Gniew Tiamat. James S.a. Corey
wydaje się, że po prostu zbudowali wrota do takiego układu.
– Jak? Musiało tu istnieć życie, które mogli przejąć, albo nie powstałyby wrota. To był żywy układ, jak Sol, który został zmieniony w… – Machnęła ręką.
– Tak – zgodził się Fayez. – Nie wiem. Szczerze mówiąc te wszystkie cuda i dziwy chwilami sprawiają, że czuję się tak, jakbym pił z węża strażackiego.
Elvi skończyła wciąganie munduru, a potem wyszorowała zęby w towarzystwie czekającego i obserwującego ją Fayeza. Przyjrzała się sobie krytycznie w lustrze i rzuciła:
– Chodźmy porozmawiać z szefem.
Fayez objął ją i zepsuł tym staranne ułożenie munduru.
– Dziękuję, że nie umarłaś, Els.
* * *
Czterdzieści osiem godzin później zaliczyli procedurę. Systemy statku przeanalizowały dane teleskopowe. Elvi poszła odwiedzić katalizator, jak zawsze, a potem przeprowadzili eksperyment. Protomolekuła zaczęła sięgać, a oni zbierali dane. Jastrząb szukał jakieś zmiany, jakiegoś skutku. Tym razem Elvi pozwoliła sobie faktycznie usnąć w przerwie. Otarcie się o śmierć najwyraźniej ją wyczerpało, nawet jeśli nie była przy tym świadoma. Zresztą na dodatek tym razem nie bardzo było co oglądać.
Kiedy skończyli analizę, Sagale przyszedł na mostek i zaparł się o jeden uchwyt na dłoń i jeden na stopę. Przenosił spojrzenie z ekranu na ekran, obserwując z aurą satysfakcji strumienie danych.
– Mehmet – zwróciła się do niego Elvi.
– Major Okoye – odpowiedział Sagale i kiwnął głową w stronę głównego monitora. Po powiększeniu do poziomu, przy którym wypełniała ekran, mała, choć masywna gwiazda była jedynym obiektem w promieniu prawie dwóch lat świetlnych od wrót Tecomy. – Proszę mi powiedzieć, że ten układ to najważniejsze odkrycie naukowe wszech czasów.
– Nie – odpowiedziała Elvi. – Jestem przekonana, że ten zaszczyt wciąż przypada zielonemu diamentowi. Ale to fantastyczne.
Gwiazda neutronowa na ekranie była zbyt gorąca, by emitować wiele światła w paśmie widzialnym, ale ekran i tak musiał być przygaszony, by nie oślepić wszystkich w pomieszczeniu.
– Ponad trzy masy gwiezdne upchane w kulę wielkości wyspy Rhode – rzuciła Jen.
– Co to za wyspa? – zapytał Travon. Był Marsjaninem w czasach, zanim stali się Lakończykami.
– Major Okoye – powiedział Sagale, ignorując komentarze. – Czy mam rację, sądząc, że to coś jest dokładnie tym, czym się wydaje? Pojedynczą, nienadającą się do wykorzystania gwiazdą w układzie pozbawionym innych artefaktów lub kwalifikujących się do zbadania planet?
Coś w jego głosie zwróciło uwagę Elvi. Mówił to w dziwnie sztywny, formalny sposób. Jakby zadawał jej pytania pod przysięgą. Miała wrażenie, że biorą udział w jakiegoś typu rytuale rozumianym przez niego, ale nie przez nią.
– Na to wygląda – odpowiedziała ostrożnie. – Tak.
Sagale kiwnął swą wielką głową. Zaczął emanować satysfakcją.
– Proszę przyjść do mojego biura za pięć minut.
Odepchnął się i zniknął w korytarzu. Fayez spojrzał jej w oczy i uniósł brew.
– Ja też zrobiłam się nerwowa – skomentowała.
Ostatni raz skontrolowała dane, jakby sprawdzała notatki z zajęć przed egzaminem. Miała wrażenie, że zdarzyło się tu coś, czego nie zauważyła, i to uczucie wcale się jej nie podobało.
– Kawy? – zapytał Sagale, gdy do niego przyszła. Unosił się obok wnęki z maszyną do napojów zamontowanej w jednej ze ścian jego biura. Obok niego dryfowały dwie bańki do picia. Był to pierwszy raz, gdy okazał jej jakiekolwiek objawy gościnności.
Jej zdenerwowanie przybrało na sile.
– Jasne – zgodziła się, żeby nie zauważył.
Urządzenie zasyczało wstrzykując kolejno kawę do obu baniek.
– Słodzik? Śmietanka? – zapytał Sagale, wciąż grzebiąc przy ekspresie.
– Nie.
Admirał odwrócił się do niej i łagodnie pchnął w jej stronę jedną z baniek. Złapała ją, otwarła zabezpieczenie ustnika i wypiła łyk napoju. Kawa była w sam raz, gorąca, ale nie parzyła, gorzka, mocna i lekko orzechowa.
– Dziękuję – powiedziała, czekając na cios.
– Chciałbym wyrazić wdzięczność imperium lakońskiego za pani pracę nad tym projektem. Teraz, gdy zidentyfikowaliśmy układ, który do niczego się nie przyda, przejdziemy do wojskowej fazy tej operacji – wyjaśnił Sagale po krótkiej przerwie na napicie się kawy.
– Co takiego?
– W tej chwili do układu wlatują dwa okręty – wyjaśnił. – Oba bezzałogowe, kontrolowane zdalnie z tego pojazdu. Oba są dużymi frachtowcami, z tym że jeden jest pusty, a drugi przewozi ładunek.
– Ładunek?
– Wysoki konsul zdołał wykorzystać platformy konstrukcyjne nad Lakonią do produkcji i gromadzenia antymaterii. Drugi ze statków przewozi jej nieco ponad dwadzieścia kilogramów w butelkach magnetycznych.
Elvi znowu poczuła zawroty głowy. Może ciągle jeszcze nie doszła do siebie po otarciu się o śmierć, a może to jej oficer dowodzący, który informował ją, że ma dość materiału wybuchowego, by zmienić w szkło powierzchnię planety. Pewnie obie te rzeczy. Poświęciła chwilę na uspokojenie oddechu.
– Czemu? – zapytała.
– Zalecenia wysokiego konsula dla tej ekspedycji były dwojakie – wyjaśnił Sagale. – Pierwszym zadaniem była misja, do której została pani wprowadzona. Wraz z zespołem zrobiła pani, co mogła w tej sprawie, i odzwierciedlają to raporty przesyłane przeze mnie do dowództwa floty.
– W porządku. Dziękuję. A na czym polega ta druga część? – zapytała Elvi.
– Drugi aspekt tej misji wykracza poza pani kompetencje i dlatego informacje o nim były ograniczone. Mamy znaleźć układ w systemie wrót o minimalnej wartości. Taki jak ten.
Puściła bańkę z kawą, która zaczęła powoli odlatywać.
– Wolno mi się dowiedzieć, na czym polega druga faza? Bo jeśli nie muszę wiedzieć, to ta rozmowa wydaje się trochę nieuprzejma.
– Faktycznie. Prawdę mówiąc, pani udział jest kluczowy w drugiej fazie i jestem przekonany, że będzie pani dalej świetnie sprawdzać się w zmienionej misji, choć nie będzie już nią pani dowodzić. – W jego oczach pojawiło się coś zbliżonego do współczucia. Elvi po raz pierwszy odniosła wrażenie, że Sagale ją lubi. A przynajmniej szanuje. – Najważniejszym priorytetem wysokiego konsula jest znalezienie sposobu na obronę ludzkości przed tym, co zniszczyło budowniczych wrót. – Urwał na chwilę, jakby nie do końca wierzył w to, co miał właśnie powiedzieć. Jakby bardzo długo czekał na okazję do powiedzenia tego. – Test, który za chwilę wykonamy, jest początkiem tego procesu.
Stuknął w biurko i pojawiła się nad nim mapa układu Tecomy. Gwiazda neutronowa w środku, odległe wrota, Jastrząb unoszący się w połowie drogi i dwa nowe frachtowce blisko punktu wejścia.
– Będziemy monitorować ten układ każdym przyrządem, jaki mamy dyspozycji, tak jak dotychczas – powiedział. – Ale tym razem w sieci wrót kontrola ruchu kieruje statki przez wrota tak, by ich obciążenie energetyczne osiągnęło stan krytyczny. Po jego osiągnięciu wypuścimy z tego układu pusty frachtowiec.
– Zamierza