Król Maciuś Pierwszy. Janusz Korczak

Król Maciuś Pierwszy - Janusz Korczak


Скачать книгу
są tu ci dwaj malcy – zawołał pułkownik saperów. – Niech żyją dzielni bracia – Waligóra i Wyrwidąb.

      Od tej pory Felek został Waligórą, a Maciuś Wyrwidębem. I już inaczej o nich nie mówili:

      – Ej, Waligóra, przynieś no wody.

      – Te, Wyrwidąb, dorzuć drew do ognia.

      I oddział pokochał swoich chłopaków.

      Tu na wypoczynku dowiedzieli się, że minister wojny strasznie się pokłócił z głównodowodzącym – i dopiero król Maciuś ich pogodził.

      Maciuś nic nie wiedział o lalce, która go zastępowała w stolicy, i dziwił się bardzo, że tak mówili, jakby on był w domu. Maciuś był jeszcze bardzo młodym królem i nie wiedział, co to jest dyplomacja. A dyplomacja – to znaczy wszystko kłamać, żeby nieprzyjaciel nic nie wiedział.

      A no – odpoczęli, podjedli – i zasiedli w okopach. I zaczęła się tak zwana wojna pozycyjna. To znaczy, że i oni, i nieprzyjaciel strzelali, ale kule przelatywały nad głowami, bo żołnierze siedzieli pod ziemią.

      Tylko od czasu do czasu, jak im się zaczynało nudzić, szli do ataku, raz ci, raz tamci – i wtedy albo jedni, albo drudzy o parę wiorst szli naprzód albo w tył.

      Żołnierze chodzili sobie w rowach, grali, śpiewali, grali w karty, a Maciuś pilnie się uczył.

      Uczył Maciusia porucznik, któremu też się nudziło. Postawi rano wartę, żeby patrzeli55, czy nieprzyjaciel nie idzie do ataku – zatelefonuje do sztabu, że wszystko w porządku – i cały dzień nie ma co robić.

      Więc chętnie zgodził się uczyć małego Wyrwidęba. Miłe to były lekcje. Siedzi Maciuś w rowie i uczy się gieografii, śpiewają skowronki – czasem tylko strzał się rozlegnie. Cicho i przyjemnie.

      A tu nagle tak, jakby psy skowyczały.

      Zaczyna się!

      To małe polowe armatki.

      A tu: bęc – bęc – szczeknie duża armata.

      I zaczyna się. Karabiny rechocą, jak żaby – tu gwiżdże – tu syczy – tu dudni – i raz wraz – bac – bęc – buch – buch.

      Trwa tak pół godziny, godzinę. Wpadnie czasem kula armatnia do okopu i tu wybuchnie – położy paru ludzi, pokaleczy kilku. Ale przyzwyczajeni, już nic sobie z tego nie robią towarzysze.

      – Szkoda go, dobry był chłop.

      – Wieczne odpoczywanie – przeżegna się ten i ów.

      Doktór56 rannych opatrzy – w nocy odeśle do polowego szpitala.

      Ano cóż – wojna.

      Nie uniknął i Maciuś rany. Przykro mu było iść do szpitala. Taka mała rana – nawet kość nieruszona. Ale doktór się uparł – odesłał.

      Leży Maciuś na łóżku – po raz pierwszy od czterech miesięcy. Ach, jakie szczęście. Siennik, poduszka, kołdra, białe prześcieradło, ręcznik płócienny, stolik biały przy łóżku, kubek, talerz, łyżka podobna trochę do tych, którymi jadał w pałacu królewskim.

      Rana się prędko goiła, siostry i lekarze bardzo byli mili – i Maciuś czułby się nawet dobrze, gdyby nie straszne niebezpieczeństwo.

      – Patrzcie, jaki on podobny do króla Maciusia – powiedziała raz żona pułkownika.

      – Prawda! I mnie wydawał się jakiś znajomy, a nie mogłem sobie przypomnieć.

      I chcieli go fotografować do gazety.

      – Za nic w świecie.

      Na próżno mu tłomaczyli57, że może król Maciuś przyśle mu medal, jak przeglądając obrazki – zobaczy takiego małego żołnierza.

      – Poślesz ojcu, głupi, swoją fotografię, to się ucieszy.

      – Nie i nie!

      Dosyć miał Maciuś tych fotografii, zresztą bał się nie na żarty. A nuż poznają, domyślą się.

      – Dajcie mu spokój, kiedy nie chce. A może ma rację. Jeszcze się król Maciuś obrazi, będzie mu przykro, że jeździ samochodem po stolicy na spacer, gdy jego rówieśnicy otrzymują rany.

      – Co to – do pioruna – za Maciuś, o którym ciągle mówią?

      Maciuś pomyślał – „do pioruna” – bo już dawno zapomniał etykietę i nauczył się gwary żołnierskiej.

      – Jak to dobrze, że uciekłem i jestem na froncie – pomyślał jeszcze król Maciuś.

      Nie chcieli wypisać Maciusia ze szpitala, nawet prosili bardzo, żeby został, że przyda się: herbatę rannym dawać będzie, w kuchni pomoże.

      Oburzył się Maciuś.

      – Nie, za żadne skarby! Niech sobie ten malowany Maciuś w stolicy rozdaje w szpitalach prezenty i chodzi na pogrzeby oficerów – on prawdziwy król Maciuś – pójdzie znów do okopów.

      I wrócił.

      – Gdzie Felek?

      – Nie ma Felka.

      Felkowi znudziła się służba w okopach. Ruchliwy był chłopak – ani chwili nie mógł usiedzieć na miejscu. A tu siedź w rowie całymi tygodniami i łba nie wychylaj, bo zaraz strzelają, a porucznik się złości.

      – Schylisz ty swój głupi łeb, czy nie? – woła porucznik. – Postrzelą głupca, a potem wozić go trzeba po szpitalach, opatrunki robić. I bez ciebie dosyć jest kłopotów.

      Raz i drugi skrzyczał tylko, a za trzecim razem wsadził go do paki na trzy dni na chleb, na wodę.

      A to tak było:

      W nieprzyjacielskich okopach zmienił się oddział. Stary poszedł na wypoczynek, a nowy oddział w nocy go zmienił. Okopy ich były teraz tak blisko, że jedni słyszeli, co krzyczą drudzy. Więc zaczęli sobie wzajemnie wymyślać.

      – Wasz król jest smarkacz – wołają z nieprzyjacielskiego okopu.

      – A wasz jest niedołężny dziad.

      – Wy dziady. Buty macie dziurawe.

      – A wy głodne pyski, lurę dostajecie zamiast kawy.

      – Chodź, spróbuj.

      – Jak weźmiemy waszego do niewoli, to taki głodny jak wilk.

      – A wasi obdarci i głodni.

      – A dobrze uciekaliście przed nami.

      – Ale spraliśmy was na ostatku.

      – Strzelać nie umiecie. Wasze kule lecą do wron.

      – A wy umiecie?

      – Pewnie, że umiemy.

      Zezłościł się Felek, wyskoczył z okopu, odwrócił się plecami do nich, pochylił, płaszcz zakasał i krzyknął:

      – No to strzelajcie!

      Huknęły cztery strzały, ale nie trafiły.

      – O, strzelcy.

      Żołnierze się śmieli, ale porucznik bardzo się rozgniewał i wsadził Felka do paki.

      To była głęboko pod ziemią wykopana jama, obłożona deskami. Bo trzeba wiedzieć, że żołnierze brali deski z rozbitych chałup i porobili sobie w okopach ściany, podłogi, a nawet altanki, żeby ich deszcz nie moczył i błota nie było.

      Przesiedział Felek dwa dni tylko w drewnianej klatce pod ziemią, bo mu porucznik przebaczył. Ale i tego było mu za wiele.

      – Nie chcę służyć


Скачать книгу

<p>55</p>

patrzeli – dziś popr. forma 3 os. lm cz.przesz.: patrzyli. [przypis edytorski]

<p>56</p>

doktór – dziś popr.: doktor. [przypis edytorski]

<p>57</p>

tłomaczyć – dziś popr.: tłumaczyć. [przypis edytorski]