Nieodpowiednia dziewczyna. J. Harrow

Nieodpowiednia dziewczyna - J. Harrow


Скачать книгу
a ten chłopak pewnie tylko dolał oliwy do ognia.

      Nigdy mu tego nie wybaczę! Problem w tym, że on pewnie ma to w dupie. Gdybym tylko wiedziała, jak mogłabym go ukarać… Życzę mu, żeby kiedyś jakaś dziewczyna tak mu zrobiła. Niech poczuje się tak jak ja! Cała klasa się ze mnie śmiała. Wszyscy przesyłali sobie nasze wiadomości. Całą pieprzoną konwersację! Nie rozumiem, co ich aż tak śmieszyło. Po co Kris się ze mną umawiał dla żartów? Według mnie to wcale nie jest zabawne. Co w tym śmiesznego, że chłopak pisze do dziewczyny, zaprasza ją na randkę, ta się zgadza, a on potem się z niej śmieje, że to był żart? A może nie umiem się z tego śmiać, bo tą dziewczyną jestem ja? Ta „obleśna brudaska”, „dziwadło”, „szmacianka”… Nie wiem, jakie jeszcze przezwiska mam w szkole, ale te słyszałam na własne uszy. Nie rozumiem, dlaczego uważają, że się nie myję. Robię to codziennie i nigdy nie noszę brudnych ciuchów. A że mój styl im się nie podoba, to nie moja wina. I nie ich sprawa! Nienawidzę ich wszystkich! A najbardziej Krisa, bo myślałam, że on mnie choć trochę lubi. Takie sprawiał wrażenie. Ja też go lubiłam, chyba. W każdym razie podobał mi się. Te oczy, uśmiech… I ta zawadiacka poza, zawsze wiedział, czego chce, i był taki odważny. Wydawało mi się, że odważny również na tyle, żeby się ze mną umówić, choć byłam pośmiewiskiem całej szkoły. Ale nie… To była farsa, zaplanowana zabawa moim kosztem. Miał ubaw po pachy. On i cała reszta.

      Alice dorwała mnie na ławce. Dopiero co zdążyłem usiąść…

      – Chyba dzisiaj nic nie znajdę… – jęknęła.

      – No coś ty? – Przeraziłem się nie na żarty. – Chyba nie przyjdziemy tu znowu jutro?!

      Spojrzała na mnie z wyrzutem. No tak, przecież to była kwestia życia lub śmierci!

      – A co mam robić? – warknęła. – Ty stroisz miny, a ja nie obeszłam nawet połowy butików. Przyjdę tu jutro z Liz. Może mi coś doradzi, bo na ciebie nie mogę najwidoczniej liczyć.

      Ucieszyłem się tak bardzo, że musiałem mocno się wysilić, żeby tego nie zauważyła. Przyjąłem zatroskany wyraz twarzy i pogładziłem ją po plecach.

      – Nie wiem, jak ci doradzić, bo dla mnie we wszystkim wyglądasz szałowo.

      Uśmiechnęła się lekko, ale zaraz znów spochmurniała.

      – Gówniarstwo robi sztuczny tłum i tylko zajmuje przymierzalnie.

      Powędrowałem wzrokiem w kierunku, w którym patrzyła. Grupa nastolatków wkraczała właśnie do jednego z butików, robiąc przy tym sporo zamieszania.

      – Podobno zazwyczaj nawet w południe jest ich pełno, tak mi powiedziała kasjerka przed chwilą.

      – Nie powinni być wtedy w szkołach?

      – Powinni. Pewnie wagarują. Nie pamiętasz już, jak to było?

      Nie pamiętałem. To znaczy nie z autopsji, bo sam nie wagarowałem. Chyba nigdy. Za to Jojo swego czasu robiła to nagminnie…

      Nie wiem, co jest gorsze – chodzenie do szkoły czy awantury ojca. Odkąd dowiedział się o moich wagarach, nie daje mi żyć. Wcześniej rzadko wchodził do mojego pokoju, a teraz nie ma dnia, żeby mi głowy nie suszył! Mam go serdecznie dosyć! Śniło mi się, że stoję za drzwiami i czekam, aż wejdzie. Miałam w rękach siekierę i chciałam go nią ciachnąć. Jak wszedł, to się zamachnęłam, ale nagle siekiera okazała się kijem i tylko go lekko zdzieliłam po głowie. Wkurzył się i zabrał mi ten kij. Zaczął mnie nim okładać, a ja chciałam się bronić, ale nie wiedziałam jak. Nagle weszła matka i wbiła mu nóż w plecy. Ten duży, kuchenny nóż, który on sam jej kupił kilka lat temu. Ojciec odwrócił się do niej, a ja wtedy zobaczyłam jego plecy. Całe zakrwawione, nóż wbity w sam środek… Ucieszył mnie ten widok i zaczęłam się śmiać. Tak się histerycznie śmiałam, że aż mnie ten śmiech obudził. W realu nie umiałabym go zaatakować. Za każdym razem paraliżuje mnie strach. Nie wiem, dlaczego tak się go boję. Może przez to, co robi Paulowi? Nie mogę dłużej patrzeć, jak się biją. Chowam się w swoim pokoju i czuję jak ostatni tchórz. Powinnam pomóc bratu, połączyć siły. Jestem beznadziejna! Nie wiem, co będzie, jak Paul się wyprowadzi. Płakałam całą noc, bo wczoraj powiedział, że za tydzień znika… Nie wiem, co ma na myśli, ale wiem, że chce się wyprowadzić. W sumie jest już pełnoletni, pewnie też bym tak na jego miejscu postąpiła… Nie chcę zostać tutaj sama. Boję się. Boję się ojca coraz bardziej. Wiem, że jak nie skończę z wagarami, to w końcu zacznie mnie bić. Wścieknie się, wiem to na pewno. Ale ja nie umiem się zmusić. Nie chcę chodzić do tej zasranej szkoły. Mam dosyć tych wszystkich wyzwisk, spojrzeń… Tak bardzo chciałam iść na studia, ale nic z tego nie będzie, widzę to coraz wyraźniej.

      Po powrocie z zakupów chciałem zadzwonić do Eve. Uznałem, że najwyższy czas powiedzieć jej o pamiętniku. Nie odbierała. Próbowałem kilka razy, ale bez skutku. Pomyślałem, że może jest bardzo zajęta w pracy. Coś mi wspominała, że grudzień zawsze jest ciężki. Jak w każdej branży. Ludzie wariują przed świętami. Widziałem to wszędzie – moja mama, siostra, Alice, tłumy w galeriach. Wszędzie wszyscy zachowują się jak wariaci! Marzyłem o świętach, gdzie usiadłbym w ciszy, przy zapalonych lampkach, ze szklaneczką dobrej whisky… Bez telewizora, zbędnej masy prezentów i tego wszechobecnego kiczu. Alice mnie nie rozumiała. Uwielbiała cały ten świąteczny szał. Jedyne, co oboje lubiliśmy w świętach, to przygotowywanie specyficznych potraw. Moja mama i Alice miały w tym mistrzostwo i w sumie lubiłem im wtedy pomagać, podjadając oczywiście to i owo. Ktoś przecież musiał być testerem.

      Założyłem kurtkę i pod pretekstem wyskoczenia do kolegi po jakiś bardzo niezbędny dysk wyszedłem z domu. Pod kurtką schowałem pamiętnik Jojo i pognałem prosto do studia tatuażu. Skoro nie odbierała, była zapewne bardzo zajęta pracą. Istniała więc spora szansa, że ją zastanę. Wszedłem do środka i rozejrzałem się pobieżnie. Nie zauważyłem jej, ale przy recepcji była jakaś dziewczyna.

      – Dzień dobry – przywitałem się. – Ja do Eve. Zastałem?

      – A byłeś umówiony?

      – Nie. Ja w innej sprawie, w sumie…

      Spojrzała na mnie podejrzliwie.

      – Eve nie ma. Wyszła jakiś czas temu z bratem.

      – Z bratem? – Powtórzyłem jak echo. – Z Paulem?

      – Tak… – Wciąż patrzyła na mnie nieufnym wzrokiem. – Znasz go?

      – W sumie nie. Nie osobiście.

      Dziewczyna najwidoczniej uznała, że zakończyliśmy rozmowę, bo jakby nigdy nic pochyliła się nad komputerem i włożyła słuchawki. Pomachałem jej ręką przed oczami. Z nieukrywaną irytacją zdjęła je z uszu.

      – Coś jeszcze?

      – Tak. Kiedy Eve wróci? Mam do niej sprawę.

      – Skąd mam wiedzieć? – burknęła. – Skoro brat przyjechał z daleka, to chyba nieprędko, no nie?

      – Czyli dzisiaj już nie? – drążyłem.

      – No raczej. Coś przekazać?

      Zastanowiłem się chwilę. Lepiej zrobię, próbując się do niej dodzwonić. W końcu musi odebrać. Jak nie dzisiaj, to jutro, pojutrze. Problem w tym, że strasznie się niecierpliwiłem. Jakby kwestia oddania jej pamiętnika była czymś pilnym. Tyle lat przeleżał u mnie, a teraz czułem się w obowiązku natychmiast jej go zwrócić. A może po prostu chciałem ją zobaczyć? Pożegnałem się i wróciłem do domu.

      Zastanawiały mnie słowa tej dziewczyny. Brat Eve przyjechał z daleka… Czyli skąd? Tego nie dowiedziałem się z pamiętnika. Ostatni wpis, w którym wspominała o Paulu, dotyczył jego wyprowadzki. Tak jak powiedział, tak zrobił. Wdał się w jakieś szemrane towarzystwo, prawdopodobnie handlował dragami…


Скачать книгу