Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
Kapitanie?
– Chcę zmusić ją, żeby przeleciała środkiem.
– Aye, kapitanie.
– Broń!
– Broń, aye.
– Daly, wstrzymajcie ogień. Podejrzewam, że za kilka minut chmura zacznie kurczyć się do środka. Gdy tak się stanie, uderzcie w nią tyloma głowicami nano-D, iloma zdołacie!
– Aye, aye, kapitanie!
Pochyliła się naprzód, wpatrując się w komputerowo generowaną panoramę. Widziała białe punkty światła i oślepiające rozbłyski rakiet. Chmura rzeczywiście zaczęła się kurczyć. Wybuchy termonuklearne siały zniszczenie na obrzeżach obcego roju i poszczególne mikrostateczki odpowiedziały, przesuwając się do centrum.
– Dobrze. Ognia! I kontynuujcie ostrzał.
– Strzelam…
Dwie kolejne głowice pełne disasemblerów wystrzeliły z dziobu „Ameryki”. I jeszcze dwie… i jeszcze…
VFA-211 „Headhunters”
Zewnętrzny pas asteroid
Godzina 20.59 TFT
Meier i pozostali „Headhunters” – ci, którzy wciąż żyli – opadali z powrotem w stronę „Ameryki”, odległej teraz o tylko dziesięć tysięcy kilometrów. „Ghost Riders” wrócili już na pokład. „Black Knights” wycofywali się razem z „Headhunters”. Wszelkie pozory ścisłego szyku stracili podczas strzelaniny na obrzeżach obcej chmury.
Meier wystrzelił w ciemność ostatnią parę kraitów. Przed chwilą otrzymał rozkaz z BCI, aby wystrzelić wszystkie pozostałe rakiety w obrzeża chmury. Wykonał go, chociaż nie wydawało mu się, aby cel był świadom ostrzału.
Pozostało mu jedynie sześć boomslangów.
Kliknął w myślach ikonę, która spowodowała wystrzelenie ostatnich rakiet, wysyłając je na pewną odległość od chmury, zanim zrobiły pętlę i trafiły w cel. Kraity mogły wybuchać z mocą do około stu megaton. Boomslangi korzystały ze skupionych eksplozji energii próżniowej o mocy aż do tysiąca megaton. Normalnie zarezerwowane były dla fortyfikacji na planetach lub asteroidach albo wyjątkowo wzmocnionych stacji kosmicznych. Kula ognia miała osiem kilometrów średnicy.
To powinno zwrócić ich uwagę – pomyślał ponuro.
I to by było wszystko. Wyczerpał swój arsenał rakiet. Nadal zostały mu projektory strumienia cząstek i działo Gatlinga, strzelające zubożonym uranem, ale w obliczu nadchodzącego roju przypominałoby to strzelanie kapiszonami.
Zdecydowanie nadszedł czas na powrót.
Świadomość
Obrzeża Układu Słonecznego
Godzina 20.59 TFT
Świadomość wkraczała ostrożnie, po omacku do nowego układu gwiezdnego, nie wiedząc, co tam zastanie. Została zalana danymi. Jej umysł z każdą sekundą szturmowały miliardy bodźców, gigabity informacji o gęstości miejscowej materii międzyplanetarnej, temperaturze, oddziaływaniach grawitacyjnych, promieniowaniu, świetle i momencie magnetycznym. Wyczuwała wieczny taniec wibrujących atomów wodoru i dryf pozbawionych życia drobin pyłu, naładowanych palącym promieniowaniem. ostry impuls wybuchów termojądrowych, przenikliwe zawodzenie milionów częstotliwości radiowych, z których niektóre zawierały zakodowane znaczenia, a inne były po prostu szumem.
Wyczuwała okręty kosmiczne i drobne, nieistotne iskry ciepła i elektryczności, zwane istotami organicznymi. Wyczuwała dużo szybsze i bogatsze w informacje inteligencje elektroniczne.
Dla Świadomości z Rozety miejscowa przestrzeń była pewnego rodzaju labiryntem, gdzie w pozornie losowych miejscach pojawiały się rozbłyski ciężkiego promieniowania. Każdy z nich niszczył setki mikrostateczków, stanowiących jej fizyczną formę, ale były ich dziesiątki bilionów, połączone w sieć, więc strata jednej tysięcznej procenta z nich była czymś trywialnym, czego można było się spodziewać w przypadku przemieszczania się przez relatywnie gęstą przestrzeń typowego układu gwiezdnego. Świadomość pozwoliła sobie płynąć w kierunkach, w których napotkała najmniejszy opór. Wśród burz promieniowania pojawiła się luka… tutaj…
Wyczuła dwa obiekty kierowane przez prostą elektronikę, które przebiły się przez obrzeża jej rozproszonego ciała.
A wtedy Świadomość poczuła szok. Wyczuła nagłe, dezorientujące poczucie straty, umniejszenia, coś, co być może można by nazwać bólem.
TC/USNA CVS „Ameryka”
Zewnętrzny pas asteroid
Godzina 20.59 TFT
– Kapitanie – odezwał się szef służby uzbrojenia w BCI – rój reaguje!
– Widzę, komandorze.
Gutierrez spoglądała z fascynacją na to, jak rój, wyświetlony zarówno na głównym ekranie, jak i w oknie w jej głowie, nagle cofa się i zaczyna zwijać do środka. Nie było wątpliwości, że reaguje na nanotechnologiczne disasemblery wystrzelone w jego serce. Pozostawało pytanie… czy to wystarczy?
Chmura przestała pędzić naprzód, przynajmniej na chwilę.
– CAG! – zawołała. – To nasza szansa. Sprowadzić myśliwce na pokład!
– Headhunters właśnie wracają, kapitanie. Wszyscy znajdą się w hangarze za dziesięć minut.
Gutierrez sprawdziła pozostałe dane i zauważyła, że sześć minut dzieli ich od przybycia grupy zadaniowej Ritter. Nadlatujący lekki lotniskowiec „Wotan” wypuścił już myśliwce, które wystrzeliły rakiety w stronę obcej chmury.
Chmura wydawała się reagować mniej na nowe salwy rakietowe, a bardziej na stały rytm uderzających w jej centrum pocisków nano-D. Zaczęła się cofać, jakby próbowała uciec przed palącym dotykiem disasemblerów. Wyraźnie się też kurczyła.
Zapadała się do postaci gładkiej, czarnej sfery…
– Co się tam, u diabła, dzieje? – spytała Gutierrez.
– Widzieliśmy już podobną technologię, pani kapitan – odezwała się Lydia Powell, która zastąpiła doktora Truitta jako szef zespołu ksenosofontologicznego „Ameryki”. – Przy Rozecie, Omega Centauri… i przy Gwieździe Kapteyna. Te mikromaszyny potrafią łączyć się na miliony sposobów.
– A teraz – zauważyła Gutierrez – wydają się tworzyć planetę wielkości Jowisza.
– Mózg J, kapitanie…
– Co takiego?
– Planeta typu jowiszowego złożona z komputronium. Dysponowałaby ogromną mocą obliczeniową.
– Do czego miałaby służyć?
– Wątpię, aby ludzie byli w stanie pojąć rozumowanie tak potężnych umysłów – odparła Powell.
– Chcę tylko wiedzieć, czemu po cichu zmienia się w planetę. Już wiemy, że to jakiś rodzaj super-AI. Po co zmieniać się z chmury o średnicy połowy jednostki astronomicznej… w to?
– Moc, pani kapitan – wtrącił Mallory z BCI. – W rozproszonej chmurze każda jednostka wytwarzała własną moc, zapewne przy wykorzystaniu lokalnego pola magnetycznego. Jako pojedyncza kula o średnicy stu czterdziestu tysięcy kilometrów może zbudować wewnętrzne struktury generujące energię próżniową.
– I naprawdę potężną broń – stwierdziła Gutierrez. Gdy obserwowała tworzącą się kulę, poczuła zarazem strach i podziw. – Sternik, oddalmy się od tego czegoś.