Milion małych kawałków. James Frey
jak to wygląda?
Wygląda, jakby to było mało powiedziane.
Pozory nie mylą.
Śmiejemy się i światło zmienia się na zielone i Hank jedzie i dalej rozmawiamy. Jest z Massachusetts, gdzie przez większość życia był Kapitanem Barki Rybackiej. Zawsze był Alkoholikiem, ale kiedy przeszedł na emeryturę, pogorszyło mu się. Stracił Dom, Żonę, Rodzinę, rozum. Przyjechał tu po pomoc i kiedy się wyleczył, postanowił zostać i zobaczyć, czy mógłby pomagać innym. Dobrze się z nim rozmawia i kiedy podróż się ciągnie, zaczynam traktować go jak przyjaciela.
Wjeżdżamy do małego Miasteczka i skręcamy w Ulicę, która wygląda na Główną. Spożywczak, Sklep Żelazny, Posterunek. Na Lampach wiszą ozdoby na Halloween i Ludzie, którzy wyglądają, jakby się wszyscy znali, wchodzą i wychodzą ze Sklepów. Hank wjeżdża na miejsce parkingowe naprzeciwko Sklepu Wędkarskiego i wysiadamy z furgonetki i idziemy do małych drzwi obok głównego Wejścia do Sklepu. Hank otwiera drzwi i wchodzimy po schodach i przechodzimy przez kolejne drzwi i wchodzimy do małego ciemnego Pokoju z dwiema kanapami, Recepcją za szklanymi rozsuwanymi drzwiami i małym stolikiem z porozrzucanymi czasopismami i książkami dla Dzieci.
Hank idzie do Recepcji, a podchodzę do jednej z kanap i siadam i zaczynam przeglądać czasopisma. Na drugiej kanapie siedzi kobieta z małym Chłopcem przeglądającym książkę z obrazkami o Słoniu Babarze. Kiedy biorę czasopismo i opadam na oparcie kanapy, żeby zacząć czytać, dostrzegam, jak kobieta obserwuje mnie kątem oka. Przysuwa się do Chłopca i obejmuje go ramieniem i nachyla się i całuje go w czoło. Wiem, dlaczego to robi, i nie winię jej i kiedy otwieram czasopismo, serce mi się kraje i mam nadzieję, że mały Chłopiec nie wyrośnie na kogoś takiego jak ja.
Hank wraca z Recepcji.
Przyjmą cię od razu.
Odkładam czasopismo i wstaję.
Dobra.
Boję się i Hank to widzi.
W porządku?
Kładzie mi dłoń na ramieniu.
Tak.
Spogląda mi prosto w oczy.
Wiem, że to zapadła Dziura, ale ci ludzie znają się na rzeczy, Mały. Dasz sobie radę.
Odwracam wzrok.
Pielęgniarka mnie woła i Hank zabiera dłoń i idę do otwartych drzwi, gdzie Pielęgniarka na mnie czeka. Zanim wejdę, odwracam się i widzę, jak kobieta i Dziecko na mnie patrzą. Spoglądam na Hanka i przytakuje i ja przytakuję i przez ułamek sekundy czuję się silny. Nie na tyle silny, żeby stawić czoło samemu sobie, ale na tyle, żeby iść do przodu.
Przechodzę przez drzwi i Pielęgniarka prowadzi mnie do czystego białego Pokoju i siadam na dużym fotelu dentystycznym na środku Pokoju i Pielęgniarka wychodzi i czekam. Kilka sekund później wchodzi Dentysta. Jest po czterdziestce, wysoki i ma ciemne włosy i ciemne oczy i szorstką skórę. Pomijając biały fartuch i podkładkę do pisania, wygląda jak Drwal.
Jesteś James?
Przysuwa krzesło i siada naprzeciwko mnie.
Tak.
Doktor David Stevens, miło mi.
Podajemy sobie dłonie.
Mnie również.
Zakłada parę cienkich przezroczystych rękawiczek z lateksu.
Lekarz z Ośrodka opowiedział mi o tobie.
Wyciąga z kieszeni małą latarkę.
Ale i tak sam muszę cię zbadać, zobaczyć, z czym konkretnie mamy do czynienia.
Nachyla się.
Możesz otworzyć usta?
Otwieram, a on włącza latarkę i zbliża się do mojej twarzy.
Mogę podnieść górną wargę?
Kiwam na tak i odkłada latarkę i podnosi moją wargę i bierze długi cienki metalowy przyrząd z ostrym końcem.
To może boleć.
Końcówką przyrządu dotyka odłamków moich dwójek i zaczyna wpychać go w poranione części dziąseł. Ból jest natychmiastowy, ostry i przejmujący. Chcę zamknąć usta i powstrzymać go, pozbyć się bólu, ale tego nie robię. Zamykam oczy i zwijam dłonie w pięści i zaciskam. Czuję, jak wargi mi drżą i czuję smak krwi i kiedy Dentysta dotyka moich zębów, ruszają się. Kończy badanie i słyszę, jak odkłada przyrząd na tackę. Odprężam się i otwieram oczy. Musimy zrobić prześwietlenie, ale z tego, co widać gołym okiem, wynika, że trzeba będzie operować.
Zaciskam pięści. Zaciskam mocno.
Dwie dwójki są połamane, ale korzenie wyglądają na nietknięte. Wargi mi drżą.
Założymy korony i to powinno wystarczyć.
Czuję smak krwi.
Jednak obie jedynki obumierają.
Dotykam językiem górnych dziąseł.
Trzeba będzie przeprowadzić leczenie kanałowe i zrobić mostek. Czuję resztki moich zębów. Krótkie ostre odłamki zębów.
To nie będzie przyjemne, ale jeżeli w ogóle chcesz mieć zęby, nie ma innego wyjścia.
Przytakuję.
Umówię cię na wizytę za parę dni. Do tego czasu opuchlizna warg powinna zniknąć, tak jak jest teraz, nic nie możemy zrobić. Przytakuję.
Miło cię było poznać, James.
Mnie też.
Wstaje i podajemy sobie ręce i wychodzi. Inna Pielęgniarka wchodzi i myje mi usta i wpycha do nich waciki i klisze i robi kilka zdjęć rentgenowskich. Kiedy kończy, waciki są przesiąknięte krwią i czuję, jakby ktoś wyszorował mi usta papierem ściernym i uderzył młotkiem. Mówi mi, że mogę już iść, i wychodzi i wstaję i wracam do Poczekalni. Hank siedzi na jednej z kanap i czyta czasopismo o prywatnym życiu Gwiazd Filmu i podchodzę i siadam obok niego i odkłada czasopismo i patrzy na mnie.
Jak było?
W porządku.
Złożą cię do kupy?
Tak twierdzą.
Pójdę dowiedzieć się, kiedy mamy wrócić.
Wstaje i idzie do Recepcji i rozmawia z Recepcjonistką i wraca i wychodzimy z Biura i wsiadamy do Furgonetki i zaczynamy jechać z powrotem do Kliniki. Hank próbuje być miły i rozmawiać ze mną, ale mówię mu, że usta mnie bolą, więc daje mi spokój. Wyglądam przez okno.
Myślę o niej. Myślę o tym, kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Miałem osiemnaście lat i byłem w Szkole i siedziałem sam pod pomarańczowym i żółtym więdnącym październikowym drzewem. Trzymałem w ręku książkę i czytałem i z jakiegoś powodu podniosłem wzrok. Szła sama przez trawnik Szkoły z papierami pod pachą. Potknęła się i papiery rozsypały się na ziemi i kiedy nachyliła się, żeby je pozbierać, rozejrzała się, żeby zobaczyć, czy ktoś to zauważył. Nie widziała mnie, ale kiedy rzuciła się do zbierania papierów, ja ją zobaczyłem. Nie zauważyła mnie, ale ja zauważyłem.
Furgonetka podjeżdża przed Wejście do Kliniki, Hank i ja wysiadamy z Furgonetki i podchodzę do Hanka i dziękuję mu za podwiezienie i wsparcie. Mówi mi, że przydałoby się mnie przytulić, i wyśmiewam go, a on to ignoruje i podchodzi i obejmuje mnie i przytula. Zwyczajna radość z kontaktu z innym człowiekiem mnie rozgrzewa i po raz pierwszy od dłuższego czasu jest mi naprawdę dobrze. Czuję się niezręcznie, więc się odsuwam i żegnam i dziękuję mu jeszcze raz i wracam do Kliniki. Recepcjonistka mówi mi, że jest pora lunchu, więc idę do Stołówki i ustawiam się w kolejce i dostaję talerz zupy i szklankę wody i znajduję pusty stolik i siadam sam i staram się z całych sił przepchnąć trochę jedzenia przez krwawe zgliszcza