Nieodpowiednia dziewczyna. J. Harrow
utrę nosa mojej siostrze, tym szybciej da mi spokój. Kate nie powinna się obrazić. W końcu zerwaliśmy w czerwcu. Pewnie sama już się z kimś spotyka… Chwilę się zastanawiałem, czy widząc ją z kimś innym, byłbym teraz zazdrosny. Raczej nie. Kate była mi obojętna, mogłem z nią normalnie rozmawiać, kompletnie nic nie czując. Zresztą, tak naprawdę byliśmy ze sobą chyba bardziej z przyzwyczajenia. Na początku coś tam iskrzyło, ale to szybko minęło. Przynajmniej u mnie. Miałem nadzieję, że Kate też już się pozbierała. Nie chciałem, żeby cierpiała, bo w sumie fajna z niej była dziewczyna. I całkiem ładna, co poniekąd mnie pocieszało. Szybko powinna sobie kogoś znaleźć i zapomnieć o mnie. O ile już dawno nie zapomniała.
Wróciłem myślami do Jojo. Jakie durne były moje problemy w porównaniu z tymi, które miała ona… Poczułem się lekko zażenowany samym sobą. Jakby to była moja wina, że u mnie wszystko układało się tak normalnie. Jojo miała teraz szesnaście lat, była tylko trzy lata młodsza ode mnie. Ciekawe, jak wygląda? Gdzie mieszka? Czy jej sytuacja uległa zmianie, czy jest jej lżej? Przymknąłem oczy. Mogłem tylko mieć nadzieję, że tak.
TERAZ, PAŹDZIERNIK
Lubiłem takie wieczory jak ten. Gotowaliśmy razem, dzieląc się poszczególnymi czynnościami, i opowiadaliśmy sobie, jak nam minął dzień. Takie zwyczajne, przyjemne chwile. Alice uwielbiała gotowanie, podobnie jak moja mama. A ja chętnie jej pomagałem, jeszcze chętniej testując smak przygotowywanych dań.
– Nie za mdłe? – Zerknęła na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem.
– Hmmm… – Zastanowiłem się chwilę. – Może dodać odrobinę pieprzu lub chili?
Moja dziewczyna w tych sprawach nigdy nie dawała się nabrać i w kuchni musiałem być po prostu szczery. Dobrze, że się nie obrażała i mogłem swobodnie wypowiadać moje sugestie! Używając mojej łyżki, posmakowała jeszcze raz przygotowywanego risotto.
– Masz rację, brakuje pikanterii.
– A my lubimy pikanterię, prawda? – Pocałowałem ją w kark.
Zamruczała dwuznacznie. Już nie mogłem się doczekać zarówno kolacji, jak i tego, co zapewne czekało mnie oprócz niej. Odrobina wina i spora dawka seksu. Dzisiaj mieliśmy mieszkanie tylko dla siebie i nie zamierzaliśmy marnować tak rzadkiej okazji. Liz wyjechała na weekend do nowego chłopaka, a Alice zrezygnowała z odwiedzin u rodziców. Zdecydowanie wolała zostać ze mną i już zaplanowała nam nadchodzące dwa dni. Na szczęście pozostawiła mi decyzję co do dzisiejszego wieczoru, więc zostaliśmy w domu, zamiast ruszyć na miasto. Nie żebym oszczędzał i nie chciał zabierać Alice na kolację, ale po prostu uwielbiałem wspólne gotowanie. I oczywiście to, co po nim zwykle następowało. A nawet w trakcie…
Nalewając nam po kolejnym kieliszku wina, obserwowałem, jak lekko się uśmiecha sama do siebie. Miała taką niewinną twarzyczkę, niemal dziecięcą. Wiele osób nie wierzyło, że ma już dwadzieścia cztery lata. Sam na początku się zdziwiłem, że jest tylko rok ode mnie młodsza. Poznaliśmy się jeszcze na studiach, ale wtedy każde z nas kogoś miało. Ona na poważnie, ja raczej nie, ale jednak. Rzuciła kolesia już po pierwszej randce ze mną. Z jednej strony mi to zaimponowało, z drugiej trochę wystraszyło. Myślałem, że może jest jakaś nawiedzona czy coś. Na szczęście się nie zraziłem i tak oto, po niemal dwóch latach, zamieszkaliśmy razem i chyba mogę powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi. Nasze rodziny też niemal od razu się polubiły. Szczególnie moja mama jest zachwycona Alice. Nic dziwnego – jej jedyny syn ma ugotowane, wyprane… Mama zawsze się martwiła, żebym tylko znalazł sobie „normalną” kobietę. Czyli w jej mniemaniu taką, która dba o dom, męża, dzieci itp. Można powiedzieć, że gatunek niemal na wyginięciu w dzisiejszym Londynie.
– Nie zauważyłeś, że byłam u fryzjera…
Alice spojrzała na mnie wyczekująco, ale mimo usilnych starań wciąż nie widziałem, co się w jej włosach zmieniło. Nadal były niemal czerwone, proste i długie.
– Grzywka. – Pokazała palcem na swoje czoło.
– Faktycznie!
Jak mogłem nie zauważyć? Wcześniej miała odsłonięte czoło, a teraz przykryte cienką warstwą włosów. Zrobiłem przepraszającą minę.
– To dlatego, że niemal cały wieczór oglądam cię od tyłu.
Roześmiała się i zakręciła zadziornie tyłeczkiem.
– No i widzisz? – Klepnąłem ją delikatnie w pośladek. – Jak ja mam się skupić na włosach?
Podszedłem bliżej, wyciągnąłem ramię i odstawiłem patelnię z palnika.
– Kolacja chwilkę poczeka – mruknąłem jej do ucha.
Po chwili siedziała już na blacie, obejmując mnie w pasie obiema nogami.
– Czy teraz kucharka otrzyma wynagrodzenie za swoją ciężką pracę? – zapytała zaczepnie, bawiąc się moimi włosami.
– Oj tak… A jak będzie mi smakować, to potem dostanie jeszcze napiwek.
– A więc będzie spory napiwek.
Pocałowała mnie namiętnie, a ja się jej odwzajemniłem. Zdecydowanie lubiłem takie wieczory!
TERAZ, PAŹDZIERNIK
Czekałem na mamę już blisko godzinę i powoli zacząłem się niecierpliwić. Nigdy wcześniej nie byłem w szpitalu. Generalnie nie chorowaliśmy i mama pierwszy raz musiała poddać się serii jakichś badań, które, jak mi się wydawało, trwały w nieskończoność. Od wielu miesięcy skarżyła się na dolegliwości trawienne i w końcu namówiliśmy ją na wizytę u lekarza. Niestety, okazało się, że najprawdopodobniej ma zespół jelita drażliwego, ale diagnoza musiała zostać fachowo potwierdzona. Należało też wykluczyć inne, poważniejsze choroby. Było mi jej żal, bo problemy trawienne, jakkolwiek nazwane, oznaczały przejście na specyficzną dietę. A mama przecież tak kochała jedzenie!
Poczułem zapach mięsa. Po chwili obok przeszła kobieta, pchając przed sobą wózek z naczyniami wypełnionymi jedzeniem. No tak, w szpitalu była pora lunchu. Od razu zrobiłem się głodny i podreptałem niechętnie do automatu ze słodyczami. Na razie musiałem zadowolić się batonikiem. Po wyjściu ze szpitala mieliśmy iść na obiad, więc nie zamierzałem wcześniej nadmiernie zapełniać żołądka. Przede mną usiadła jakaś para. Nastolatki, jak przypuszczałem. Dziewczyna najwidoczniej też poczuła zapach jedzenia, bo uniosła głowę znad smartfona, próbując zlokalizować, skąd dochodziła smakowita woń.
– Ciekawe, co dzisiaj podają – mruknęła do swojego towarzysza. – Podobno całkiem dobrze tu karmią.
Drgnąłem. Natychmiast wróciły do mnie wspomnienia. Wspomnienia napisane przez Jojo…
Już zapomniałam, jakie to miłe dostać porządny, ciepły posiłek. Najlepsze jest jednak to, że w szpitalu mogę wybrać, co chcę zjeść. Nie jest to może zbyt szeroki wybór, ale jednak… W domu to ojciec dyktuje menu, a matka się potulnie dostosowuje. Na mój wegetarianizm nie ma miejsca, więc zwykle chodzę głodna. Te resztki warzyw i owoców, które znajdują się czasami w lodówce, zazwyczaj wyjada Paul i dla mnie niewiele zostaje. Niby się już przyzwyczaiłam, ale to cholernie trudne. Mam tylko trzynaście lat… Chyba nie powinnam w tym wieku sama sobie gotować? Żebym chociaż miała z czego! Albo gdybym miała kieszonkowe – mogłabym wtedy sobie coś kupić… Jakie to szczęście w nieszczęściu, że trafiłam do szpitala! Nie miałam pojęcia, że w takim miejscu tak dobrze karmią. Najchętniej bym tutaj została. Pojutrze mają mnie wypisać… Muszę coś wymyślić.
Nie wiedziałem, dlaczego Jojo trafiła wtedy do szpitala, ale jej wpis mocno zapadł mi w pamięć. Kolejny raz się zdziwiłem, że ktoś może mieć tak różne życie rodzinne od mojego. Czytając tamten wpis, nie miałem pojęcia,