowały się upewnić, że Althea nauczyła mnie różańca i koronki. Przepełnia mnie głęboka wdzięczność i świadomość zaciągniętego długu. To dług wdzięczności za niczym niezasłużone oddanie i lojalność. Za energię, intelekt i nieznużoną aktywność.

      Podnoszę się z fotela, obejmuję ją i ściskam, zakłócając przebieg zebrania. Mam to gdzieś. Wszystko się wali, lecz Kay wspiera mnie zawsze, odkąd miałem cztery lata, i muszę ją uścisnąć. Wszyscy nieruchomieją i wytrzeszczają na nas oczy.

      – Dziękuję – mówię do Kay. – Jesteś moją ulubioną siostrą.

      – Jestem twoją jedyną siostrą – odpowiada oschle, gdy się od niej odsuwam.

      Już mam jej powiedzieć, że to nieprawda, gdy nagle rozlega się pukanie. Prostuję się, a Belvedere wtyka głowę przez uchylone drzwi. Minę ma speszoną.

      – Przepraszam, panie prezydencie, dzwoni wiceprezydent Moore. Chciałby z panem rozmawiać.

      Czuję dławienie w piersi. To podniecenie czy ból? Sam nie wiem.

      – Zapewne dzwoni, by oficjalnie potwierdzić zamiar rezygnacji – mówi Merlin, wstając z krzesła. – Pozwólmy prezydentowi porozmawiać bez skrępowania.

      Mój zespół raźno opuszcza gabinet. W drodze do drzwi Kay ściska mi dłoń, a Merlin rzuca nieodgadnione spojrzenie. I zostaję w Owalnym Gabinecie sam na sam z dzwoniącym telefonem.

      Ręce mi drżą, gdy podnoszę słuchawkę.

      – Colchester.

      – Wiesz, że to ja – odpowiada poirytowany głos. Chłonę każdą ostrą spółgłoskę, każdą przeciągniętą samogłoskę. To ledwie dwanaście godzin, a ja tęsknię za nim tak strasznie, że aż mi coś skowyczy w duszy jak głodny pies.

      – Odbierz telefon jak normalny człowiek – ciągnie Embry.

      – Przyjdź tu, to porozmawiam z tobą jak mężczyzna.

      Śmieje się jak zawsze, ten odgłos otwiera wszystkie drzwi do mego serca. On i Greer tak często się śmieją, a ich śmiech brzmi jak czysta radość.

      – Ash, obaj wiemy, co by się stało, gdybym znalazł się z tobą sam na sam.

      – Co takiego?

      – Wdalibyśmy się w awanturę. Ty byś zażądał, żebym nie odchodził. Ja powtórzyłbym, że nie mam wyboru. Obaj wynaleźlibyśmy nowe sposoby na zadanie sobie bólu. Wszystko to razem byłoby nieprzyjemne.

      – Znajdowanie nowych sposobów na zadanie ci bólu zawsze jest dla mnie przyjemne, mały książę.

      Jedyną odpowiedzią jest ciche westchnienie. Wyobrażam sobie lodowaty błękit jego oczu pod powiekami półprzymkniętymi z pożądania, jego jędrne wargi wydęte leciutko z pragnienia.

      Siadam za biurkiem i przesuwam dłoń po gładkim drewnie, jakby to był grzbiet mojego kochanka.

      – Pozwól, że ci powiem, co dokładnie by się wydarzyło, gdybyś się tu znalazł. Wszedłbyś do gabinetu i nie chciałbyś usiąść, bo wydaje ci się, że pozycja stojąca stawia nas na równi. Bo nie pozwoliłbyś sobie na to, żeby się rozluźnić w mojej obecności. A ja pozwoliłbym na to, żebyś stał, bo dla mnie to bez znaczenia.

      – Bez znaczenia?

      – Czy jestem mniej silny wtedy, kiedy siedzę, czy wtedy, kiedy stoję? Czy staję się wtedy innym człowiekiem?

      – Tu nie chodziłoby o ciebie – odpowiada zniecierpliwiony. – Stałbym dla siebie. Żeby pokazać, że nasza relacja się zmieniła, że ja się zmieniłem.

      – Ależ nie, mój Patroklosie. Ile razy byłeś gotów bić się ze mną, walczyć przeciw mnie i zadawać mi ciosy, byle tylko udowodnić sobie, że mnie nie chcesz, i kończyło się na tym, że błagałeś mnie, żebym ci wetknął fiuta?

      – I myślisz, że i tym razem sprawy potoczyłyby się tak samo?

      – Wiem, że tak by się stało – odpowiadam niskim głosem. Na samą myśl kutas rośnie mi i pęcznieje w nogawce spodni. – Pozwoliłbym ci stać tak długo, aż dowiódłbym, że wciąż cię posiadam, czy siedzisz, czy stoisz, a potem kazałbym ci uklęknąć przede mną i przepraszać się za to, że łamiesz mi serce.

      Dopiero po chwili odpowiada, a jego głos jest jak jedwab.

      – Jak miałbym cię przepraszać?

      – Przełykając moją spermę.

      – To byłoby za mało. To by nie wystarczyło, żeby wybłagać twoje przebaczenie.

      – Masz rację – odpowiadam, masując fiuta rozpychającego się w nogawce. Jest taki twardy, że przez materiał wyczuwam gruby łeb żołędzi. – Jak już wyruchałbym cię w usta, złapałbym cię za kark i ułożył twarzą na biurku, z rozkraczonymi nogami i wypiętą dupą. I wziąłbym pas i sprałbym cię po niej, po prędze za każdy raz, kiedy mnie porzucałeś.

      – Chętnie bym zobaczył, jak tego próbujesz – powiada Embry i tak wyraźnie brak mu tchu, że wiem, że jest mój. Równie chętnie jak ja zobaczyłby, jak mu to wszystko robię. A to już jest coś.

      – Musiałbym cię przytrzymać. Może i udałoby ci się wykręcić, ale złapałbym cię na powrót i obaj zwalilibyśmy się na podłogę splątani kończynami. A potem rżnąłbym cię tak długo, aż spryskałbyś dywan swoją spermą. Aż byłbyś zjebany i rozluźniony.

      – I co wtedy? – pyta zduszonym głosem.

      – Rżnąłbym cię dalej, aż błagałbyś, żebym się nad tobą zlitował.

      Jego głos brzmi tak, jakby nie był w stanie złapać oddechu.

      – Wiesz, że nigdy cię o to nie prosiłem.

      – Wobec tego rżnąłbym cię dalej w dziurę w dupie, aż bym się spuścił. Wyszedłbyś z Owalnego Gabinetu w podartym garniturze, z moją ciepłą spermą w twoim odbycie.

      – Ja pierdolę, Ash – jęczy.

      – Walisz konia?

      – Tak. A ty?

      – Niemal – odpowiadam, rozpinając pas. Wyciągam kutasa, który jest gorący, napalony i twardy jak z kamienia. Odwracam fotel tyłem do okna, choć wiem, że czuwający w ogrodzie agenci służb specjalnych nie złamią przepisów i nie zajrzą do środka. – Teraz twoja kolej.

      – Moja kolej na co?

      – Powiedz mi, co ty byś zrobił ze mną, gdybyś mógł. Powiedz mi, co wydarzyłoby się wczoraj wieczorem, gdybyś nie wyszedł.

      – Boże. – Embry dyszy. Słyszę odgłos skóry sunącej po skórze, widzę oczami wyobraźni jego bladą arystokratyczną dłoń obejmującą pięknego fiuta. – Musiałbyś… wziąłbyś i…

      Z pomrukiem obejmuję kutasa i tarmoszę go brutalnie.

      – Tak.

      – Ja też położyłbym cię na biurku, tylko… – Urywa, by złapać oddech. – Ja bym cię nie bił. Rozchyliłbym twoje pośladki i całowałbym cię wszędzie, gdzie bym tylko zapragnął. Użyłbym języka wszędzie tam, gdzie


Скачать книгу