Świst umarłych. Graham Masterton

Świst umarłych - Graham Masterton


Скачать книгу
tyle informacji i smakowitych szczegółów śledztwa, ile mogła. W granicach rozsądku. Nie miała jednak zamiaru dać się podpuścić.

      – Przykro mi, pani nadkomisarz – odparł Thomas O’Neill. – Nie mogę zdradzić źródła. Ale jest bardzo wiarygodne, o tym mogę panią zapewnić.

      – W gruncie rzeczy nie obchodzi mnie to, nawet jeśli sam archanioł Gabriel szepnął panu coś do ucha, gdy pan spał. Nie mam nic więcej do powiedzenia, zwłaszcza na temat niesprawdzonych pogłosek. Podałam państwu najświeższe informacje o zabójstwie Jimmy’ego Ó Faoláina i na dziś to już wszystko. Koniec konferencji.

      Wyłączyła mikrofon i wstała. Nadkomisarz Pearse i Mathew McElvey również się podnieśli. Prawie wszyscy dziennikarze, przekrzykując się, pytali o to samo. „Pani nadkomisarz, czy to był funkcjonariusz O’Regan?”, „Ten człowiek bez głowy to O’Regan?”, „Potwierdzi pani, czy to był funkcjonariusz Garda Síochána, O’Regan?”.

      Katie ruszyła do wind, a za nią, próbując dotrzymać jej kroku, pospieszył nadkomisarz Pearse. Mathew McElvey już miał też pójść jej śladem, ale zawrócił i starał się uciszyć dziennikarzy. Jednak czekając na windę, Katie nadal słyszała wrzawę.

      Gdy ona i Pearse wjeżdżali na piętro, patrzyli na siebie ponuro, a potem w milczeniu skierowali się korytarzem do gabinetu komendanta MacCostagáina i zapukali do drzwi.

      Komendant stał przy oknie z filiżanką herbaty. Odwrócił się i uśmiechnął na ich widok.

      – O, Kathleen, Michael. Co się dzieje?

      – Chodzi o tego faceta bez głowy, którego znaleziono na cmentarzu Świętej Katarzyny – powiedział Pearse.

      – Tak?

      – Właśnie składaliśmy oświadczenie na temat Jimmy’ego Ó Faoláina, ale dziennikarze chcieli tylko dowiedzieć się czegoś o tym bez głowy.

      MacCostagáin popatrzył na Katie.

      – Myślałem, że nie będziesz o tym wspominać, dopóki się nie dowiemy, kto to był.

      – Niestety, już się o tym od kogoś dowiedzieli – odparła. – A w dodatku ktoś poinformował ich, że to Kieran O’Regan.

      – O święty Patryku i święci anielscy. Myślisz, że to prawda?

      – Na razie nie mam pojęcia. Ciało nie miało głowy i nie znaleziono przy nim niczego, co pomogłoby ustalić tożsamość. Każę O’Donovanowi skontaktować się z rodziną O’Regana. Zobaczymy, czy zaginął. Tymczasem poproszę Billa Phinnera, by sprawdził odciski palców i DNA.

      – Kieran O’Regan był na bezterminowym urlopie, więc nikt nie mógł się dziwić, że nie pojawił się na służbie – wtrącił nadinspektor Pearse.

      – Pytałaś dziennikarzy, dlaczego sądzą, że to on? – spytał MacCostagáin, ale jeszcze nim zdołała się odezwać, dorzucił: – Oczywiście pytałaś i nie chcieli ci powiedzieć.

      – No tak. Ale nic mnie nie obchodzi, co nakazuje im kodeks zawodowy. Zgodnie z prawem nie wolno im odmówić podania nam źródła tej informacji.

      – Mam nadzieję, że im o tym przypomniałaś.

      – Nie, panie komendancie. Dziś nie naciskałam, bo chcę najpierw potwierdzić tożsamość ofiary. Wszystko w swoim czasie. Ale już ja ich docisnę, może mi pan wierzyć, zwłaszcza jeśli okaże się, że to rzeczywiście O’Regan. Ci dziennikarze zawsze zapominają o trybie warunkowym, prawda? Mogą chronić anonimowość źródła, jeśli to nie zagraża bezpieczeństwu państwa lub jakiejś konkretnej osoby. A gdyby ofiarą okazał się O’Regan, występują oba typy zagrożenia. I to w najwyższym stopniu.

      – Jezu, ale kaszana – rzucił MacCostagáin. Usiadł i zapatrzył się w swoją filiżankę herbaty, jakby jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie widział i zastanawiał się, jakim cudem takie dziwo trafiło do jego rąk.

      – Ktokolwiek dał cynk mediom o tych zwłokach bez głowy, musiał chcieć to nagłośnić, bo najwyraźniej informacja poszła do każdej gazety, stacji radiowej i oczywiście telewizji RTÉ – powiedziała Katie. – Podejrzewam, że to sprawcy. Przecież musieli poświęcić sporo czasu na przygotowanie sobie listy mediów, z którymi się skontaktują, więc pewnie zrobili to wcześniej, zanim dokonano mordu. No i nasuwa się podstawowe pytanie: Skąd mieliby wiedzieć, że to O’Regan, jeśli to nie oni go zabili? Wiadomo, jego zdjęcia były w gazetach, można go było zobaczyć w telewizji i tak dalej, ale ciało nie miało głowy. Jeżeli my nie mogliśmy go rozpoznać, to jak mógłby to zrobić ktokolwiek inny? I jeszcze ten flet wetknięty w szyję…

      Komendant MacCostagáin uniósł na nią wzrok. Jego twarz zdradzała potworne zmęczenie. Niewątpliwie i jemu też coś podobnego przyszło do głowy. Można było tylko zgadywać, co z tego wszystkiego wyniknie. Czy to oznacza koniec Garda Síochána w obecnej formie i przedwczesny kres jego kariery?

      – Jeden flet, nic więcej – prychnął. – Kto by pomyślał?

      – Jeszcze nic nie wiadomo na pewno – powiedziała Katie. – Może to coś znaczy albo nie znaczy nic. Jeśli jednak miała to być wiadomość, pewnie wszyscy odczytalibyśmy ją podobnie.

      – To mnie zwala z nóg. Jakbyśmy nie mieli dość kłopotów po tamtym zgłoszeniu O’Regana. Na kiedy był wyznaczony termin posiedzenia komisji? – spytał komendant. – Chyba jakoś niedługo.

      – Na przyszły czwartek, o ile wiem – odparła. – To miało zależeć od tego, ile czasu zabiorą zeznania sierżanta Duffy’ego na temat manipulacji przy badaniach alkomatem.

      – Ale bagno. Wcale mnie nie dziwi, że Nóirín O’Sullivan się poddała. Na jej miejscu zrobiłbym to samo. Choć nigdy nie proponowano mi udziału w komisji. Ja nie bawię się w takie rzeczy.

      Katie westchnęła ciężko.

      – W każdym razie wszystkie te dywagacje na nic, póki nie ustalimy, czy to naprawdę O’Regan – zauważyła. – W razie gdyby to się potwierdziło, będzie w czym wybierać, jeśli chodzi o podejrzanych. No a jeśli to nie byłby on, to Bóg jeden wie, co dalej.

      * * *

      Katie zastała detektywa O’Donovana w sali odpraw. Stukał dwoma palcami w klawiaturę komputera, jedząc bułkę z szynką i pomidorem.

      – Patrick. Normalnie wysłałabym tam kogoś z mundurowych, ale to byłoby podejrzane. Nie chciałabym, żeby sąsiedzi zobaczyli pod domem radiowóz. Może zabrałbyś ze sobą Padragain, na wypadek gdyby potrzebny był ktoś, na czyim ramieniu można się wypłakać.

      – No, miejmy nadzieję, że to nie on – powiedział O’Donovan. – To w porządku gość. Choć trochę sztywny, służbista, wie pani, co mam na myśli? Nawet gdyby jechał do zabójstwa, nie zaparkowałby przy żółtej linii.

      – Nie obchodzi mnie, jak parkował. Na razie chcę wiedzieć tylko, czy żyje.

      O’Donovan wstał, ugryzł jeszcze kawałek kanapki i ruszył po płaszcz przeciwdeszczowy z wieszaka.

      – Mam złe przeczucia – wyznał.

      – Nie ty jeden, Patrick. Tragedia wisiała na włosku.

      Rozdział 6

      Kiedy detektyw Michael Ó Doibhilin szedł Baker Road w kierunku baru Halfway, znowu zaczęło mżyć. Stanął przy wejściu, by otrzepać z wody brązową puchową kurtkę.

      To był składający się z jednej sali pub na końcu szeregu podupadłych sklepików po północnej stronie miasta, obok zabudowań ośrodka zdrowia St Mary’s. Tego wieczoru grał zespół Padłe Osły. Michael słyszał, jak przy


Скачать книгу