Gniew Tiamat. James S.a. Corey
swoje miejsce, pomogła zaprojektować grę w trzy kubki, w której teraz prowadziła życie. Były dziesiątki innych sposobów, na które mogła współpracować z podziemiem. Tysiące innych, na jakie mogła prowadzić nowe życie bez nich. Była tutaj, ponieważ taki los wybrała. Kontener sprawiał wrażenie samotności, nie izolacji. Schronienie, w którym mogła przeczekać, aż osiądzie zmącona zawartość jej serca i oczyści się umysł.
Wtedy wydawało się to dobrym pomysłem. Można było odnieść wrażenie, że działa. Teraz, trzymając palce przy powiadomieniu, nie była pewna, czy wciąż się to sprawdza.
Wyłączyła wiadomości, uderzając w przycisk jak w owada. Wynik analizy danych wciąż jarzył się na ekranie, radośnie zgłaszając BRAK STRAT NIE DO ODZYSKANIA.
– Mam wrażenie, że to powinno być metaforą czegoś – powiedziała i wyobraziła sobie śmiech Jima obok. Powtarzając mu ten sam żart, jak robili to w dawnych czasach.
– Cholera, muszę się wydostać z tego pieprzonego pudła – rzuciła po chwili.
Rozdział dziewiąty
Teresa
Carrie Fisk była prezydent Stowarzyszenia Światów. Dziewczyna wiedziała, że pozwolenie jej na spotkanie z ojcem przy śniadaniu stanowiło miarę jej znaczenia. Teresa siedziała po prawej stronie ojca przy małym stoliku, a Fisk naprzeciw niego, więc słuchając ich rozmowy, Teresa czuła się, jakby oglądała mecz ping-ponga.
– Porozumienie handlowe między Auberonem i grupą pięciu światów oferuje pewne realne korzyści – powiedziała Fisk. – Dzięki wybraniu garści światów, na których poważnie się skupimy, możemy szybko osiągnąć postępy. Auberon lub Bara Gaon mogą doprowadzić kolejne trzy do pięciu układów do poziomu samowystarczalności w siedem do dziesięciu lat, a potem każdy z tych układów może przyjąć własnych klientów. Model wzrostu geometrycznego doprowadzi do rozwoju wszystkich układów znacznie szybciej, niż jeśli wszystkie poszczególne kolonie będą traktowane z równą uwagą.
Jej ojciec powoli kiwnął głową. Rozpoznawała już ten gest. Zerknął na nią i uniósł brew. Drobna oznaka współudziału. Teresa czuła, jak Fisk zaczyna się wić. Emanująca z niej chęć uzyskania aprobaty ojca była nieco zawstydzająca. Teresa wzruszyła ramionami. Drobny gest, uniesienie na kilka milimetrów, znaczące „Chcesz, żebym zapytała?”. Ojciec przytaknął.
– A co z korupcją? – zapytała.
Fisk się roześmiała.
– Reputacja Auberona sięga daleko. Gubernator Rittenaur zapewnia mnie, że sytuacja została opanowana. Pojawiło się kilka zepsutych jabłek, ale tego można było się spodziewać w tego typu kolonii. Teraz, gdy jest pod nadzorem Lakonii, zajęto się tym problemem.
Teresa przytaknęła, a potem odchyliła się, by zobaczyć, jak zareaguje ojciec. Nie śpieszył się. Wzięła kolejną porcję jajek z talerza. Żółtko było płynne, tak jak lubiła, więc zebrała je kawałkiem chleba. Kelly – osobisty pokojowy ojca – przyniósł Fisk kolejną kawę. Kiedy ojciec westchnął, w oczach Fisk pojawiło się wyraźne zrozumienie porażki. Tylko na moment, szybko ukryte, ale Teresa je zobaczyła.
– Architektura wygląda dobrze – powiedział. – Choć nie jestem pewien, czy ta piątka to właściwe światy do jej implementacji. Proszę mi dać czas na zapoznanie się z tym i wrócimy do tematu w przyszłym tygodniu.
– Tak jest, sir – odpowiedziała Fisk. – Oczywiście.
Po zakończeniu spotkania przy śniadaniu Fisk wyszła, a Teresa została. Kiedy Kelly sprzątał naczynia, ojciec wstał, przeciągnął się i zapytał:
– Co zauważyłaś?
– Denerwowała się – stwierdziła Teresa.
– Zawsze to robi – przypomniał ojciec. – To jeden z powodów, dla których ją wybrałem. Gdy ludzie robią się zbyt pewni siebie, rozluźniają się. Robią się niedbali. Co jeszcze?
– Wiedziała, że pojawi się pytanie o korupcję. I sprowadziła je do Auberonu, zamiast poruszyć temat sposobu wybrania tych pięciu światów.
– Próbowała coś ukryć?
– Nie sądzę – stwierdziła Teresa. – Dla mnie wyglądało to raczej tak, że zdawała sobie sprawę ze złej reputacji Auberonu i próbowała skontrować oczywiste wątpliwości. Gdy skupiłeś się na wyborze światów, wydawało się… że poczuła ulgę?
– Zgadzam się. No dobrze. To było ciekawe. Mam raport wojskowy od Trejo w układzie Sol. Jesteś zainteresowana zapoznaniem się z nim?
Odpowiedź brzmiała „nie”. Był dzień zajęć z rówieśnikami, co oznaczało spotkanie z Connorem. Chciała iść na zajęcia bardziej niż wymknąć się na spotkanie z Timothym, bardziej niż iść bawić się z Piżmakiem, nawet bardziej niż przebywać z ojcem. Ale też dręczyło ją poczucie winy z powodu jej pragnień. Nie chciała, by ojciec miał wrażenie, że nie jest dla niej ważny, zwłaszcza w sytuacji, gdy była to częściowo prawda…
– Jeśli chcesz – powiedziała głosem pełnym energii i beztroski.
Zaśmiał się i zmierzwił jej włosy.
– Nie jest mi to potrzebne. Możesz iść pracować z pułkownikiem Ilichem. Dam ci znać, jeśli Trejo przekaże coś o kluczowym znaczeniu.
– Dobrze – zgodziła się. A potem, bo zdawała sobie sprawę, że wie, o czym myślała: – Dziękuję.
– Zawsze – rzucił i odesłał ją gestem.
* * *
Gdy tylko weszła do klasy, zorientowała się, że coś jest nie tak. Zwykle pozostali siedzieli w grupkach na fotelach i kanapach wspólnej sali, tocząc równocześnie liczne rozmowy. Zauważali jej wejście do sali, ale nie starali się tak wyraźnie na nią nie gapić. Dzisiaj rozproszyli się do kątów pokoju, opierając się o ściany i kolumny jak małe zwierzątka świadome obecności drapieżnika. Connor stał sam, marszcząc brwi nad ekranem ręcznego terminala, jakby urządzenie go obraziło i próbował opanować temperament. Pozostali zerkali na nią i odwracali wzrok, ale Connor nie widział jej z energią i skupieniem, które wydawały się bardzo świadome.
– Zaraz wrócę – powiedział pułkownik Ilich, dotykając jej ramienia. – Muszę jeszcze coś przynieść, nim zaczniemy.
Kiwnęła głową, zwalniając go. Skupiła uwagę na Muriel Cowper. Była o rok starsza od Teresy, z mysimi włosami, lekko wyszczerbionym przednim zębem i talentem do rysowania, dzięki któremu to ona zajmowała się malowaniem twarzy na większych imprezach. Podeszła teraz do Teresy i wyglądała, jakby trzęsła się w środku. Skojarzyła się dziewczynie z Carrie Fisk.
– Teresa – odezwała się druga dziewczyna. – Czy możemy… chwilę porozmawiać?
Teresa poczuła ukłucie niepokoju, ale przytaknęła. Muriel zrobiła kilka kroków w stronę drzwi na dziedziniec, a potem zatrzymała się i obejrzała dokładnie tak, jak czasem Piżmak, żeby się upewnić, że Teresa idzie za nią. Na dziedzińcu Muriel wysunęła dłonie przed brzuch, jak słuchające nagany dziecko. Teresa miała ochotę je chwycić i zepchnąć z powrotem do boków, zmusić, by zachowywała się normalnie. Niepokój bił z Muriel jak żar z ognia, przez co Teresa też robiła się nerwowa.
– Co się dzieje? – zapytała.
Muriel oblizała wargi, głęboko wciągnęła powietrze i podniosła wzrok, wbijając spojrzenie w oczy Teresy.
– W zeszłym tygodniu pojechaliśmy na wycieczkę pod namioty, byliśmy tam wszyscy i w nocy, kiedy mieliśmy spać, część z nas wymknęła się nad wodę, a Connor mnie pocałował.
Teresa