Od kultury "ja" do kultury "siebie". Roma Sendyka
wszystkiego tego, co w danym momencie buduje „obecną świadomość” (s. 2). Teorie Górskiego wydają się pokrewne ideom Jamesa, jakkolwiek w tekście Świadomość jaźni zależność ta nie zostaje ujawniona. Różnicuje obie teorie nacisk kładziony przez Górskiego na „odwewnętrzne” wytwarzanie się jaźni, spokrewnia kwestia odróżniania jaźni od świadomości.
Interesująco podsumowuje rozważania Górskiego uczeń Emila Durkheima Stefan Czarnowski w recenzji Świadomości jaźni opublikowanej w 1912 roku w „Tygodniku Polskim”, gdzie en passant definiuje swoje rozumienie zjawiska:
Jaźń swoją odczuwamy. Jest to poczucie niewyraźne, ale względnie stałe, towarzyszące wszystkim niemal treściom świadomości. Jaźń nie jest ani przedstawieniem, ani pojęciem, ani ciągłością świadomości – jest to treść uczuciowa i nigdy nie występuje bardzo jasno. Ale jest zupełnie realną. Najlepszy dowód, że można poczucie jaźni utracić, zdając sobie z tego sprawę (depersonalizacja). Poczucie jaźni jest identycznym z poczuciem własnego życia. Źródłem jego są wrażenia wewnętrzne, odpowiadające funkcjom wegetatywnym naszego organizmu112.
c) William James, przekłady
Zainteresowanie Jamesem nie było w powojennej Polsce skorelowane z tempem udostępniania jego tekstów w języku polskim. Ponad wiek trzeba było czekać na tłumaczenie The Principles of Psychology (1890)113 – pracy, której dziesiąty rozdział poświęcony jest definicji pojęcia self. W wersji skróconej wydanej w Polsce w 2002 roku nie kontynuowano rozpoczętej przed wojną tradycji terminologicznej: znikła jaźń, self zamieniono na „ja” lub złożenie „samego siebie”, choć dyskutując tezy Jamesa w 1994 roku (w pracy Jednostka – działanie – społeczeństwo. Koncepcje jaźni w filozofii amerykańskiego pragmatyzmu), Leszek Koczanowicz konsekwentnie używał terminu jaźń.
Uwaga, jaką obdarzono na początku ubiegłego wieku filozofię Jamesa, nie przełożyła się też na szybkie przyswojenie idei interakcjonizmu symbolicznego wyrastającego na gruncie amerykańskiego pragmatyzmu. Wydane pośmiertnie w latach 30. pisma George’a Herberta Meada (zwłaszcza Mind, Self and Society, 1934) docierały do Polski już po drugiej wojnie światowej114. Opublikowane w roku 1975 tłumaczenie Mind… zatytułowano Umysł, osobowość i społeczeństwo, a termin self utknął pośród synonimów słowa „ja”. Starannie omijana była też możliwość użycia w owym tekście terminu jaźń115. Ireneusz Krzemiński skrajnie krytycznie oceniał tę publikację – potencjalnie podstawową dla moich rozważań – pisząc: „Eksperyment ten [tj. zastąpienie self terminem osobowość – R.S.], jak wolno sądzić, czyni całe partie wywodów Meada niemal całkowicie niezrozumiałe, albo też jawnie wypacza sens tych wywodów”. Dalej pisze wprost: „Nie jest to jedyna wada polskiego przekładu. Jego jakość jest na tyle fatalna, że wydanie w tej postaci Umysłu, osobowości i społeczeństwa uznać można za spory skandal edytorski. Czytając ten przekład w żaden sposób nie można zrozumieć, dlaczego tak nieciekawe, nużące i mgliste wywody od kilkudziesięciu lat wywołują ferment intelektualny”116.
d) self czy (self)?
Polskie powojenne losy tego terminu, gdzie indziej dobrze zadomowionego (psychologia Kohuta, socjologia self), można diagnozować śledząc pewien szczególny symptom. Mam na myśli zapis pojawiający się w rozlicznych leksykonach, tłumaczeniach i omówieniach117, prezentujący termin w nieusuwalnej parentezie. To czyni przedmiot mojego zainteresowania jeszcze dziwniejszym. Co jest przedmiotem mojej dyskusji: self czy raczej (self)? Czyżby nawiasy, nabyte w Polsce przez niewinny zaimek, nawiasy, które wbrew motywacji terminu symbolicznie wydzielają mu zdefiniowane terytorium, urastały do rangi symptomu jakiejś nieuświadomionej tendencji naszego lokalnego dyskursu o zwrotnym wariancie tożsamości?
Słowo siebie wydaje się w ogóle nie pojawiać w horyzoncie decyzyjnym tłumaczy. Zastanawiające jest, że tak bardzo obca zdaje się możliwość oddania terminu filozoficznego w najprostszy, zupełnie uzasadniony sposób. Na przykład Aleksandra Żabicka we wstępie do swojej kognitywnej analizy pojęcia jaźni w językach polskim i angielskim znajduje miejsce na wyjaśnienie rozstrzygnięć terminologicznych: deklaruje, że chce unikać „największej pułapki”, „nieprzetłumaczalnego”, „angielskiego słowa self”118. Tłumaczenie tego terminu jako siebie zmusiłoby, jak pisze, do odmiany słowa przez liczby i przypadki, co „odbiłoby się na warstwie stylistycznej”. To spostrzeżenie jest dla mnie symptomatyczne – ze względu na znaczną „migotliwość form” zaimek zwrotny wydaje się w naszym języku tak bardzo pozbawiony ciężaru i właściwości informacyjnych, że nie pozwalamy sobie na użycie go w funkcji terminu. Być może gdyby istniała tradycja konsekwentnej translacji zaimków zwrotnych na zaimki zwrotne, przestalibyśmy mieć wrażenie, że wyrazy „ja” czy „jaźń” – czyli warianty przekładowe self – „zdają się być znacznie rzadziej spotykane w codziennej rozmowie niż wyraz self w potocznej angielszczyźnie”119.
Gdybym miała dokonać wyboru terminu dla polskiej wersji self, odrzuciłabym zarówno samość jako powiązaną z filozofią Nietzschego, jak i sobość Skargi ze względu na radykalnie odmienną konceptualizację120, bliską zresztą w swym ejdetycznym i spirytualnym charakterze jaźni Trentowskiego. Negatywny charakter procesów społecznej interakcji zamknięty w Się Heideggera wyklucza z kolei kontynuowanie tej nomenklatury. Może więc jednak istotnie, jak chciał Krzemiński, zadomowiona już w słowniku socjologów – jaźń?
e) self czy jaźń?
Gdy Żabicka przytacza teksty teoretyczne, stara się, by self w przekładzie osiągnęło ważkość terminu, wybiera zamiast słowa ja ujętego w cudzysłów termin „jaźń”. Przytacza też kilka przykładów decyzji innych tłumaczy, którzy (np. Marek Macko tłumacząc Zen Buddhism and Psychoanalisis Ericha Fromma121) podobnie starają się służyć dwóm bogom: zdroworozsądkowej intuicji przekładania „zwykłego” słowa „ze słownika wyrażeń codziennych” na podobnie zwyczajny ekwiwalent i potrzebie działania terminem, a więc pojęciem abstrakcyjnym. W efekcie mnożą się nieuchronne niekonsekwencje, nawiasy, ukośniki i warianty122.
Jaźń, do której przekonywał Krzemiński, słusznie powołując się na uzasadnienia o charakterze historycznym, nie jest tą translacją, która od razu przekonuje, jednak argument ustabilizowania się terminu w słowniku polskiej socjologii jest decydujący. Nie zmienia to faktu, że jaźń wydaje się jednak skojarzeniem wyraźnie niekompatybilnym z ogólnym123 zakresem terminu self w interakcjonizmie – jaźnią Trentowskiego rządzi transcendencja, termin ma wyraźny religijny (właściwie ezoteryczny) charakter, nie ma w nim żadnego odniesienia do społecznego i zmiennego istnienia jednostki.
Historia przetworzenia powszedniego elementu komunikacji językowej, jakim jest w języku angielskim dyskutowany termin, na określenie ze słownika nauk społecznych wskazuje ponadto na intencje wytworzenia „terminu bliskiego doświadczeniu”124 w sensie Geertzowskim, a tej motywacji trudno szukać w polskim terminie odziedziczonym po Trentowskim. Jako słowo, a także jako koncept, romantyczna jaźń nie spełnia nie tylko warunku
112
S. Czarnowski,
113
W. James,
114
Por. L. Koczanowicz,
115
Być może przyczyną był zapis cenzury kojarzącej
116
I. Krzemiński,
117
Por.
118
A. Żabicka,
119
120
Cytuję: „Czym jest owa sobość: duszą, istotą mnie samego, jakąś strukturą trwałą, ideą, tym, co dla mnie najważniejsze” (B. Skarga,
121
E. Fromm, D.T. Suzuki, R. De Martino,
122
A. Żabicka,
123
Podkreślam słowo
124
C. Geertz, Z punktu widzenia tubylca