Nocna droga. Kristin Hannah
Seattle układała się w tiarę kolorowych świateł.
– Jesteś.
Usłyszała głos Zacha i odwróciła się.
– Nie widziałam twojego auta – odparła, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.
– Stoi przy końcu drugiego parkingu.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do rozłożonego na piasku koca.
– Przyprowadzałeś tu pewnie też inne – rzekła nerwowo.
Musiała o tym pamiętać. To, co dla niej wyjątkowe, dla niego było czymś zwykłym.
Usiadł i delikatnie ją przyciągnął. Natychmiast cofnęła rękę. Nie mogła normalnie myśleć, kiedy jej dotykał, a musiała zachować przytomność umysłu. Miała do czynienia z bratem przyjaciółki.
– Spójrz na mnie, Lexi, proszę – rzekł, a ona nie miała siły mu się oprzeć. Odgarnął jej za ucho zakręcony kosmyk. Nie znała tak delikatnej pieszczoty, aż zebrało jej się na płacz. – Wiem, że nie powinniśmy być razem. Ale czy ty tego chcesz?
– Nie powinnam – odparła cicho.
Zamknęła oczy, bo nie była w stanie na niego patrzeć. W ciemnościach słyszała jego oddech, czuła go na wargach, a myślała tylko o tym, ile razy ją skrzywdzono. Myślała o mamie narkomance, która powtarzała, że bardzo ją kocha. Przytulała tak mocno, że Lexi nie mogła oddychać, i nagle było po wszystkim. Mama wkurzała się, wybiegała i w ogóle zapominała, że ma córkę. Tylko raz – przed Sosnową Wyspą – Lexi była szczęśliwa. Matka poszła do więzienia, a ją przygarnęła miła rodzina, Rexlerowie, którzy traktowali ją tak, żeby czuła się członkiem rodziny. A potem matka znów wróciła.
Na ogół Lexi unikała wspominania ostatnich dni z matką, kiedy była cały czas na haju, wkurzona i zła. Lexi nauczyła się wtedy prawdy o miłości, o tym, jak blisko od niej do nienawiści, jak miłość może zranić serce.
– Przyjaźń z Mią wiele dla mnie znaczy – powiedziała, wreszcie patrząc na niego. Zauważyła, że jej słowa go zabolały, i w końcu zrozumiała. Cała ta nieprzystępność, odwracanie wzroku, wszystko to było pozorowane. – Udawałeś, że mnie nie lubisz, z powodu Mii.
– Od początku – odparł z westchnieniem. – Chciałem się z tobą umówić, ale już się zaprzyjaźniłyście. Więc trzymałem się z daleka... a przynajmniej się starałem. Niezbyt mi się to udawało. A potem, kiedy próbowałaś mnie pocałować...
Serce Lexi dostało skrzydeł. Jak to możliwe, że czuła się taka szczęśliwa, a zarazem taka smutna?
– Nie rozmawiajmy o tym. Zapomnijmy. Nie mogę stracić Mii ani twojej rodziny. Nie mogę. Dość już przeszłam, wiesz?
– Myślisz, że tego wszystkiego nie przemyślałem?
– Zachu, proszę cię...
– Nie mogę już tego powstrzymać, Lex. Myślę o tobie od trzech lat. Może gdybyś nie odwzajemniła pocałunku...
– Nie powinnam.
– Ale zrobiłaś to.
– Musiałam – rzekła cicho.
Nie sposób było go okłamywać. Jak mogłaby? Kochała Zacha od chwili, gdy go ujrzała. Zaczęła się uśmiechać, pomyślała o swoich zębach i przygryzła wargę.
– Kocham twój uśmiech – powiedział, nachylając się ku niej.
Czuła, jak zbliżają się do siebie, jej nozdrza podrażnił jego miętowy oddech.
Pocałunek był najpierw powolny, delikatny. Poczuła dotknięcie jego języka na swoim i jej serce jakby odleciało. Kiedy wziął ją w ramiona, poddała mu się, uległa. Pocałunek trwał i trwał, był coraz głębszy, aż zapragnęła, by trwał bez końca. Za nimi fale szemrały na brzegu, układając pieśń. Ich pieśń. Ich muzykę.
Pożądanie wezbrało gdzieś głęboko w jej wnętrzu, promieniując na zewnątrz, łechcąc, sprawiając ból. Zaczęła trząść się tak mocno, że cofnął się i spojrzał na nią.
– Nic ci nie jest?
Nie, chciała odpowiedzieć: nic mi nie jest, lecz gdy ujrzała swoje odbicie w jego oczach, była stracona. Zapragnęła go z gwałtownością, która ją samą przeraziła. Niebezpiecznie jest pragnąć czegoś od życia, a zwłaszcza miłości tego chłopaka.
– Nie, nic – skłamała. – Tylko mi zimno.
Przygarnął ją.
– Możemy umówić się tutaj na jutro?
Weszli na złą drogę. Powinna teraz przystopować, powiedzieć, jak to źle, że się zakochali, odpuścić sobie. Teraz, kiedy jeszcze była w stanie to zrobić. Powinna powiedzieć: nie, raczej powiedzieć, że nie zrobi niczego, co mogłoby zagrozić jej przyjaźni z Mią, lecz gdy na niego spojrzała, nie miała siły go odtrącić. Sprawiał, że cały ból, który w sobie nosiła, znikał.
Jest niebezpiecznie, Lexi – pomyślała. Powiedz nie. Pomyśl o przyjaciółce i o tym, co ważne. Ale kiedy znów ją pocałował, szepnęła:
– Okej.
6
Jude siedziała z mężem w łóżku, słuchając jednym uchem wieczornych wiadomości. Droga puchowa pierzynka, przykryta zrobioną na zamówienie jedwabną narzutą, otulała ich jak chmurka. W ostatnich dniach – a konkretnie od balu – matczyny radar wysyłał mocny sygnał. Coś niedobrego działo się z Zakiem, a ona nie wiedziała co. Nic nie dręczyło jej bardziej niż bycie wyłączoną z życia dzieci.
– Zach zerwał z Amandą – rzekła wreszcie.
– Hm – mruknął Miles.
Spojrzała na niego. Jak to możliwe, że nigdy się nie martwił, kiedy w domu rozgrywał się jakiś dramat? Zarzucał jej, że jest nadopiekuńczą matką, że krąży nad głowami dzieci jak helikopter, robiąc dużo hałasu i zamieszania, lecz jeśli rzeczywiście tak było, to on był satelitą zawieszonym tak wysoko na niebie, że potrzebował silnego teleskopu, by śledzić, co się dzieje we własnym domu. Może to przez wykształcenie medyczne. Trochę nazbyt dobrze nauczył się tłumić emocje.
– To wszystko, co masz do powiedzenia?
– Mógłbym powiedzieć jeszcze mniej. Nie jest to wielkie wydarzenie.
– Molly wie od Brysona, że Zach dziwnie się zachowywał po treningu. Wydaje mi się, że wcale sobie dobrze nie radzi po tym zerwaniu. Powinieneś z nim porozmawiać.
– Jestem mężczyzną. A on nastolatkiem. Rozmowa nie jest naszym ulubionym sportem. – Miles uśmiechnął się do niej. – Śmiało.
– Co masz na myśli?
– Strasznie cię korci, żeby go wypytać. To silniejsze od ciebie. Więc zrób to. Wysłuchaj go i uwierz, kiedy powie, że Amanda się nie liczy. Ma siedemnaście lat. Kiedy ja miałem siedemnaście...
– Twoje dzieje napalonego młodzika mnie nie pocieszą. – Cmoknęła go w policzek i przeczołgując się przez niego, wydostała się z łóżka. – Zaraz wracam.
– Wiem.
Jude z uśmiechem wyszła z sypialni.
Całe piętro jarzyło się od świateł. Jak zwykle jej inteligentne dzieci miały trudności z niezwykle skomplikowaną koordynacją ręki z okiem, konieczną do zgaszenia światła. Przystanęła, nasłuchując, pod drzwiami pokoju Mii. Córka rozmawiała przez telefon. Pewnie z Lexi albo z Tylerem.