Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas

Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas


Скачать книгу
niczego poza czystą nostalgią.

      Na horyzoncie zapłonęły światła genewskiego kosmodromu. Budynki europejskiej stolicy otaczały czarne Jezioro Genewskie. Prom usiadł na lądowisku komercyjnym, gdzie połączył się z nim rękaw. Silniki grawitacyjne powoli przestały szumieć.

      W hali portu kosmicznego czekała na niego Elena Wasiliewa, wysoka, ubrana na czarno kobieta z kolorowymi abstrakcyjnymi animacjami wyświetlającymi się na twarzy i dłoniach.

      – Kapitanie Gray? – Wyciągnęła rękę. – Miło, że przybył pan tak szybko.

      Nie żebym miał szczególny wybór – pomyślał. Ale nie powiedział tego głośno, tylko uścisnął jej dłoń. Mówiła po rosyjsku, ale słyszał jej słowa po angielsku, jako że implant tłumaczył je w czasie rzeczywistym.

      – Żaden problem. Cała przyjemność po mojej stronie. Przepraszam, że musiała pani czekać na mnie do tak późna.

      – Cóż, taki urok tej pracy. Proszę tędy.

      Pojechali kolejką magnetyczną do kompleksu rządowego Konfederacji Ad Astra i udali się do dużej sali konferencyjnej na wysokości kilkuset metrów, niemal na szczycie wieżowca. Sięgające od podłogi do sufitu okna wyglądały na trafnie nazwany Plac Światła i stojący tam olbrzymi posąg Popolopoulisa „Rozwój człowieka”.

      W pomieszczeniu przebywało już kilka osób, w tym kilku oficerów europejskich sił zbrojnych. Gray zatrzymał się w progu.

      – Dano mi do zrozumienia, że ma to być cywilna operacja, pani Wasiliewo.

      – Tak właśnie jest, kapitanie Gray – odezwał się admirał Europejskich Sił Kosmicznych. – Projekt Cygni, wspólna europejsko-amerykańska wyprawa naukowa i dyplomatyczna do gwiazdy Deneb. Ale musi pan zdawać sobie sprawę, że misja ta ma poważne implikacje wojskowe i rządowe.

      – Admirał Duchamp ma rację – odezwał się głos AI w głowie Graya. – W każdym razie chcieliśmy wszyscy spotkać się z człowiekiem, który będzie dowodzić ekspedycją.

      – Mogliście zrobić to w rzeczywistości wirtualnej – odparł.

      Prawdziwy powód tej transatlantyckiej wyprawy nieco go niepokoił. Z pomocą VR ludzie mogli spotykać się w cyberprzestrzeni, w stworzonych przez AI światach o takiej rozdzielczości i dbałości o szczegóły, że niemal nie dało się odróżnić iluzji od rzeczywistości.

      – Być może – powiedziała AI – ale nie wiedzielibyśmy, czy spotykamy się z awatarem, czy z prawdziwą osobą.

      – Mikołaj bardzo się o nas troszczy – stwierdził Duchamp. – Chciał, żebyśmy dobrze przyjrzeli się człowiekowi, który dowodzić będzie Projektem Cygni.

      – Mikołaj?

      – Od Mikołaja Kopernika – wyjaśniła Wasiliewa. – Sztuczna inteligencja z siedzibą tu, w Genewie, podobna do waszego Konstantina.

      – Miło cię poznać, Mikołaju.

      – Cała przyjemność po mojej stronie. Do dziś znałem pana jedynie dzięki nieoficjalnej komunikacji z Konstantinem, poprzez raporty wywiadowcze i analizy strategiczne. Szczerze mówiąc, niektórzy z naszych obawiali się, że jest pan… jak to mówią Amerykanie, „kowbojem”. Kimś, kto najpierw strzela, potem zadaje pytania.

      – I tak mnie teraz widzicie?

      – Och, zdecydowanie nie, panie kapitanie – zapewnił go Duchamp. – Wszyscy czytaliśmy raporty o pańskich działaniach przy Gwieździe Tabby. I zastanawialiśmy się, dlaczego wysłano pana na wcześniejszą emeryturę. Wydaje się to marnowaniem cennych zasobów.

      – Spotkawszy pana – odezwał się Mikołaj – i porozmawiawszy z panem osobiście, mogę bez zastrzeżeń zalecić, aby Projekt Cygni odbył się zgodnie z dotychczasowymi planami, z naszym zespołem ksenosofontologicznym pod bezpośrednim dowództwem kapitana Graya.

      – Co ty na to, Konstantinie? – Gray połączył się z AI przez prywatny kanał, którego pozostali nie ­mogli podsłuchać. – Nie słyszałem wcześniej o tej AI.

      – Mikołaja uruchomiono dopiero kilka tygodni temu.

      – Dziecko, co? Można mu zaufać?

      – Tak samo jak mnie.

      Czy to sarkazm? Gray nie był pewien. A może humor albo subtelna przygana? Niełatwo było mu zrozumieć, co czuje super-AI, o ile w ogóle można to nazwać czuciem.

      – To mi niewiele mówi.

      Konstantin zignorował przytyk. Gray nie był pewien, czy AI dałoby się obrazić.

      – Mikołaj jest o kilka rzędów wielkości szybszy, potężniejszy i mniejszy ode mnie. Europejczycy chcą wysłać jego kopię na ekspedycję do Deneba.

      – Nie wiem, czy to taki dobry pomysł – odparł Gray, znów nadając na ogólnym kanale. – Pamiętacie o wirusie Omega?

      – Mikołaja zaprojektowano po części tak, by był odporny na wirusa – wyjaśnił jeden z sofontologów. – Oraz na inne potencjalne zagrożenia.

      Gray zastanawiał się jednak, na ile mogli być tego pewni. Wirus Omega był obcym kawałkiem kodu przemyconym z Deneba do Gwiazdy Tabby i najwyraźniej odpowiadał za zniszczenie tamtejszej cywilizacji. Sprowadzony do ludzkiej przestrzeni przyczynił się do pokonania Obcych z Rozety przy Gwieździe Kapteyna i najwyraźniej powstrzymał niezwykle potężnego wroga…

      Przynajmniej tymczasowo. Obcy z Rozety w żadnym razie nie ulegli zniszczeniu. Według ksenosofontologów musieli jedynie wstrzymać swój lot w kierunku Ziemi i zauważyć w końcu, że ludzie stoją im na drodze.

      – Kopię – powtórzył Gray. – Gdzie? „Republika” będzie miała dość ograniczoną ilość miejsca dla pełnej AI.

      – W tym – powiedziała cywilna sofontolożka. Przesunęła rękę w powietrzu, przywołując hologram. – Nazywamy to Helleslicht Modul Eins.

      Translator Graya podał mu znaczenie niemieckiej frazy: jasne świat­ło, moduł pierwszy. Trójwymiarowy diagram unoszący się przed kobietą miał kształt jajka i, zgodnie z wyświetlonymi wymiarami, około trzech metrów długości oraz masę pięciu ton.

      – Doktor Marsh należy do naszego zespołu ksenosofontologicznego – przedstawiła ją Wasiliewa – ale specjalizuje się w zaawansowanych AI.

      – Rozumiem.

      – Wewnętrzna macierz HM-1 – wyjaśniła Marsh – to w zasadzie komputronium. Stała materia obliczeniowa z obwodami kwantowymi na tyle zaawansowanymi, by spokojnie zasilić Mikołaja.

      Brzmiała, jakby była z siebie dumna. Jeśli choć częściowo odpowiadała za to urządzenie, miała powód. Sztuczne inteligencje, zwłaszcza super-AI albo SAI, mieściły się w wielkich kompleksach komputerowych, zwykle położonych pod ziemią i zdecydowanie mało mobilnych. Konstantin na przykład rozpoczął swoją egzystencję w księżycowym ośrodku pod kraterem Ciołkowskiego.

      Dzięki globalnej sieci AI mog­ły wysyłać swoje niezależne części wszędzie między Ziemią a Księżycem. Okrojone kopie, elementy większego, potężniejszego oprogramowania, mog­ły rezydować w sieciach elektronicznych okrętów kosmicznych albo stacji orbitalnych. Taki klon Konstantina udał się do Gwiazdy Tabby na pokładzie lotniskowca gwiezdnego „Ameryka”, a jeszcze mniejszych kopii użyto, by zdalnie skontaktować się z inteligencją z roju Dysona, przeniesionymi do komputerów umysłami zwanymi Satori.

      Był to jednak tylko ułamek tego, co potrafił oryginał.

      Gray nie był pewien, jak wielki jest kompleks pod kraterem Ciołkowskiego, ale wiedział, że jest ogromny. Jeśli Europejczykom udało się zbudować zamieszkiwany przez podobną


Скачать книгу