Kiedy znów będę mały. Janusz Korczak
i pójdzie na skargę? Albo z głupim, co nic nie rozumie i w najważniejszym miejscu zepsuje?
Jakże przerwać nagle zabawę i nie wiadomo, jak by się skończyła.
Zabawa musi być dobrze zmontowana, a się nie zawsze uda, więc jeżeli się uda, chciałoby się skorzystać.
Ano, bawimy się w polowanie.
Zając pokręcił się po podwórzu, ale psy z obu stron zachodzą. Więc daje susa do sieni… Ja za nim. Stoję i węszę, czy poleciał na górę po schodach, czy do piwnicy… Zdaje mi się, że w piwnicy chrobocze. Skradam się, a tu ciemno.
Zając prawie zawsze pędzi do piwnicy, bo w ciemności łatwiej przycupnąć i wywinąć się. I jeżeli chciał spokojnej zabawy, też do piwnicy lepiej… Bo zawsze troszkę strach, przy tym trzeba uważać, żeby na kogo nie naskoczyć.
W zeszłym roku Olek z rozmachu zrzucił ze schodów matkę Józka z koszykiem węgla. Byłem wtedy dorosły i pamiętam nawet, jak się oburzałem, że chłopcy za wiele sobie pozwalają, a stróż za mało miotłą goni z podwórza. Rozpuszczone toto i lokatorzy spokoju nie mają. Szczęście, że kobieta nic sobie nie zrobiła, tylko skórę na nodze zdrapała; ale mogło być gorzej.
Myśmy mieli wielkie współczucie dla każdego dorosłego guza albo siniaka, a jak się dziecku co stanie, mówimy: „Dobrze ci tak, na drugi raz nie wojuj”.
Jakby dziecko mniej czuło, miało inną skórę niż oni.
I dobrze, jeśli tylko wyśmieją, chociaż i to też gniewa. Bo masz ból i przestraszyłeś się, a oni żartują. Bywa gorzej: wykrzyczą. Wiedzą, że nieumyślnie, bo kto by sam chciał się kaleczyć, a wygląda, jakby „właśnie im na złość rozbiję się czy skaleczę”.
Teraz już rozumiem, że jeśli jestem psem myśliwskim, a w piwnicy ukrył się zając, a jeszcze mignie w ciemności – nie mogę schodzić noga za nogą, muszę szust-szust, po trzy stopnie, choćbym miał się pośliznąć i zwalić na łeb, albo mi drzazga z poręczy wlezie pod skórę. Ryzykuję wtedy, a właściwie nie zastanawiam się wcale, bo go chcę złapać. A bo raz pies z tego pędu wyrżnie w lesie o drzewo i głowę roztrzaska? A pies ma cztery łapy, a ja dwie.
Jestem psem i szczekam, i skomlę, że ślad straciłem. Gdy byłem dorosły, miałem gruby głos i nie mogłem już ani szczekać, ani piać jak kogut, ani gdakać jak kura. Teraz znów odzyskałem świeży głos dziecięcy i poszczekuję jak dawniej.
Stoję tak, stoję – przywarowałem, i do piwnicy. A Wacek za mną. A tu nam zając nad głowami wali z przygórka29 na podwórze.
Szczeknąłem z tego zawodu, co mnie spotkał, i za nim!
Wymówiliśmy30, że na ulicę nie wolno, ale na podwórku ciasno, więc parę razy okrążył, a tu już i psy, i myśliwy z boku zachodzi. No i zając w bramę.
– Nie wolno!
Ale gadaj z zającem, kiedy broni życia, dokąd i co mu wolno! Przecie życia broni. I jeśli chcemy się bawić, my to rozumiemy.
Zawsze się przed zabawą wymawia, co wolno, ale trudno się trzymać przepisów w niebezpieczeństwie.
Jeżeli jesteśmy zmęczeni albo nie bardzo się chce bawić, albo zrobi już coś takiego, czego zupełnie nie wolno – wtedy przerywa się zabawę i zaczyna się kłótnia. Nie kłótnia, ale tylko tak, żeby trochę wypocząć albo coś zmienić w zabawie, jakieś ulepszenie wprowadzić. Jednego się wyrzuci z zabawy, drugiego przyjmie; albo pies zostaje zającem, albo nie tak, nie tu. Albo ktoś inną teraz wymyśli.
I dlatego właśnie przyjemnie się bawić samemu, bez dorosłych. Dorosły z góry mówi, jak ma być, sam wybiera, kto czym ma być, i popędza, jakby mu czasu było szkoda. A przecież nie zna chłopców dokładnie.
Dobrze dla odpoczynku trochę się poswarzyć31.
Zejdą się w kupkę i radzą. Czasem spokojnie, a czasem w złości.
Jeżeli się stanie, że się uderzył albo mu co pęknie (z ubrania), całą winę składa się na tego, kto inaczej robił, niż była umowa.
– Przez ciebie.
On się broni, że nie, ale czuje winę. I my wiemy, że przykro przyznać się do winy, chyba że zanadto sobie pozwala albo że kto już się zanadto czepia.
– No dosyć.
– Więc się bawimy czy nie?
– No dobrze, już dobrze. Więc zaczynamy.
– Przestańcie się kłócić.
– Kto nie chce, może sobie odejść.
Więc zając do bramy i na ulicę, a my za nim. On na drugą stronę i my na drugą. Nam łatwiej, bo jak jeden zwolni biegu, drugi z boku zachodzi i nastraszy. My równą drogą, a on zygzakami musi nakładać. Ale wybraliśmy dobrze, bo zając starszy o jakie dwa lata, silniejszy i prędzej biegnie. Złapiemy go w końcu, ale cała sztuka, jak długo się będzie bronił.
No i złapaliśmy aż na trzecim piętrze. Zmordowany był, ledwo dyszał. Żywcem go złapaliśmy, bo już się nawet nie bronił, sam się poddał.
I usiedliśmy na schodku, i rozmawiamy. My też byliśmy zmęczeni, bo po schodach w górę. Tylko tak w sobie powiedzieliśmy, że żeby nie wiem co, już się nam nie wymknie, że go mieć musimy.
Mógł się jeszcze chyba skryć do mieszkania, do nory. Ale nie w tej sieni mieszka.
A on mówi:
– Jakbym chciał, tobyście mnie nie złapali.
My mówimy, że przecie nie mógł już uciec.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.