Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas
co niemal na pewno było prekursorem Rozety – sześć błękitnych nadolbrzymów, tworzących jakiegoś rodzaju konstrukcję Sh’daarów.
Tu, w układzie Omega Centauri, te hipergwiazdy już dawno eksplodowały i zmieniły się w czarne dziury wirujące wokół przestrzeni nie większej niż Ziemia. I, co więcej, enigmatyczna istota zwana Świadomością budowała… coś. Tytaniczne struktury, pozornie stworzone z samego światła, zawieszone wokół sześciu obracających się osobliwości i rozciągające się w nieskończoność.
„Olympia”, zaawansowany ośrodek nasłuchowy, zamaskowany jako nierzucający się w oczy kawałek skały wielkości Everestu, z załogą składającą się ze stu pięćdziesięciu ludzi i wysoko rozwiniętej AI ze specjalnym oprogramowaniem, znalazł się na orbicie Rozety zaledwie kilka tygodni wcześniej. Dzięki danym o Świadomości uzyskanym przy Gwieździe Kapteyna Limpy mogła podsłuchiwać obcą istotę, podczepiając się pod kanały komunikacyjne między oddalonymi od siebie urządzeniami, składającymi się na całość.
Jak na razie nie było to szczególnie produktywne. Jeden z ksenosofontologów stwierdził, że przypomina to ustalanie, co myśli człowiek, dzięki analizie emisji odpadów wydzielanych przez kilka bakterii w jego układzie pokarmowym. Limpy uważała, że szanse uzyskania czegoś użytecznego są nieco większe, ale rozumiała problem. Świadomość była ogromna, złożona i nawet najlepsze ziemskie SAI miały niewielkie szanse na zrozumienie jej na poziomie wyższym niż bardzo podstawowy.
Dla Limpy było to warte ryzyka.
W tej chwili AI „Olympii” dryfowała w pewnej odległości od sześciu wirujących osobliwości. Było stamtąd widać gwiazdy – ale nie ściśnięte słońca Omega Centauri. Załoga mostka „Olympii” patrzyła, całkiem dosłownie, przez dziurę w czasoprzestrzeni na coś innego i kiedy indziej.
Rozeta wyraźnie stanowiła jakiś rodzaj gwiezdnych wrót. Pospieszne obroty czarnych dziur wokół wspólnego środka zakrzywiały zwykłe wymiary i otwierały liczne portale w nieznane. Widoczne przez nie gwiazdy mogły być innymi regionami Galaktyki, innymi czasami, a nawet innymi wszechświatami.
Istota zwana Świadomością przybyła z któregoś z tych miejsc lub czasów. Świadomość, istota z Rozety, obca inteligencja… to wszystko były nazwy dla czegoś, czego ludzkość tak naprawdę nie napotkała i mogła nigdy nie być w stanie zrozumieć.
Limpy przybyła tu, aby dowiedzieć się więcej.
– Hej, Limpy?
– Tak, kapitanie Mosely?
– Co to jest? To wszystko naprzeciwko Rozety?
Limpy wiedziała, o czym mówi Mosely. Obserwowała rozwój zjawiska od kilku minut… Wielka chmura czegoś, co wyglądało jak białoszary dym pośród masy gwiazd.
– Nie wiem, kapitanie. Wygląda na chmury mikromaszyn podobnych do tych nazwanych „świetlikami”. Są ich biliony.
– Co robią?
– Lecą w naszą stronę.
– Cholera…
AI „Olympii” obserwowała sytuację przez kilka kolejnych chwil.
– Kapitanie, sugeruję ogłoszenie alarmu bojowego.
– Właśnie wpadłem na to samo.
Sekundę później w korytarzach okrętu rozległy się syreny. Nie żeby miało to wielkie znaczenie – rój dotarł do nich, zanim większość załogi zdążyła zająć stanowiska. Przeleciał jednak kilkaset kilometrów obok i wkrótce stało się jasne, że jego celem nie jest „Olympia”.
– Gdzie one się tak spieszą? – zastanawiał się głośno Mosely, uznawszy, że niebezpieczeństwo minęło.
Nagle jednak dryfującą górą kilka razy zatrzęsło, za każdym razem coraz mocniej.
– Limpy! – zawołał Mosely. – Trafili nas! – Gwiazdy na zewnątrz zaczęły dryfować. – Kręcimy się w kółko!
– Nie zostaliśmy trafieni, kapitanie. Wpadliśmy w niezwykle silny strumień grawitacyjny.
– Co to, do cholery, takiego?
– Wąski fragment przestrzeni zakrzywiono tak, aby wywołać nagły ruch w stronę Rozety. Wpadliśmy na krawędź fenomenu i jesteśmy przyciągani.
– W stronę Rozety…
– Owszem, kapitanie. O ile nie wyrwiemy się, przelecimy przez środek heksagonu za czterdzieści trzy sekundy.
„Olympię” wyposażono w napęd grawitacyjny, ale okręt był powolny i o zdecydowanie za małej mocy, jak na jednostkę tych rozmiarów. Mosely wykrzykiwał rozkazy, próbując wyrwać okręt spod wpływu strumienia, ale AI już ustaliła, że mają po prostu na to za mało mocy.
Schwytanie „Olympii” nie wydawało się celowym atakiem. Było raczej zupełnie przypadkowe. Kolumna grawitacyjnie zakrzywionej przestrzeni spowijała rój płynący przez przestrzeń w stronę Rozety. Prawdopodobnie same urządzenia wytwarzały to zakrzywienie jako rodzaj napędu, a ich cel znajdował się gdzieś po drugiej stronie czasoprzestrzennych wrót.
Bez względu jednak na powód, ciągnęły za sobą „Olympię”.
Z chłodną skutecznością Limpy skompresowała kompletny zapis ostatnich wydarzeń w komunikat i wystrzeliła go w kosmos wiązką laserową. W sercu Omega Centauri dryfowały inne okręty, które mogły zanieść wieści na Ziemię.
Przed nimi zniekształcenie czasoprzestrzeni wytwarzane przez wirujące osobliwości poszerzało się, wypełniając niebo. Jaskrawe światło, uwięzione w anomalii grawitacyjnej, tworzyło świetlistą aureolę przypominającą ogromne oko. W samym środku zniekształcenia, wewnątrz źrenicy, pojawiły się gwiazdy. Limpy szybko przeskanowała je i przeanalizowała. Okazało się, że ich układ nie pasuje do niczego w jej pamięci.
Wtedy właśnie „Olympia” wleciała do oka i zniknęła z lokalnej czasoprzestrzeni.
Winda kosmiczna SupraQuito
W podróży
Godzina 16.35 TFT
Gray cieszył się, że zawsze podróżuje bez większych bagaży. Po rozmowie w Genewie zabrano go do hotelu, gdzie spał niespokojnie, a następnie udał się na sześciogodzinną odprawę, gdzie omawiano rzeczy, które już wiedział: zniszczoną zaawansowaną cywilizację przy Gwieździe Tabby, okrycie Kodu Omega i fakt… nie, założenie, że układ jasnej, białobłękitnej gwiazdy Deneb jakieś sto siedemdziesiąt trzy lata świetlne od Gwiazdy Tabby zamieszkuje kolejna zaawansowana cywilizacja.
Jako że to on odkrył lwią część tych rzeczy, Gray przez większość czasu się nudził. W pewnym momencie miał jednak okazję poprawić osobę prowadzącą prezentację. Istniał potencjalny motyw ataku na Satori, cywilizację z Gwiazdy Tabby. Satori otoczyli swoje słońce silnikami grawitacyjnymi i przyspieszali, wraz z całą swoją cywilizacją, gwiazdą i rojem Dysona, w stronę Deneba. Nadal nie było wiadomo dlaczego. Z kolei Denebianie najwyraźniej nie lubili nieproszonych gości.
Gray przypomniał zgromadzonym w amfiteatrze centrum Ad Astra, że warto o tym pamiętać, gdy zbliżą się do Deneba.
Po południu razem z Wasiliewą i kilkunastoma jej ksenosofontologami wsiadł do kolejnego, zdecydowanie większego promu grawitacyjnego, by polecieć do Quito, w Unión de América el Sur.
Stamtąd metro zawiozło ich do podstawy pierwszej z trzech wind kosmicznych Ziemi, położonej na szczycie góry na samym równiku. Wsiedli do specjalnego ekspresowego wagonu, który miał zabrać ich do SupraQuito.
Wagon ekspresowy oznaczał przyspieszenie 1 g, co jeśli dodać jeszcze 1 g przyspieszenia ziemskiego,