Nocna droga. Kristin Hannah
słowo tak, by było gładkie jak agat. Mimo to nawet po ostatnim dzwonku miała chęć po prostu uciec.
A jeżeli Mia jej nie wybaczy? Mogłaby stracić wszystko, co się dla niej liczyło.
Jak bardzo żałowała, że od razu na samym początku nie postąpiła jak należy, nie wyznała prawdy. Kto jak kto, ale właśnie ona powinna tego dopilnować. Tak długo karmiono ją kłamstwami; dobrze znała gorzki posmak, jaki pozostawiają.
Po lekcji wyszła na zatłoczony korytarz. Po obu stronach brzękały otwierane i zamykane szafki; uczniowie śmiali się, rozmawiali, popychali. Mia czekała na nią przed klasą, gdzie miała ostatnią lekcję, i razem ruszyły w stronę masztu z flagą.
Zach podszedł do Lexi i objął ją ramieniem niby od niechcenia, lecz pod jego dotknięciem całe jej ciało ożyło. Wychwytywała najmniejsze poruszenie, każdy jego oddech, opadnięcie kosmyka na oczy, muskający jej ramię palec.
Odsunęła się. Zamiast lekko, swobodnie, zrobiła to tak raptownie, że wpadła na Mię.
– Hej, uczysz się chodzić? – spytała przyjaciółka ze śmiechem.
Lexi spojrzała na nią.
– Muszę z tobą pogadać. – Nie ośmieliła się spojrzeć na Zacha, lecz jego wzrok parzył ją jak gorący dotyk. – Na osobności.
– Ja też – odezwał się Zach.
Mia wzruszyła ramionami. Nawet cień niepokoju nie przemknął przez jej twarz. Bo niby dlaczego? Ufała tym dwojgu bardziej niż komukolwiek na świecie. Ruszyła przodem w stronę trawnika przy budynku administracyjnym, gdzie rosło drzewo, pod którym spotkały się z Lexi pierwszego dnia szkoły.
– Okej – zachęciła. – Co jest grane?
Lexi odjęło mowę. Poczuła się jak kłamczucha, która zaraz zostanie zdemaskowana. Straci przyjaciółkę. I może chłopca, którego pokochała.
Zach wziął Lexi za rękę.
– Chcieliśmy ci powiedzieć, że jesteśmy razem.
– Uhm. Właśnie widzę. – Mia obejrzała się na rząd autobusów. – Widzicie Tya?
– Jesteśmy razem – powtórzył z naciskiem Zach.
Mia obróciła się powoli, popatrzyła na nich nachmurzona.
– Razem?! Jesteście parą?! Wy?!
Lexi kiwnęła głową. Mia pobladła.
– Od kiedy?
– Omal mnie nie pocałowała po imprezie w chacie Eisnerów – wyznał Zach.
– To było iks tygodni temu – rzekła Mia. – Lexi by mi powiedziała. Prawda, Lexster? Mówisz mi o wszystkim.
– O wszystkim oprócz tego – przyznała Lexi. – Nie spodziewałam się, że do tego dojdzie. Poznałam Zacha pierwszego dnia w liceum, nawet wcześniej niż ciebie, i myślałam... nie, nie to chcę powiedzieć. Zawsze go lubiłam, ale nie spodziewałam się, że z wzajemnością. Bo przecież... to jest Zach, a ja... to ja. Nie powiedziałam ci, bo nie chciałam, żebyś pomyślała... że jestem jedną z tych, które mogłyby cię wykorzystać, by zdobyć jego względy. Jak Haley. To nie tak.
– Naprawdę? – spytała Mia drżącymi ustami. – Dlaczego nie?
– Ja ją kocham, Mała Mi – rzekł Zach. – I oboje kochamy ciebie.
– Ko-kochacie? I cały czas chowacie się za moimi plecami? Tyle razy pytałam Zacha, co się stało, a on nic. Żadne z was ani mru-mru. Może się jeszcze ze mnie naśmiewaliście? – spytała Mia zbolałym głosem.
– Nie – zaprzeczył Zach. – Daj spokój, przecież nas znasz.
– Doprawdy? Oboje kłamiecie.
Do oczu Mii napłynęły łzy. Obróciła się na pięcie, podbiegła do rzędu autobusów i wskoczyła tuż przed zamknięciem drzwi.
Lexi ją widziała. Przyjaciółka patrzyła na nich przez zaparowane okno, miała bladą, załzawioną twarzą i dłoń przyciśniętą do szyby.
– Już dobrze, Lex – rzekł Zach, obejmując ją. – Poradzi sobie z tym. Obiecuję.
– A jeżeli nie? – szepnęła. – A jeżeli mi nie wybaczy?
Przez kilka godzin Lexi siedziała sama w swoim pokoiku, wyobrażając sobie przyszłość bez przyjaźni z Mią.
Tak, kochała Zacha. Całym sercem i duszą, ale Mię kochała równie mocno. Był to inny rodzaj uczucia, bardziej wygodniejszego, może także pewniejszego, dającego większe oparcie. Wiedziała tylko, że nie mogłaby zamienić jednego na drugie. To byłoby jak wybieranie między powietrzem do oddychania a wodą do picia. Potrzebowała jednego i drugiego, by przeżyć.
Nie powinna mieć sekretów przed przyjaciółką. Należało na samym początku postąpić właściwie – gdyby tak zrobiła, nie byłoby całej tej burzy. Tę prawdę powinna sobie przyswoić w dzieciństwie. Od początku postępuj jak należy. A ona postąpiła źle i zraniła uczucia przyjaciółki.
Wiedziała, co musi teraz zrobić. Wyszła z małego, schludnego pokoju i wąskim korytarzem dostała się do salonu, gdzie Eva siedziała na kanapie i oglądała telewizję.
– Mogę pojechać do Mii? – spytała.
– O tej porze? Przecież widziałyście się w szkole.
– To ważne – rzekła Lexi. Nie wiedziałaby, co robić, gdyby ciotka zabroniła jej wyjść.
Eva spojrzała na nią.
– Chodzi o tego twojego chłopaka?
Kiwnęła głową.
– Zrobisz to, co należy?
Znów kiwnęła głową, uświadamiając sobie ze wstydem, że Eva od początku wiedziała, co się dzieje.
– Muszę powiedzieć Mii prawdę.
– Prawda to dobra rzecz. – Eva odłożyła pilota. Uśmiech pogłębił zmarszczki na zatroskanej twarzy. – Dobra z ciebie dziewczyna, Lexi.
Ona zaś poczuła się okropnie. Ostatnio wcale nie była dobrą dziewczyną. Z trudem przełknęła ślinę, uśmiechnęła się raz, krótko, z grymasem rozpaczy, a potem wyszła z domu.
Ani się obejrzała, kiedy autobus podrzucił ją do Nocnej Drogi. Pieszo pokonała ostatnie kilkaset metrów do domu Farradayów, jaśniejącego światłami w ciemny, jesienny wieczór. Ostrożnie przemierzyła starannie zaprojektowane podwórko i podeszła do drzwi wejściowych. Po chwili wahania nacisnęła dzwonek.
Mijały długie minuty. Wreszcie otworzył jej Zach.
– Lex – rzekł za zbolałą miną. – Nie chce ze mną rozmawiać.
– Są twoi rodzice?
Potrząsnął głową.
– Jest na górze.
Kiwnęła głową, wyminęła go i ruszyła po schodach. Gdy znalazła się przed pokojem Mii, nawet nie zapukała, tylko pchnęła drzwi i weszła do środka. Przyjaciółka stała przed dużym, owalnym lustrem. Nawet w przytłumionym świetle Lexi dostrzegła, jak bardzo czuje się urażona.
– Mio – rzekła, podchodząc bliżej. Czuła za plecami Zacha.
– Ufałam ci – powiedziała Mia. Wargi jej drżały.
Lexi wolałaby gniew i krzyki; wszystko byłoby lepsze od jej skrywanego załamania.
–