Świst umarłych. Graham Masterton

Świst umarłych - Graham Masterton


Скачать книгу
jej ręce pod kątem śladów prochu po wystrzale. Dla pewności. Ale wynik był negatywny, a w domu nie znaleźliśmy wyrzuconych rękawiczek.

      – Nie miała żadnego zazdrosnego byłego czy kogoś w tym rodzaju?

      – Sprawdzimy to, oczywiście. Mam przeczucie, że coś się wyjaśni, kiedy nasi eksperci przejrzą jego księgi rachunkowe. Gość wykiwany na giełdzie potrafi się wściec jak diabli.

      – Racja – rzucił Mathew, popatrując na zegarek. – Mówiłem dziennikarzom, żeby przyszli na czwartą, jeśli to pani pasuje.

      Kiedy wstał, żeby wyjść, do otwartych drzwi gabinetu zapukał detektyw Ó Doibhilin. Był nieogolony, zmierzwione włosy mu sterczały. Miał na sobie brązową puchówkę i jasnoszare dopasowane spodnie dresowe, poplamione piwem.

      – Michael – powitała go Katie. – Jak leci z Twomeyami?

      – Wreszcie myślę, że coś mam.

      – Wykończyli cię, widzę. Wejdź, siadaj.

      – Bez przesady – zaoponował detektyw Ó Doibhilin. – Ale zanudzili mnie na śmierć. Nigdy nie słyszałem tylu bzdur. Te zakute łby gadają tylko o piłce, prochach i z kim się prześpią. Myślałem, że nie wytrzymam. I jeszcze musiałem ubierać się codziennie jak chodząca reklama sportowych ciuchów.

      Katie nie mogła powstrzymać uśmiechu. Detektyw Ó Doibhilin szczycił się elegancją, ale przez ostatnie dwa miesiące pracował pod przykrywką. Obserwował kręgi skupione wokół Twomeya i Quinna, co oznaczało, że mieszkał w wynajętej kawalerce w Fair Hill i włóczył się jako zblazowany koleś z północnego Cork.

      – We wtorek robią przerzut kamperem przez Rosslare. Kamper przypłynie promem z Fishguard. Ma być wypakowany fentanylem.

      – Niezły wynik – przyznała Katie. – Powiedziałeś o wszystkim Begleyowi?

      – Powiem, kiedy tylko wróci z lunchu.

      – Widzisz, mówiłam ci, że te wszystkie wieczory w barze Halfway w końcu się opłacą.

      – Rzeczywiście, ale chyba będę musiał wysłać swoją wątrobę na detoks do Najwyższego, a głowę do kliniki Dean na jakieś poważne oczyszczenie.

      – Musimy wszystko starannie zaplanować. Nie możemy dopuścić, żeby policja skarbowa dopadła ich zaraz po wylądowaniu, a kiedy będziemy jechać za nimi z Rosslare do Cork, nie powinni zorientować się, że są śledzeni. Nie zależy mi na małej rybce. Chcę dopaść Seamusa Twomeya i Douglasa Quinna, a to oznacza, że muszę spróbować złapać ich z fentanylem.

      – Jest kilka miejsc, gdzie zwykle składają towar – powiedział detektyw Ó Doibhilin. – Na tyłach stacji benzynowej Maxol przy Watercourse Road i w opuszczonym domu na rogu Great William O’Brien Street. Wspominali też o broni i materiałach wybuchowych, ale nie wiem, gdzie je chowają. Nie chciałem ich za bardzo naciskać, bo mogliby zacząć coś podejrzewać.

      – Dobrze się spisałeś, Michael. Wiem, że to nie było łatwe.

      – Chyba najtrudniejsza sprawa to zaloty siostry Seamusa Twomeya. Zawsze próbuje zaprosić mnie do siebie do chaty na, jak to mówi, bara-bara. Szkoda, że nie może pani zobaczyć jej rozmiarów. Jezu! Po prostu płetwal błękitny w mini.

      Kiedy wyszedł, Katie dopiła kawę i zaczęła przeglądać wiadomości i raporty, które tego ranka wylądowały na jej biurku. Wieści o Barneyu przekazane przez Conora poprawiły jej samopoczucie, a jeśli to, co usłyszała od detektywa Ó Doibhilina, doprowadziłoby do postawienia w stan oskarżenia za przemyt narkotyków Seamusa Twomeya i Douglasa Quinna, byłby to wielki sukces. Coraz więcej mieszkańców Cork, w różnym wieku, uzależniało się od opioidów. Od stycznia spowodowały śmierć siedemnastu osób. Pacjenci z niezbyt groźnymi dolegliwościami jak bóle pleców zaczynali od leków przeciwbólowych na receptę, a potem szybko się uzależniali i zaspokajali swoje potrzeby, korzystając z czarnego rynku.

      Fentanyl jest jednym z najbardziej szkodliwych opioidów, bo może być pięćdziesiąt razy mocniejszy od heroiny. To on zabił Prince’a. Koledzy z wydziału narkotyków ostrzegali Katie, że w wielu pubach i klubach w mieście coraz łatwiej zdobyć ten narkotyk. Podobnie jak karfentanyl, który pierwotnie służył do usypiania dużych zwierząt, jak bydło, a nawet słonie, albo oksykodon, a przynajmniej jego podróbki.

      Córka sąsiadki Katie, dwudziestoczteroletnia Siobhan, zmarła pierwszego czerwca po przedawkowaniu fentanylu. Miała siedmiomiesięczną córeczkę i brała opioidy, by złagodzić chroniczny ból po trudnym porodzie. Katie była na jej pogrzebie na cmentarzu St Colman. Gdy składali trumnę do grobu, na granitowoszarym niebie ukazała się tęcza. W tym momencie Katie obiecała sobie solennie, że położy kres przemytowi opioidów.

      Nigdy nie sądziła, że będzie to łatwe. Większość dilerów fentanylu wywodziła się z grup IRA. Gang Seamusa Twomeya i Douglasa Quinna był tego przykładem. Nazywali siebie Fola na hÉireann, Krew Irlandii, i byli zdecydowanie najbardziej bezwzględną bandą w mieście, jeśli nie w całym kraju. Jedną z ich ulubionych kar było zmuszanie ofiar do siadania na ustawionym na sztorc metalowym pręcie rusztowania, tak że pomału, osuwając się w dół pod własnym ciężarem, umierali nabici na pal.

      Do pokoju znów zajrzała Moirin.

      – Może jeszcze kawy, pani nadkomisarz? – spytała.

      – Nie, dziękuję, Moirin. Odrobina więcej kofeiny i będę tu skakać jak pchła na patelni.

      – To prawdziwy szok z tym Jimmym Ó Faoláinem – powiedziała Moirin. – Opłacił podróż córeczki mojej sąsiadki do Stanów na leczenie raka i nigdy nie chciał żadnych podziękowań. Z tego, co słyszałam, był niesamowicie flaithiúlach, jednym z najbardziej szczodrych ludzi, jakich można sobie wyobrazić.

      – Wszyscy mi to mówią – przyznała Katie. – Ale nawet święci mają wrogów.

      Spisała punkty swojego wystąpienia przed mediami, a potem wstała i poszła do małej łazienki na tyłach biura. Popatrzyła uważnie na swoje odbicie w lustrze nad umywalką i uznała, że dawno już nie wyglądała tak młodo i ładnie. Wiadomość o Barneyu ją uskrzydliła, ale swoje robiły też świeżo podcięte na pazia włosy. W zeszłym tygodniu była u fryzjera na Camden Wharf. Przyciemnili jej lekko kolor. Rudy wpadał teraz w odcień niemal wiśniowy. Katie bardzo podobało się, jak układają się jej włosy, kiedy lekko potrząsa głową.

      Zawsze uważała, że nie powinna wykorzystywać swojego wyglądu w środowisku, w którym niektórzy z kolegów traktowali kobiety jak gorszy gatunek, ale trzeba się było liczyć z realiami. Niewątpliwie zawsze budziła większy respekt, kiedy wyglądała dobrze.

      Nadkomisarz Pearse zwierzył się jej nawet kiedyś, że nie za bardzo słuchał, co Katie opowiada o systematycznym niszczeniu liczników zużycia wody, bo kiedy to mówiła, po raz pierwszy zauważył, że odcień jej oczu jest „tak mocno zielony”.

      Rozdział 4

      Kierowca i dwóch młodszych krewnych pomogli wysiąść z minibusa piątce pasażerów. Ich włosy były srebrzyste albo już całkiem białe, choć jednemu z nich na łysinie pozostało jedno zaczesywane pasemko, które raz po raz podrywało się na wietrze niczym skrzydło rannej mewy.

      W zwartej grupie, niczym mały oddział marszowy, szurając nogami, przekroczyli bramy cmentarza Świętej Katarzyny. Wszyscy byli ubrani na czarno, poza jedną kobietą, która miała na sobie ciemnozielony płaszcz. Dwóch młodszych krewnych szło za nimi, niosąc owinięte celofanem bukiety czerwonych róż.

      Mijali ślepe kamienne anioły i klomby, aż doszli do mogiły z wysoką tablicą z czarnego marmuru. Z trzech stron otaczał ją żywopłot z ciemnych cisów,


Скачать книгу