Punkt zero. Thomas Enger

Punkt zero - Thomas  Enger


Скачать книгу
Ale nie wykonałem tego kursu.

      Emma zmarszczyła czoło.

      – Stałem przed jej domem co najmniej piętnaście minut, ale ona się nie pojawiła.

      – Zadzwonił pan do niej?

      – Owszem, ale włączyła się automatyczna sekretarka. Wysiadłem z taksówki i zadzwoniłem do drzwi, ale nie wyszła, więc odjechałem.

      Emma zastanawiała się, czy jest jeszcze coś, o co powinna go zapytać, ale nic nie przyszło jej do głowy. Podziękowała i zakończyła rozmowę.

      Stanęła przed okazałą willą Sonji Nordstrøm położoną tuż przy samej Kongsveien. Na oko działka liczyła minimum czterysta metrów kwadratowych, posiadłość miała też duży, pomalowany na biało garaż. Przed jedną z bram garażowych leżały materiały budowlane, przykryte plastikiem i resztkami opakowań z prac remontowych. Brązowe skompresowane kartony.

      Brama była otwarta. Emma pomyślała, że Nordstrøm mogła pojechać gdzieś dziś rano lub wczoraj wieczorem. Po prostu dała nogę. Zwiała. Całodzienna promocja książki, tak jak ją przedstawił Amund Zimmer, mogła skutecznie odstraszyć, nawet jeśli przywykło się do bycia w centrum uwagi.

      Emma weszła na wyasfaltowany podjazd i ruszyła w stronę domu. Zatrzymała się przed drzwiami i zadzwoniła. Usłyszała dźwięk dzwonka dolatujący z wnętrza willi.

      Żadnej odpowiedzi.

      Ponowiła próbę, ale efekt był ten sam: nikt nie otwierał. Cofnęła się o kilka kroków i spojrzała w okna na pierwszym piętrze. Żadnej twarzy wychylającej się zza firanki. Żadnego dźwięku.

      Jeszcze raz zadzwoniła do drzwi. Nic. Kompletna cisza. Pod wpływem nagłego impulsu nacisnęła klamkę. Ku jej zaskoczeniu drzwi nie były zamknięte na klucz. Puściła klamkę, ale drzwi powoli same się przed nią otworzyły. Zrobiła krok naprzód i wsunęła głowę do środka. Duży przedpokój był wyłożony ciemnymi kafelkami.

      Nieco dalej na podłodze zobaczyła coś błyszczącego i zmarszczyła czoło. To był przewrócony stojak na ubrania, a przed pustą ramą wielkiego lustra leżały okruchy szkła.

      Zawołała:

      – Pani Nordstrøm?

      Nasłuchiwała, ale nikt się nie odezwał.

      Odgłos butów stukających o wykafelkowaną posadzkę niósł się echem po domu.

      – Halo! – krzyknęła. Zauważyła, że jej głos drży, lecz mimo to ruszyła w stronę dużego holu z kafelkami ułożonymi w szachownicę. Pilnowała, żeby nie stanąć na szkle z rozbitego lustra.

      Z holu można było dostać się schodami na piętro. Pod wysokim sufitem wisiał żyrandol. Światło było zapalone. Emma nie przestawała wołać Nordstrøm. Zajrzała do kuchni. Wszystko było eleganckie, jasne blaty i fronty szafek, kuchenka i lodówka ze stali szczotkowanej. Tu również podłoga była wyłożona ciemnymi kafelkami. Szafki pełne butelek wina. Na olbrzymim stole wazon ze świeżymi kwiatami. Na blacie dwa kieliszki po winie, tuż obok egzemplarza Wiecznej Jedynki. Emma jeszcze raz zawołała Nordstrøm, ale nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Chociaż nie. Coś usłyszała.

      Opuściła kuchnię i podążając za dźwiękiem, weszła do salonu. To stamtąd dolatywał dźwięk, a dokładniej ze stojącego tam włączonego telewizora. Jakiś kanał sportowy. Na środku ekranu wisiał numer startowy przyczepiony kawałkiem taśmy klejącej. Numer jeden.

      Emma przyglądała mu się przez kilka sekund. Dziwne, pomyślała. Wzięła do ręki pilot i wyłączyła telewizor. Cisza, która nastąpiła, aż dzwoniła w uszach.

      – Pani Nordstrøm?

      Jej głos był ledwo słyszalny.

      Spróbowała jeszcze raz, głośniej. Wciąż nic.

      Nagle poczuła, że nie ma ochoty tam być. Że musi wyjść. Szybko.

      Gdy znalazła się na zewnątrz, znowu oddychała normalnie. Zamknęła za sobą drzwi i zaczęła się zastanawiać, co powinna zrobić. Spod krzewu wyszedł kot i zniknął za rogiem domu. Emma wyjęła telefon i wybrała numer Kaspra.

      Kasper Bjerringbo był duńskim dziennikarzem, którego spotkała kilka miesięcy temu w Göteborgu na seminarium z dziennikarstwa cyfrowego.

      – Wszelki duch! – rzekł Kasper grubym, ochrypłym duńskim.

      – Cześć – przywitała się. – Jesteś zajęty?

      – Teraz już tak.

      Uśmiechnęła się. Poczuła, że oblewa się rumieńcem.

      – Dzięki za nasze ostatnie spotkanie – powiedział. – To było… wieki temu.

      – To prawda.

      – Bardzo miło to wspominam.

      Oczami wyobraźni ujrzała jego czarne loki i wytrenowane nagie ciało. Niemal usłyszała jego zaraźliwy śmiech. Ale nie było nic więcej do dodania. Owszem, mieli zbliżenie, które trwało do późnej nocy. A właściwie do późnego rana, bo dopiero wtedy dopadło ją zmęczenie i wśliznęła się do własnego łóżka.

      – Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała, zmieniając temat. – Twojej rady.

      – O co chodzi?

      – Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z dziennikarstwem śledczym – zaczęła. – A ty tak.

      – Słucham.

      – Masz jakieś doświadczenie w sprawach zaginięć?

      – Prawdę mówiąc, teraz cała Dania żyje taką sprawą.

      – Naprawdę?

      – Tak, chodzi o piłkarza, który zaginął trochę ponad tydzień temu. Może o nim słyszałaś?

      Nie słyszała. Nie pasjonowała się piłką nożną.

      – W czym problem? – spytał.

      Nie była pewna, jak szczegółowo opisać zaistniałą sytuację. Powiedziała, że Nordstrøm nie pojawiła się w programie TV2. W paru zdaniach przybliżyła wygląd jej domu, nie zdradzając, o kogo chodzi.

      – Obawiam się, że coś jej się stało – zakończyła.

      Po drugiej stronie przez dłuższą chwilę panowała cisza. Emma domyśliła się, że Kasper siedzi w swoim fotelu w siedzibie Ritzau4 i drapie się po głowie.

      – W takim razie nie masz wyjścia. Musisz zadzwonić na policję – stwierdził. – I musisz im powiedzieć, że byłaś w środku. Jeśli to zataisz, możesz mieć później poważne problemy.

      Podziękowała za radę.

      – Policja na pewno potraktuje twoje zgłoszenie poważnie, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczy znanej osoby – dodał.

      Zapadła cisza.

      – A tak poza tym, co u ciebie słychać?

      – W porządku – odparła.

      – Nie wybierasz się w najbliższym czasie do Kopenhagi?

      Uśmiechnęła się.

      – Nie sądzę – odpowiedziała.

      – Szkoda.

      Tak, przyznała mu w myślach rację. Szkoda.

      – Muszę już kończyć – powiedziała i podziękowała za pomoc.

      Przez krótką chwilę stała z zamkniętymi oczami, potrząsając głową. O Boże! Zachowała się jak kompletna idiotka. Kopenhaga z Kasprem mogła być wspaniałą przygodą. W każdym razie do momentu, aż pojawi się pytanie, gdzie będzie spała.

      Szum samochodów przejeżdżających Kongsveien


Скачать книгу