Punkt zero. Thomas Enger
/>
Tytuł oryginału: Nullpunkt
Copyright © 2018 by Jørn Lier Horst & Thomas Enger
Published by agreement with Salomonsson Agency
All rights reserved
Copyright © 2020 for the Polish edition by Smak Słowa
Copyright © for the Polish translation by Milena Skoczko
Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej część nie może być publikowana ani powielana w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Edytor: Anna Świtajska
Redakcja i korekta: Anna Mackiewicz
Skład książki: Agnieszka Karmolińska
Projekt okładki: Henrik Koitzsch
ISBN 978-83-66420-05-2
Druk: Drukarnia Abedik
Smak Słowa
ul. Boh. Monte Cassino 6A
81-805 Sopot
tel. 507-030-045
„Let's do it!”
(ostatnie słowa Gary’ego Gilmore’a przed egzekucją)
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20
Niedziela, 9 maja 1999 roku
Policyjne radio zatrzeszczało.
– Tu 0-1. Szukam wolnego radiowozu w rejonie Agmund Bolts vei 25 w Teisen.
Alexander Blix rzucił szybkie spojrzenie Gardowi Fossemu.
– Przecież to rzut kamieniem stąd – stwierdził.
Fosse wziął do ręki mikrofon. Blix dodał gazu.
– 0-1, tu Fox 2-1 – zameldował Fosse. – Jesteśmy na Tvetenveien. Możemy być na miejscu za jakąś minutę.
Blix włączył niebieskie światła i syreny, a wnętrze pojazdu wypełniły kolejne trzaski.
– Fox 2-1, przyjąłem. Zgłaszający twierdzi, że słyszał strzał. Pod tym adresem często dochodzi do awantur domowych.
Awantury domowe, pomyślał Blix. Zdarzyło mu się kilka razy interweniować w takich sprawach, ale to, że padł strzał, źle wróżyło.
Skręcił w Agmund Bolts vei za cmentarzem Østre, znowu przyspieszył i przemknął obok kamienic z balkonami wychodzącymi na ulicę. Obok samochodów zaparkowanych wzdłuż chodnika. Obok brzóz oddalonych od siebie o wiele metrów.
Właśnie do tego byli szkoleni.
Właśnie na to czekali: żeby znaleźć się na prawdziwym miejscu zdarzenia. Przez cały rok siedzieli na tylnej kanapie, każdy w swoim radiowozie, zanim w końcu im zaufano. Blix zacisnął dłonie na kierownicy.
– Zdaje się, że to tutaj – powiedział Fosse, wskazując niewielką grupkę ludzi na chodniku.
Blix zahamował i zatrzymał pojazd w poprzek drogi. Wyłączył silnik i syreny, ale zostawił niebieskie światła ostrzegawcze.
– Odgłos wystrzału doleciał stamtąd – wyjaśniła kobieta, wskazując mały biały dom, gdy policjanci wysiedli już z radiowozu.
– To brzmiało jak duży kaliber – dodał mężczyzna.
– Czy potem ktoś stamtąd wychodził? – spytał Blix. – Albo wchodził?
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
– Ile osób tam mieszka? – spytał Fosse.
– Cztery – odrzekła inna kobieta. – Mają dwie małe córeczki, ale wydaje mi się, że tylko jedna z nich jest w domu.
Blix zaklął w myślach.
– Okej – powiedział. – Wracajcie do domów i nie wychodźcie na zewnątrz. Zamknijcie dobrze drzwi.
Grupa gapiów rozpierzchła się. Blix sforsował ogrodzenie wokół posesji.
– Ty zajmij się tą stroną domu, a ja zajmę się drugą, okej?
– Chyba nie zamierzasz wchodzić do środka? – zaprotestował Fosse.
– Oddano strzał – powiedział. – W środku mogą być małe dzieci.
– Pomyśl o własnym bezpieczeństwie – rzekł Fosse i przypomniał mu mantrę powtarzaną przez instruktorów w szkole policyjnej. – Musimy zaczekać na posiłki.
Blix znał procedury. Wiedział, że powinni obserwować miejsce zdarzenia z bezpiecznej odległości i czekać na wsparcie. Ale to nie było zadanie z podręcznika.
– Posiłki przybędą za dziesięć minut – odparł. – Nie wiem, czy mamy tyle czasu.
Wrócił do radiowozu, otworzył bagażnik, a następnie sejf na broń służbową. Wyjął pistolet i załadował sześć naboi.
– Poważnie? Musimy…
– Pomóc dzieciakowi – wszedł mu w słowo Blix. Wyminął Fossego. – Jeśli jest w środku.
Zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi i usiłował zajrzeć przez grubą szybę, która ciągnęła się od klamki do górnej krawędzi drzwi. Nic nie zobaczył.
Odwrócił się w stronę kolegi.
– Długo masz zamiar tam stać?
Fosse przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
– Nie podoba mi się to – powiedział.
– Mnie też nie, ale musimy coś zrobić.
Okrążył dom od prawej strony. Próbował wspiąć się na palce, żeby zajrzeć do wnętrza przez okno w ścianie, ale nie sięgał tak wysoko. Poszedł dalej. W niewielkim ogrodzie na tyłach domu wciąż leżały kupki ubitego śniegu. Krzewy były brązowe i rachityczne. Rzucił okiem na zardzewiałą huśtawkę i zniszczoną werandę. Fotele z poduszkami ogrodowymi. Puste brązowe butelki po piwie na podłodze werandy. Wypełniona po brzegi popielniczka, a obok niej niedopałki papierosów.
Stąpał ostrożnie, wiedział, że odgłos kroków zdradzi jego położenie. Okna salonu były duże, ale odbijające się w nich światło utrudniało mu zajrzenie do środka. Jednocześnie on sam był doskonale widoczny.
Zawrócił w stronę drzwi wejściowych. Zobaczył, że Fosse siedzi w samochodzie. Słyszał, że rozmawia z centralą operacyjną. Blix wcisnął do ucha słuchawkę. Najbliższy patrol znajdował się w odległości dwunastu minut jazdy. Blix nacisnął klamkę.
Drzwi zaskrzypiały, nie były zamknięte na klucz. Otworzył je na oścież i zrobił dwa kroki naprzód. Zatrzymał się. Nasłuchiwał. Cisza.
Ale czy na pewno?…
To był jęk? Szloch? A może ktoś powiedział „ciii”?
Poszedł dalej, unosząc broń. Zostawił za sobą otwarte drzwi w nadziei, że Fosse ruszy za nim.
Deski podłogowe zaskrzypiały. Korytarz zaprowadził go w głąb domu. Policjant zajrzał do najbliższego pomieszczenia i szybko cofnął głowę. Mała toaleta z umywalką. Powtórzył manewr w następnym pomieszczeniu. Pusto. Wstrzymał oddech i znowu zaczął nasłuchiwać. Cisza.
Zły znak.
Drzwi w kuchni były uchylone. Pchnął je powoli. One także zatrzeszczały.
Puścił je.
Na podłodze utworzyła się wielka kałuża krwi, która częściowo wsiąkła w tkany chodnik. Kobieta leżała nieruchomo na plecach. Głowę miała zwróconą w bok. Widział jej otwarte, pozbawione życia oczy.
Przełknął ślinę. Poczuł szybkie i ciężkie uderzenia serca. Wstrzymał oddech na parę sekund, po czym wyciągnął przed siebie broń. Zrobił kilka kroków w głąb kuchni, uważając, żeby nie wejść w krew. Pochylił się i sprawdził puls. Niewyczuwalny. Wyprostował się, zbliżył usta do mikrofonu przymocowanego do klapy marynarki.
– 0-1,