Kaprys szejka. Maya Blake
Z twojego milczenia wnioskuję, że nie.
– Proszę się jeszcze nad tym zastanowić – poprosiła tylko.
– Sprawa jest przesądzona – oznajmił. – Oczywiście za odegranie tej roli zostaniesz hojnie wynagrodzona – zakończył i odwrócił się od niej.
Nie powinna była ufać uczuciu ulgi, jaką odczuła, uwolniona spod jego hipnotyzującego wzroku.
Od momentu, kiedy zobaczyła tego barbarzyńcę w oknie sypialni Amiry, nerwy miała napięte jak postronki.
Zmrożona tym widokiem, niezdolna zareagować, straciła kilka cennych minut zanim podniosła alarm i teraz czuła się winna, jakby dopuściła się zaniedbania.
Powinna była przynajmniej spróbować ich powstrzymać, zaalarmować szybciej… A teraz najwyraźniej spotykała ją kara. Jednak to, czego od niej zażądał, wydawało się nieprawdopodobne.
Ślub? Z nim?
Z oporami zrobiła krok w jego stronę.
– Wasza Wysokość? Możemy porozmawiać?
– Teraz nie mam czasu – odparł łagodnie, ale nie dała się zwieść. Był wściekły.
– To sprawa wymagająca doraźnego rozwiązania. Wszystkimi innymi kwestiami zajmiemy się później. Również twoimi wątpliwościami. – Wrócił do przerwanej wcześniej rozmowy.
Moment później sięgnęły po nią silne dłonie i pociągnęły za ubranie. Chyba nie chcieli jej rozebrać tutaj, przed nim? Porażona tą myślą, szarpnęła się gwałtownie.
– Nie!
Wszyscy w pokoju zamarli.
– Odmawiasz królowi? – szepnęła ze zgrozą Halimah.
Kilka par przerażonych oczu wbijało się w nią nieustępliwie, ale tylko jedna raziła jak laser. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że także i Zufar czeka na jej odpowiedź. A wyraz jego twarzy mówił wszystko, co powinna wiedzieć. Jeżeli się nie zgodzi, słono za to zapłaci. To ona pozwoliła odejść Amirze, to ona nie wszczęła alarmu na czas. To ona wpadła w histerię i nie umiała wyjaśnić, co się właściwie stało. I choć nie pomogła bezpośrednio, ucieczka Amiry powiodła się częściowo z jej winy.
Podszedł bliżej i teraz górował nad nią.
– Czekam na odpowiedź – oznajmił zimno.
W tym momencie dotarło do niej, że nie ma wyboru. Skoro przyczyniła się do powstałego chaosu, jej obowiązkiem było pomóc go uporządkować.
– Nie… – zaczęła. – To znaczy, tak – poprawiła się zaraz na widok wyrazu jego twarzy. – Zostanę tymczasową narzeczoną Waszej Wysokości…
Nie wiedzieć czemu akurat w tej chwili skierowała tęskny wzrok za okno. Podążył za nim spojrzeniem i sposępniał jeszcze bardziej.
– Jeśli myślisz o powtórzeniu wyczynu mojej poprzedniej narzeczonej, to radzę, zastanów się dwa razy. Halimah i jej towarzyszki pomogą ci się ubrać. Nie będziesz sama ani przez chwilę, dopóki za godzinę nie staniemy przy ołtarzu. Jasne?
Ledwo kiwnęła głową, szejk i jego doradcy opuścili pokój. Przy drzwiach zatrzymał się jeszcze, odwrócił i smagnął ją spojrzeniem jasnych oczu.
– Przejście na ceremonię będzie obstawione strażnikami, więc nie próbuj żadnych sztuczek.
Łzy wisiały jej już na rzęsach, a przecież nie mogła pojawić się ceremonii zapłakana.
Jej ślub!
Jak w ogóle do tego doszło?
Nie miała czasu nad tym rozmyślać, bo kobiety już zaczęły ją rozbierać. Chwilę później leżała w różanej kąpieli, którą sama przygotowała dla Amiry.
Całą siłą woli postarała się odciąć od rozlegających się w pokoju szeptów, choć była pewna, że kobiety plotkują o niej. Jej odporność na stres była na wykończeniu, a czekało ją jeszcze niemało trudnych chwil.
Z latami nauczyła się nie słyszeć lekceważących czy bezdusznych komentarzy, ale przytyki zawsze ją bolały. To dlatego zaprzestała prób zaprzyjaźnienia się z kimkolwiek.
Teraz czuła się bardziej obnażona niż kiedykolwiek wcześniej i zanurzenie się w pachnącej wodzie przyniosło jej ulgę. Choć przez chwilę mogła udawać, że to nie dzieje się naprawdę. Ledwo czuła dłonie namydlające jej ciało i włosy, uświadomiła sobie tylko, że wciąż drży. Nie mogła przestać, nawet gdy po kąpieli zawinięto ją w gruby szlafrok i posadzono przed toaletką. Wciąż oszołomiona, miała wrażenie, że obserwuje, jak to innej osobie robi się makijaż, suszy i układa włosy.
Ocknęła się dopiero, kiedy podprowadzono ją do udrapowanej na manekinie sukni ślubnej.
– Nie… – zaprotestowała słabo, ale, oczywiście, nie mogło być mowy o ułaskawieniu.
– Tak – powiedziała z naciskiem Halimah. – Z jakiegoś powodu zostałaś wybrana do tej roli i nie zamierzam pozwolić, byś przyniosła wstyd naszemu królowi i naraziła mnie na jego gniew. A teraz podnieś ręce, żebyśmy mogły ubrać cię w tę suknię.
Tylko na jakiś czas, przypomniała sobie. Była tymczasowym rozwiązaniem problemu.
Jutro Amira zostanie odnaleziona i sprowadzona do pałacu i za tydzień o tej porze Niesha znów będzie ubrana w swoje rzeczy, a o tym przedziwnym zdarzeniu będzie kiedyś opowiadała wnukom. I pewnie jej nie uwierzą.
Suknia okazała się mocno dopasowana w biodrach. Niesha wstrzymała oddech, aż zsunięto suwak i zapięto małe guziczki.
Świadomość utraty wolności była trudna do zniesienia. Niesha pospiesznie obtarła napływające do oczu łzy. Halimah nie wybaczyłaby jej zniszczenia kunsztownego makijażu. Musi nad sobą zapanować. Im sprawniej sobie z tym poradzi, tym szybciej będzie się mogła znów schronić w swoim świecie.
Wsunęła więc stopy w pantofelki i pochyliła głowę, by Halimah mogła umieścić na niej wspaniały diadem z brylantów i szafirów. W uszy wpięto jej drogocenne kolczyki, nadgarstki obwieszono bransoletami, szyję wisiorami. Kiedy spojrzała w lustro, nie poznała sama siebie. I była z tego zadowolona, bo w ten sposób mogła się oderwać od całej tej sytuacji i schronić mentalnie w swoim bezpiecznym świecie, z dala od plotek i zachwyconych spojrzeń.
To chwilowe, powtarzała sobie, kiedy Marwan, Halimah z pomocnicami i sześciu ceremonialnie ubranych strażników odprowadzało ją do rolls royce’a czekającego na podwórcu północnego skrzydła pałacu.
Na szczęście pod potrójnie złożonym welonem czuła się dosyć bezpiecznie, choć wciąż słyszała ukradkowe szepty.
Czyjeś dłonie pomogły jej wsiąść do samochodu i zaraz potem obok pojawił się Marwan.
Amirze miał towarzyszyć jej ojciec, Feroz Ghalib, więc pewnie ludzi zdziwi i zaskoczy obecność doradcy, ale, przynajmniej z początku, nie będą znali jej powodu.
Zacisnęła dłonie na bukiecie kremowych róż przybranych diamencikami i samochód ruszył. Przez szalony moment rozważała wyskoczenie z niego i ukrycie się w pałacu. Spędziwszy tam życie, dobrze znała wszystkie zakamarki i bez trudu znalazłaby odpowiednie miejsce.
Wizja była kusząca, ale szybko ją porzuciła. Niedawna śmierć królowej zdewastowała Kalię. Kraj był jeszcze w żałobie, kiedy pogrążony w smutku król podjął zaskakującą decyzję o abdykacji. I choć naród całym sercem zaakceptował Zufara jako nowego władcę, echo całego zamieszania długo niosło się po kraju.
Zufar miał rację. Ten ślub musiał się