Golem. Meyrink Gustav

Golem - Meyrink Gustav


Скачать книгу
href="#n174" type="note">174, oznacza przebudzenie umarłego poprzez najwewnętrzniejsze życie duchowe. Wszelka rzecz na ziemi – niczym innym nie jest, jeno175 symbolem, przyodzianym w proch. – Jak ty myślisz okiem? Wszelką formę, którą spostrzegasz, myślisz okiem. Wszystko, co zgęstniało do formy, było przedtem istotą widmową. —

      Czułem, że te pojęcia, co dotychczas siedziały w moim mózgu jak na kotwicy, zerwały się i jak okręty bez steru pognały po bezbrzeżnym morzu.

      Pełen spokoju Hillel mówił dalej:

      – Kto jest przebudzony, ten nie może już umrzeć; sen i śmierć są dla niego tym samym.

      – Już nie może umrzeć? – głuchy ból mną zaszarpał.

      – Dwie ścieżki biegną w dal obok siebie: droga życia i droga śmierci. Otrzymałeś księgę Ibbur i czytałeś ją. Dusza twoja stała się ciężarna duchem żywota – słyszałem jego słowa.

      – Hillelu, Hillelu, daj mi iść drogą, którą idą wszyscy ludzie: drogą śmierci! – Dziko we mnie krzyczało wszystko.

      Twarz Szemajaha Hillela stała się nieruchoma z powagi:

      – Ludzie nie kroczą żadną drogą, ani drogą życia, ani drogą śmierci. Pędzą jak plewy w wichrze. W Talmudzie176 stoi: „Zanim Bóg stworzył świat, postawił zwierciadło przed istotami. Istoty widziały w nim duchowe cierpienia bytu i rozkosze, jakie z nich wynikają. Więc jedni wzięli na się cierpienie. Ale inni wzbraniali się – i tych Bóg wykreślił z księgi żywota”. Ty idziesz pewną drogą – i wkroczyłeś na nią z wolnej woli – choć może sam teraz o tym już nie wiesz. Jesteś powołany sam przez siebie! Nie trap się: stopniowo, gdy przychodzi poznanie, przychodzi też wspomnienie.

      Poznanie i wspomnienie – to jedno i to samo.

      Przyjacielski, prawie miłościwy ton, który zabrzmiał w mowie Hillela, przywrócił mi spokój i czułem się bezpieczny jak chore dziecko, które wie, że ojciec przy nim siedzi.

      Spojrzałem w górę i spostrzegłem, że naraz zjawiły się w izbie liczne postacie i otoczyły nas kołem: niektóre w białych koszulach śmiertelnych, jak to nosili starzy rabini177, inne w kapeluszu trójkątnym, w trzewikach ze srebrnymi sprzączkami – ale Hillel przesunął rękę przed moimi oczyma – i pokój znów stał się pusty.

      Potem wyprowadził mnie na schody i dał mi zapaloną świecę, abym mógł sobie drogę oświetlić do swego pokoju.

      ––

      Położyłem się do łóżka i chciałem zasnąć, ale sen nie przychodził – i zamiast tego wpadłem w szczególny stan, który nie był ani marzeniem, ani czuwaniem, ani snem.

      Światło zgasiłem, ale pomimo to w izbie wszystko było tak wyraźne, że mogłem najdokładniej rozróżnić każdą pojedynczą formę. Przy tym czułem się doskonale błogo, wolny od pewnego męczącego niepokoju, co niejednemu sprawia katusze, gdy się znajdzie w podobnej sytuacji.

      Nigdy przedtem w życiu swoim nie byłbym w stanie myśleć tak ściśle i wyraźnie, jak właśnie w tej chwili. Rytm zdrowia toczył się poprzez moje nerwy i porządkował moje myśli w szeregi, jak wojsko, które jeszcze czeka na rozkaz.

      Dość mi było tylko zawołać, a przychodziły do mnie i wykonywały to, czegom pragnął.

      Przypomniała mi się naraz178 gemma179, którą w ostatnich tygodniach próbowałem wyciąć z awenturynu180 – nie mogłem jednak dojść do żadnego wyniku, gdyż nie udawało mi się nigdy rozproszonych błysków minerału pokryć rysami twarzy, jaką sobie wyobraziłem – i oto w jednym mgnieniu ujrzałem rozwiązanie i wiedziałem dokładnie, jak mam prowadzić dłutko, by opanować strukturę masy.

      Niegdyś niewolnik hordy fantastycznych wrażeń i sennych widziadeł, o których nie wiedziałem, czy to pojęcia, czy też uczucia: nagle uczułem się jako pan i król we własnym państwie.

      Zadania z rachunku, które wprzódy181 stękając na papierze mogłem rozwiązać, wpadały mi naraz do głowy, niby w igraszce182 prowadząc do rezultatu. Wszystko przy pomocy jakiejś nowej, zbudzonej we mnie zdolności, żem widział i ustanawiał to właśnie, co mi było potrzebne: cyfry, formy, przedmioty, barwy.

      A gdy chodziło o kwestię, które za pomocą tych środków – nie dawały się rozstrzygać – problematy183 filozoficzne itp. – miejsce wewnętrznego wzroku zajmował słuch, przy czym głos Szemajaha Hillela brał na siebie rolę mówiącego. Udzielone mi były uświadomienia najrzadszego rodzaju. —

      Com tysiąc razy w życiu nieuważnie jako puste słowo puszczał mimo ucha, teraz w najgłębszych fibrach184 mej istoty tkwiło we mnie jako wartość; to, czegom nauczył się „powierzchownie”, w jednej błyskawicy „ujmowałem” jako swoją „własność” wewnętrzną. Budowy słów tajemnica, której nie przeczuwałem, obnażyła się przede mną.

      „Wysokie” ideały ludzkości, które z dobroduszną radcowsko-handlową miną, zakleksano185 orderem na patetycznej piersi, z góry mi chciały się narzucić: pokornie teraz zdjęły z pyska maszkarę186 i tłumaczyły się przede mną: w istocie one są żebrakami, ale zawsze mają przy sobie ożogi187 – dla jeszcze gorszego oszustwa.

      Czy ja nie śnię? Czy nie rozmawiałem z Hillelem?

      Wyciągnąłem rękę do krzesła obok mego łóżka. Wszystko jak należy: tu leży świeca, którą mi dał Szemajah; szczęśliwy jak mały chłopiec w noc Bożego Narodzenia, który się przekonał, że jego ulubiony pajacyk rzeczywiście i żywo jest przy nim obecny – na nowo się wtuliłem w poduszki.

      I jak wyżeł wciskałem się coraz głębiej w gęstwinę duchowych zagadek, które mnie otaczały dokoła.

      Naprzód próbowałem dotrzeć do tego momentu mego życia, do którego najdalej sięga moja pamięć. Tylko z tego punktu – sądziłem – była dla mnie rzeczą możliwą spojrzeć w tę część mego bytu, która dla mnie, przez szczególny zbieg warunków mego losu, leży utajona w mroku.

      Ale jakkolwiek dręczyłem się nad tym, nie mogłem iść dalej, jak po za to, żem się kiedyś znalazł w ponurym podwórzu naszego domu i przez łuk bramy oglądał tandeciarnię Arona Wassertruma: tak jak gdybym od stu lat jako snycerz188 kamei189 mieszkał w tym domu – zawsze jednakowo stary człowiek, który nigdy nie był dzieckiem.

      Chciałem już dać temu pokój190 jako próbom beznadziejnym i przerwać to szperanie po warstwach minionej przeszłości: gdy naraz191 z promienną jasnością pojąłem, że istotnie w mojej pamięci szeroki gościniec zdarzeń kończy się łukowym sklepieniem pewnej bramy, ale błyska mi też cały szereg maleńkich ścieżek, które dotychczas stale towarzyszyły drodze głównej, a których ja dotąd nie zauważyłem:

      – Skądże – krzyknęło mi coś prawie w ucho – masz wiadomości, dzięki którym wleczesz życie? Kto cię nauczył wycinania kamei, kto cię nauczył sztuki rytowniczej i wszystkiego innego? Czytać, pisać, mówić – i jeść – i chodzić, oddychać, myśleć,


Скачать книгу

<p>175</p>

jeno (daw.) – tylko. [przypis edytorski]

<p>176</p>

Talmud – w judaizmie księga zawierająca komentarz do Tory (pierwszych pięciu ksiąg Biblii). [przypis edytorski]

<p>177</p>

rabin – (z hebr. rabbi, czyli nauczyciel), funkcja religijna w judaizmie. [przypis edytorski]

<p>178</p>

naraz (daw.) – nagle. [przypis edytorski]

<p>179</p>

gemma – kamień półszlachetny lub szlachetny o owalnym kształcie, ozdobiony reliefem. [przypis edytorski]

<p>180</p>

awenturyn – minerał: rzadka, czerwona lub zielona odmiana kwarcu. [przypis edytorski]

<p>181</p>

wprzódy (daw.) – najpierw. [przypis edytorski]

<p>182</p>

igraszka – tu: zabawa. [przypis edytorski]

<p>183</p>

problematy – zagadnienia. [przypis edytorski]

<p>184</p>

fibra (daw., z łac.) – włókno. [przypis edytorski]

<p>185</p>

zakleksać – w oryginale beklecksen: upaprać, zasmolić; prawdop. winno tu być: przylepić. [przypis edytorski]

<p>186</p>

maszkara (daw.) – maska. [przypis edytorski]

<p>187</p>

ożóg – kij służący za pogrzebacz. [przypis edytorski]

<p>188</p>

snycerz – tu w znaczeniu ogólnym: rzeźbiarz. [przypis edytorski]

<p>189</p>

kamea – wypukła rzeźba w szlachetnym lub półszlachetnym kamieniu. [przypis edytorski]

<p>190</p>

dać czemuś pokój – zrezygnować z czegoś. [przypis edytorski]

<p>191</p>

naraz (daw.) – nagle. [przypis edytorski]