Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
namową Konstantina zabrał „Amerykę” do Gwiazdy Tabby, gdzie odkrył ruiny obcej megastruktury i cyfrową inteligencję, zwaną Satori.
A teraz miał tam wrócić. Jego misja polegała na odwiedzeniu Satori przy Gwieździe Tabby, a następnie próbie kontaktu z tym, co zamieszkiwało Deneb i zniszczyło znaczną część ich infrastruktury.
Czy Denebianie będą skłonni pomóc ludzkości w walce z istotą z Rozety? Czy cokolwiek odpowiedzą? Tego nikt nie wiedział.
Czterdzieści minut później „Republika” przyspieszała w tempie siedmiu tysięcy g. Przyspieszenie nie było odczuwalne, bo każdy atom okrętu przyspieszał w tym samym tempie wewnątrz pola grawitacyjnego, w praktyce będąc w stanie swobodnego spadku. Poruszali się ze znacznym procentem prędkości światła, a niebo przed i za nimi zaczynało wyglądać dziwnie, gdy pojawiły się efekty relatywistyczne.
– Kapitanie Gray – odezwała się Ellen Waters, starsza oficer do spraw czujników – mamy tu coś dziwnego. Położenie dwa-osiem-pięć minus jeden-pięć.
Gray spojrzał we wskazanym kierunku i powiększył obraz we własnej głowie. Zobaczył… światło.
– Wydział kseno – zawołał – co myślicie o strukturach na bakburcie?
– Nie jestem pewna, kapitanie – odpowiedziała doktor Wasiliewa. – Wygląda jak pokaz świateł Rozety.
– Tak myślałem. „Republika”, możesz skorygować obraz pod względem zaburzeń relatywistycznych?
– Korekta w toku, kapitanie.
Szybki ruch przez kosmos zakrzywiał nadchodzące promienie światła, przesuwając obraz gwiazd i innych obiektów do przodu, zniekształcając go. Przy obecnej prędkości, wynoszącej około sześć dziesiątych c, efekt nie był wielki, ale irytujący. AI „Republiki” zastosowała algorytm matematyczny do obrazu z sensorów optycznych i stał się on jasny jak kryształ.
Promienie wydawały się pochodzić z pustej przestrzeni, rozdzielały się, tworząc coś wyglądającego jak wejście do tunelu. Świetlista mgiełka wyłaniała się z tunelu, pojawiły się geometryczne kształty z białego oraz żółtego blasku.
– To zdecydowanie zjawisko powiązane z Rozetą, kapitanie – oznajmiła Wasiliewa. – Zmieni pan kurs na przechwytujący?
Gray rozważał tę kwestię tylko przez sekundę.
– Nie.
– Kapitanie! – odezwał się komandor Rohlwing. Brzmiał, jakby był w szoku. – Jeśli to istota z Rozety, to znaczy… Przecież nie powinno jej tu być! Ziemia potrzebuje każdego okrętu do obrony!
Gray zamknął oczy. Stał przed tym samym niemożliwym wyborem po raz drugi w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Uważał, że to niesprawiedliwe.
– Po pierwsze – powiedział – lekki lotniskowiec ma zbyt małą siłę ognia, żeby zaważyć na wyniku walki z tym czymś. Po drugie i ważniejsze, w tej chwili udanie się do układu Deneba i poproszenie o pomoc to jedyna szansa Ziemi. I to właśnie zamierzam zrobić.
– Ale…
– Łączność, przesłać skorygowane obrazy tego, co widzimy, na Ziemię wraz z ostrzeżeniem. Niech wiedzą, co nadchodzi.
– Tak jest, kapitanie. Czas transmisji z prędkością światła to obecnie jedenaście minut.
– Czy dotrze do Ziemi przed tym… czymś?
– Tak, sir. Nasza wiadomość przyleci pierwsza.
– To najlepsze, co możemy zrobić.
Przez następne kilkanaście minut Gray i pozostali członkowie załogi, którzy nie byli zajęci bieżącymi operacjami, obserwowali dziwaczne wzory, w jakie układało się światło. Wszyscy widzieli to samo przy Gwieździe Kapteyna lub słyszeli o tym od innych, którzy brali udział w bitwie.
Ciekawe, czy gdy wrócimy, wciąż Ziemia tam będzie – pomyślał gorzko Gray.
Nie dało się wykluczyć scenariusza, w którym nawet jeśli Denebianie użyczą ludziom jakiejś niesamowitej broni, dla Ziemi będzie już za późno…
Rozdział czwarty
1 lutego 2426
Nowy Biały Dom
Waszyngton
Godzina 18.02 EST
– Wiadomość do pana, panie prezydencie. Priorytet czerwony jeden-jeden.
– Dziękuję, Pierre – odparł Koenig. – Odkoduj i odtwórz.
– Tak jest. – Głos należał do nowej AI opiekującej się Nowym Białym Domem. Pierre Charles L’Enfant, po którym dostała imię, był francuskim architektem, który zaprojektował rozkład oryginalnego Waszyngtonu pod koniec osiemnastego wieku.
– Przepraszam, Gene – powiedział Koenig do wysokiego mężczyzny, przebywającego wraz z nim w Gabinecie Owalnym. – Muszę odebrać.
– Oczywiście, panie prezydencie.
Koenig odchylił się w fotelu, zamknął oczy i otworzył okno w implancie. Transmisja pochodziła od szefów połączonych sztabów i została przekazana z „Republiki”, znajdującej się obecnie godzinę drogi od Ziemi. Chociaż z uwagi na odległość obraz był ziarnisty i o niskiej rozdzielczości, wystarczył w zupełności. W pustej przestrzeni eksplodowało światło, rozwijając się jak kwiat, otwierając się i rozszerzając. Chwilę później w środku zjawiska pojawiła się mgiełka.
– Ten dym, czy też mgła, to najwyraźniej rój tego, co nasi ludzie nazywają „świetlikami” – wyjaśnił w jego głowie Lawrence Vandenberg, sekretarz obrony. – Nie do końca nanotechnologia, ale to maleńkie maszyny działające zgodnie z zaprogramowanymi instrukcjami. Można z ich pomocą zbudować wielkie, złożone struktury w otwartej przestrzeni kosmicznej. Albo użyć ich jako broni. Chmura pojawiła się jakieś czterdzieści jednostek astronomicznych od Słońca i leci w stronę Ziemi. Przy obecnej prędkości znajdzie się tu w ciągu dwóch i pół godziny.
– Musisz to zobaczyć, Gene – powiedział Koenig. Admirał Gene Armitage był starszym szefem sztabu.
– Myślałem, że mamy więcej czasu, panie prezydencie – odezwał się Armitage, gdy zobaczył materiał. – Myślałem, że mamy umowę…
– Nigdy nie mieliśmy pewności, czy istota z Rozety w ogóle rozumie, czym jest umowa lub traktat – odparł ponuro Koenig. – Kod Omega sprawił, że w końcu w ogóle nas zauważyła. Być może znalazła sposób na zwalczenie wirusa.
– Zapewne zrobiła to kilka nanosekund po kontakcie z nim – stwierdził Armitage. – Zaawansowane AI działają w zupełnie innym tempie niż ludzie.
– Po co więc czekać? Minął prawie miesiąc, odkąd zatrzymaliśmy ją przy Gwieździe Kapteyna.
– Nie wiem, sir. Może miała inne rzeczy na głowie.
– Wyślij wszystkie dostępne okręty, Gene – rozkazał Koenig. – Również to, co mamy w stoczniach. Uszkodzone jednostki, myśliwce, nie w pełni ukończone łajby. Musimy powstrzymać tę chmurę przed dotarciem do Ziemi.
– Tak jest, sir – odparł Armitage z wahaniem. – A co z „Republiką”?
Koenig sprawdził wewnętrzny zegar.
– O ile Gray nie postanowił zawrócić, gdy to zaobserwował, musiał już uruchomić napęd Alcubierre’a. – Koenig nie wspomniał, że rozkazy Graya kazały mu udać się do Deneba za wszelką cenę. Nie zapowiadało się na to, aby miał szybko wrócić.
Otworzył