Nieodpowiednia dziewczyna. J. Harrow
film może kwadrans, gdy nagle poczułem, jak głowa Alice zrobiła się cięższa. Nie mogłem uwierzyć, że usnęła! Jak można było zasnąć na Nietykalnych? Sam oglądałem dalej, od czasu do czasu wybuchając śmiechem. No dobrze, może nie było to tak ekspresyjne, bo starałem się nie obudzić Alice, ale naprawdę świetnie się bawiłem. W takich momentach zdarzało mi się żałować, że nie mam z kim chodzić do kina. Gdy tylko coś mnie zainteresowało, Alice krzywiła się i ostatecznie lądowaliśmy w sali kinowej na jakimś filmie fantasy. Nie żebym nie miał wyobraźni, ale nigdy nie rozumiałem fenomenu takich filmów jak Władca Pierścieni czy Harry Potter. Najwidoczniej, mimo upływu lat, nadal byłem typem outsidera. Przynajmniej w sferze kulturalnej.
Film właśnie się kończył i leciała scena w restauracji, gdy obiekt westchnień w końcu spotyka się osobiście z niepełnosprawnym bohaterem. „Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach”, przemknęło mi przez myśl. To było jak echo czyichś słów, nie moich. Po chwili przypomniałem sobie, kto to powiedział. A właściwie napisał…
May zabrała mnie do kina. Film mi się podobał, ale trudno mi uwierzyć, że to było na podstawie faktów. Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach… Jaka kobieta pokochałaby sparaliżowanego faceta? No sorry, jakoś w to nie wierzę. Pewnie reżyser wymyślił sobie to „na faktach”, żeby film więcej kasy zarobił – ludzie w końcu lubią takie „prawdziwe” historie. No nieważne… Fajnie jest czasem wyrwać się z domu, jak normalny człowiek. W sumie oprócz May nie mam nikogo. W szkole jest wciąż chujowo! Naśmiewają się ze mnie, bo nie mam markowych ciuchów i ogólnie jestem dziwna. Dobrze, że May mieszka piętro wyżej, odkąd się wprowadziła, jest lepiej. Mam do kogo pójść. Uciec. Ona mnie akceptuje, mamy zresztą podobny gust muzyczny i filmowy. Jest o czym pogadać. Zauważyłam jednak, że nawet ona unika mnie w szkole. Nie mogę mieć jej tego za złe. To obciach trzymać się ze mną. Musi dbać o reputację, szczególnie że jest w szkole nowa. Wiem, jak to jest być nieakceptowanym. Nie życzę jej tego, niech ma lepiej ode mnie.
Delikatnie odsunąłem Alice i wstałem, żeby rozprostować kości. Spała w najlepsze. Uśmiechnąłem się sam do siebie i poszedłem do kuchni zrobić herbatę. Koniecznie z cytryną i miodem. Gdy zalewałem dzbanek, poczułem delikatne dłonie na swoim brzuchu.
– Czemu mnie nie obudziłeś? – mruknęła zaspanym głosem.
– A po co? Miałaś ciężki tydzień, pewnie potrzebujesz odpocząć.
– Zawsze się o wszystkich troszczysz, co?
Nie wypuszczała mnie z objęć, więc zrobiłem ostrożnie krok w bok, z Alice przyklejoną do moich pleców. Odstawiłem czajnik i chwyciłem jej dłonie, uwalniając się chwilowo z jej uścisku. Odwróciłem się i przytuliłem ją z powrotem, tym razem normalnie.
– To źle? Lubię się o ciebie troszczyć.
– A ja o ciebie… – szepnęła.
Odchyliła się lekko i spojrzała mi prosto w oczy.
– Wiem, że dopiero niedawno się wprowadziłeś, ale… – zawahała się. – Myślę, że jestem gotowa na kolejny krok.
Już chciałem zapytać jaki, ale w porę się powstrzymałem. Przełknąłem ślinę sparaliżowany jej słowami i tym, co oznaczają. Gdy ostatnio byliśmy w odwiedzinach u moich rodziców, mama napomknęła, że skoro postanowiliśmy razem zamieszkać, to czeka na rychłe wieści o zaręczynach. Obróciłem to wtedy w żart, ale teraz przypomniałem sobie wzrok Alice. Ona też na to czekała! Wydawało mi się, że mamy jeszcze czas, ale… Właściwie to chyba nigdy aż tak poważnie nie podchodziłem do naszego związku. Miałem dopiero dwadzieścia pięć lat, od niedawna stałą pracę i niezłe dochody. Nigdy bym nie pomyślał, że według Alice jesteśmy już gotowi na… Boże! Spanikowałem. Czułem, że mam spocone dłonie i czoło, choć nie byłem pewien, czy to nie efekt przeziębienia.
– Daniel?
Alice wypuściła mnie z objęć, ale nie przestała się we mnie wpatrywać.
– Chyba mam temperaturę… – wykrztusiłem z siebie pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy.
– Faktycznie słabo wyglądasz. Lepiej się połóż. Przyniosę ci tę herbatę.
Posłusznie podreptałem do naszego pokoju i wskoczyłem pod kołdrę. Wcale nie czułem się bardziej chory niż jeszcze dziesięć minut temu, ale nagle postanowiłem udawać umierającego. A już na pewno sennego. Może w ten tchórzliwy sposób uda mi się oddalić tę chwilę, kiedy Alice znów poruszy temat ślubu… A byłem pewien, że do niego wkrótce powróci.
TERAZ, LISTOPAD
Alice, ku mojemu zdziwieniu, nie poruszyła więcej kwestii zaręczyn. Cały tydzień podświadomie na to czekałem, układając w głowie scenariusz tej sceny. Przygotowałem kilka wersji przemówień, które miały delikatnie odwieść ją od tego pomysłu. Przynajmniej w najbliższym czasie. Dni mijały, a ona milczała. Nie dosłownie, bo tego nie miała w zwyczaju. Raczej należała do gaduł. Niemniej, gdy wróciłem w poniedziałek z pracy, zaskoczyła mnie czymś zupełnie innym.
– Myślałeś kiedyś o tatuażu?
– To znaczy?
– Żeby sobie zrobić.
– Nie.
– A ja tak. – Podeszła do mnie i podsunęła mi pod nos ekran swojego smartfona. – Coś takiego.
– Kłódka w kształcie serca?
Przesunęła palcem po ekranie i po chwili patrzyłem na tatuaż przedstawiający klucz. Taki staromodny, jak do bramy jakiegoś zamku. Albo do celi.
– Moglibyśmy zrobić sobie oboje takie tatuaże na nadgarstkach.
Patrzyłem na nią, przetrawiając ten zwariowany, w moim mniemaniu, pomysł.
– Nie wytatuuję sobie serduszka na ręku, zwariowałaś?!
Alice roześmiała się.
– Ja to zrobię, głuptasie! A ty machniesz sobie kluczyk. Wiesz, do tej mojej kłódeczki w kształcie serca.
Po chwili pojąłem symbolikę, którą przedstawiały tatuaże pokazane mi przez Alice. Nadal jednak nie rozumiałem, skąd jej się wziął ten pomysł. Nigdy nie wspominała, że chce mieć jakikolwiek tatuaż.
– To byłoby takie… romantyczne.
– Aha – mruknąłem.
Podeszła i wskoczyła mi na kolana, obejmując rękoma za szyję.
– Dan, zróbmy to. Taki dowód naszej miłości.
– Że niby mam klucz do twojego serca, tak?
Skinęła głową. Jej proszące oczka świdrowały mnie na wylot i w końcu uległem.
– Super! – Obsypała moją twarz pocałunkami.
Nie byłem nastawiony pozytywnie do tego pomysłu i Alice doskonale to wyczuwała. Postanowiła więc dołożyć wszelkich starań, żeby mnie przekonać. A w przekonywaniu mnie do czegokolwiek była niekwestionowaną mistrzynią.
Po chwili siedziała na mnie okrakiem i rozpinała guziki mojej koszuli. Zaczęła całować moją szyję, a potem zeszła niżej i jeszcze niżej… Gdy rozpięła suwak moich spodni, byłem już niemal przekonany, że tatuaż jest całkiem niezłym pomysłem. Dziesięć minut później byłem gotowy przyznać, że to najlepszy pomysł na świecie. Tak, moja dziewczyna była zdecydowanie mistrzynią przekonywania.
Następnego dnia poszliśmy do studia tatuaży, poleconego nam przez kolegę Alice. Byłem nieco przerażony, bo miejsce wydało mi się kompletną norą. Zastanawiałem się, czy ludzie tu pracujący nie są pod wpływem jakichś dragów, a nawet podzieliłem