Diuna. Frank Herbert

Diuna - Frank  Herbert


Скачать книгу
werset z Biblii P-K, dumając: „Czyżby również Gurney chciał położyć kres podstępnym intrygom?”.

      Książę spojrzał w ciemność za oknami i z powrotem na Hallecka.

      – Gurneyu, ilu z tamtych piachmanów namówiłeś do pozostania z nami?

      – Dwustu osiemdziesięciu sześciu, wasza wysokość. Myślę, że powinniśmy ich wziąć i uważać się za szczęściarzy. Wszyscy reprezentują przydatne specjalności.

      – Tylko tylu? – Leto wydął wargi. – No cóż, przekaż dalej wiadomość…

      Przerwał mu hałas w drzwiach. Przez wartę przecisnął się Duncan Idaho, szybkim krokiem doszedł do końca stołu i nachylił się do ucha księcia.

      Leto odsunął go gestem.

      – Mów głośno, Duncanie. Widzisz, że obraduje tu sztab.

      Paul przypatrywał się uważnie Idaho, dostrzegając kocie ruchy i świetny refleks, cechy, które czyniły zeń tak niedościgłego nauczyciela fechtunku. Ciemna, krągła twarz Duncana obróciła się ku niemu, oczy mieszkańca jaskini nie dały znaku, że go zauważają, lecz Paul pod maską spokoju zauważył podniecenie.

      Idaho spojrzał wzdłuż stołu.

      – Zgarnęliśmy oddział harkonneńskich najemników przebranych za Fremenów. Sami Fremeni wysłali do nas kuriera z ostrzeżeniem przed tą oszukańczą bandą. Podczas ataku okazało się jednak, że Harkonnenowie urządzili zasadzkę na kuriera Fremenów i zranili go ciężko. Zmarł, kiedy wieźliśmy go tutaj, by zajęli się nim nasi lekarze. Wiedziałem, w jakim stanie jest ten człowiek, więc zatrzymałem się, by zobaczyć, co mogę dla niego zrobić. Zaskoczyłem go, kiedy usiłował odrzucić coś od siebie. – Popatrzył na Leto. – Nóż, mój panie, jakiego nigdy nie widziałeś.

      – Krysnóż? – spytał ktoś.

      – Nie ma co do tego wątpliwości – odparł Idaho. – Mlecznobiały i jarzący się jak gdyby własnym światłem. – Sięgnął pod bluzę i wydobył pochwę z wystającą z niej czarną, karbowaną rękojeścią.

      – Zostaw to ostrze w pochwie!

      Głos doleciał z otwartych drzwi w końcu sali, wibrujący i przenikliwy, unieruchamiając ich wszystkich z wytrzeszczonymi oczami.

      W progu stała wysoka, owinięta dżubbą postać odgrodzona skrzyżowanymi mieczami straży. Cienka brązowa szata spowijała ją całkowicie, z wyjątkiem szpary między kapturem a czarną przesłoną ukazującej zupełnie błękitne oczy bez śladu białek.

      – Pozwól mu wejść – wyszeptał Idaho.

      – Przepuścić tego człowieka – rozkazał książę.

      Po chwili wahania gwardziści opuścili miecze. Postać wpłynęła do sali i zatrzymała się naprzeciwko księcia.

      – To Stilgar, przywódca siczy, w której przebywałem, wódz tych, którzy ostrzegli nas przed bandą przebierańców – powiedział Idaho.

      – Witaj, sir – rzekł Leto. – Dlaczegóż to nie powinniśmy dobywać tego ostrza z pochwy?

      Stilgar spojrzał na Idaho.

      – Ty przestrzegałeś wśród nas obyczajów czystości i honoru. Tobie pozwoliłbym patrzeć na ostrze należące do człowieka, któremu pospieszyłeś z pomocą. – Omiótł wzrokiem resztę ludzi w pokoju. – Ale tych nie znam. Czy dopuściłbyś, by zbrukali prawy oręż?

      – Jestem książę Leto – powiedział książę. – Czy mnie pozwoliłbyś zobaczyć to ostrze?

      – Pozwolę ci zasłużyć na prawo dobycia go z pochwy – odparł Stilgar, a kiedy wokoło rozległ się szmer protestów, uniósł szczupłą dłoń poznaczoną ciemnymi żyłami. – Przypominam, że jest to ostrze tego, który okazał wam przyjaźń.

      W pełnej wyczekiwania ciszy Paul patrzył na tego człowieka, czuł bijącą od niego siłę. Miał przed sobą przywódcę – przywódcę Fremenów.

      Ktoś po przeciwnej stronie, w pobliżu środka stołu, mruknął:

      – Co to za jeden, by mówił nam, jakie mamy prawa na Arrakis?

      – Opowiadają, że książę Leto Atryda panuje w zgodzie z poddanymi – rzekł Fremen. – Przeto powiem wam, jaki jest u nas obyczaj. Na tych, którzy widzieli krysnóż, spada pewna odpowiedzialność. – Rzucił mroczne spojrzenie w stronę Idaho. – Są nasi. Nie wolno im opuścić Arrakis bez naszej zgody.

      Halleck, a za nim wielu innych, zaczął się podnosić z gniewną miną.

      – To książę Leto decyduje – powiedział – czy…

      – Chwileczkę – przerwał Leto, a jego łagodny ton ich powstrzymał. „Ta sytuacja nie może się wymknąć spod kontroli” – pomyślał. Zwrócił się do Fremena. – Sir, poważam i szanuję godność każdego, kto szanuje moją godność. Jestem rzeczywiście twoim dłużnikiem, a ja zawsze spłacam swoje długi. Jeśli wasz zwyczaj wymaga, by ten nóż nie opuścił tutaj pochwy, ma tak być z mojego rozkazu. I jeśli jest jakikolwiek inny zwyczaj pozwalający uhonorować tego człowieka, który poległ w naszej służbie, wystarczy, byś go tylko wymienił.

      Fremen utkwił w księciu wzrok, po czym z wolna odsunął swoją zasłonę, odkrywając wąski nos i pełne usta okolone połyskliwą czarną brodą. Niespiesznie nachylił się nad brzegiem blatu i splunął na politurę.

      Mężczyźni zaczęli zrywać się od stołu, lecz głos Idaho jak grzmot przetoczył się po sali:

      – Stać!

      W pełnej napięcia ciszy Idaho rzekł:

      – Dziękujemy ci, Stilgarze, za dar wilgoci twego ciała. Przyjmujemy go w duchu, w jakim został złożony. – I splunął na stół księciu pod nos, na stronie zaś powiedział: – Nie zapominaj, jak cenna jest tutaj woda, wasza wysokość. To był dowód szacunku.

      Leto osunął się na krzesło i dojrzał wpatrzone w siebie oczy Paula oraz ponury uśmiech na jego twarzy. Wyczuwał powolne opadanie napięcia, w miarę jak jego ludzie zaczynali rozumieć, co się stało.

      Fremen utkwił oczy w Idaho.

      – Dobrze wypadłeś w mej siczy, Duncanie Idaho. Czy składałeś hołd księciu?

      – Pyta mnie, czy nie zaciągnąłbym się do niego, wasza wysokość – powiedział Idaho.

      – Zaakceptowałby podwójny hołd? – spytał Leto.

      – Chcesz, abym z nim poszedł, wasza wysokość?

      – Chcę, abyś sam podjął decyzję w tej sprawie – powiedział Leto i nie udało mu się ukryć nacisku w głosie.

      Idaho przyjrzał się bacznie Fremenowi.

      – Wziąłbyś mnie pod takim warunkiem, Stilgarze? Czasami musiałbym wracać na służbę do mego księcia.

      – Dobrze walczysz i zrobiłeś wszystko, co mogłeś, dla naszego przyjaciela – rzekł Stilgar. Popatrzył na Leto. – Niechaj tak będzie: Idaho zatrzymuje krysnóż, który ma w dłoni, na znak przynależności do nas. Musi się poddać oczyszczeniu i dopełnić rytuału, ale to da się zrobić. Będzie i Fremenem, i żołnierzem Atrydów. Istnieje na to precedens: Liet służy dwóm panom.

      – Duncanie? – spytał Leto.

      – Rozumiem, wasza wysokość – powiedział Idaho.

      – A zatem postanowione – stwierdził książę.

      – Twoja woda jest nasza, Duncanie Idaho – powiedział Stilgar. – Ciało naszego przyjaciela zostaje


Скачать книгу