Gargantua i Pantagruel. Rabelais François
wyściskam, aż ci ten kaptur zedrę.
A brat Jan śmiał się, aż szyby dźwięczały! Pod słońcem nie widziano bardziej lubego i serdecznego człowieka.
– Tu, tu – rzekł Gargantua – tu się posiądźcie przy mnie, przy tym końcu.
– Z duszy, z serca – rzekł mnich – skoro taka wasza łaska. Hej, paziu, wody: lej no, dziecko, lej no: odświeży mi wątrobę. Dawaj no jeszcze, niech gardło przepłuczę.
– Deposita cappa239 – rzekł Gymnastes – zdejmijmy ten habit.
– Oho, z wolna, panie szlachcic – rzekł mnich – jest u nas pewien paragraf in statutis ordinis240, który by się diabelnie na to skrzywił.
– G…no – rzekł Gymnastes – us…ać się na wasze paragrafy. Ten habit gniecie cię pod pachami, praśnijże go w diabły.
– Mój młody przyjacielu – rzekł mnich – zostaw mi go: klnę się Bogiem, że pije mi się w nim o wiele lepiej. Utrzymuje mi ciało w cieple i w weselu. Gdybym go zdjął, paziowie porobiliby zeń sobie podwiązki, jako mi się raz zdarzyło w Kuleniu241; co więcej, straciłbym zupełnie apetyt. Zasię jeśli w tej sukience siędę do stołu, będę pił, przebóg, do ciebie, do twego konia, do wszystkich diabłów. Niech Bóg ma całą kompanię w świętej opiece. Jużem wprawdzie wieczerzał, ale to mi nie przeszkodzi znów z wami przekąsić: mam żołądek brukowany, pusty jak but św. Benedykta242, a zawsze otwarty jak mieszek adwokacki. Ze wszystkich ryb, z wyjątkiem lina, radzę wam wybrać skrzydełko kuropatwy albo udko mniszeczki. Czyż to nie wesoła śmierć, kiedy się umiera ze sztywną kusią243? Nasz przeor bardzo lubi białe mięso z kapłona.
– W tym – rzekł Gymnastes – zgoła nie jest podobny do lisa: trzeba wam bowiem wiedzieć, iż kiedy lis chwyci kapłona, kurę, kurczę, nigdy nie je białego mięsa.
– Dlaczego? – rzekł mnich.
– Dlatego – odparł Gymnastes – że nie ma kucharza, który by mu je upiekł. A skoro mięso nie jest należycie upieczone, jest czerwone, a nie białe. Czerwoność mięsa jest znakiem, że nie jest dość wypieczone. Z wyjątkiem raków i homarów, które się kardynalizują w gotowaniu.
– Święty Antoni! – rzekł mnich. – Tedy nasz furtian nie może mieć głowy dobrze wypieczonej, ma bowiem gały czerwone jak królik. To udko zajęcze dobre jest dla podagryków. Ale, kiedy już o tym uradzamy, powiedzcie mi: czemu udka panieńskie są zawsze chłodne?
– Tego problematu – rzekł Gargantua – nie ma ani w Arystotelesie, ani w Aleksandrze Afrodyzyjskim, ani w Plutarchu.
– Oto – rzekł mnich – dla trzech przyczyn, dla których jakieś miejsce w przyrodzony sposób utrzymuje się w chłodzie. Primo, ponieważ ścieka po nim woda. Secundo, ponieważ jest to miejsce cieniste, ciemne i osłonięte, gdzie nigdy słońce nie zagląda. A po trzecie, ponieważ jest nieustannie chłodzone przez wiatry. Hurra!
Hej tam, paziu, coś mi zaschło! Ciur, ciur, ciur. O Boże, jakiś ty łaskaw, że nam dajesz to dobre winko! Przysięgam Bogu, gdybym żył w czasach Jezusa Chrystusa, nie dałbym go Żydom pojmać na górze Oliwnej. Niech mnie wszyscy diabli porwą, jeślibym nie ponacinał łydek panom apostołom, co tak podle dali drapaka, najadłszy się na wieczerzę i tak opuścili swego mistrza w potrzebie. Taki człowiek, który zmyka, kiedy trzeba się brać do młocki, bardziej mi jest omierzły niż trucizna. Hej, hej, czemu to nie mogę być królem Francji na jakie osiemdziesiąt albo sto lat. Przebóg! Już ja bym tam wykopał psa wszystkim tym, co to drapnęli pod Pawią244! Niechże ich febra ściśnie! Czemu nie skapieli tam na miejscu, niżby mieli zostawiać swego księcia w takowej opresji! Zali nie lepiej i nie zaszczytniej jest zginąć uczciwie w walce, niźli ocalić żywot haniebną ucieczką? Nie będziemy mieli gąsek tego roku. Hej tam, przyjacielu, daj no tego prosiaka. Tam do licha! Dzbanek znów próżny. Germinavit radix Jesse. Życie mi niemiłe, umieram z pragnienia. To winko sobie niezgorsze. Co wy tam za wino pijecie w Paryżu? Niech mnie wszyscy czarci porwą, jeślim tam nie poił w swoim klasztorze kogo wlazło i to przez pół roku. A znacie tam brata Klaudiusza, u świętego Dionizego? O, cóż za kompan! Ale patrzcie, co za giez go ukąsił: nic teraz nie robi, jeno w księgach siedzi od niepamiętnych czasów. Ja bo tam z książkami się nie wdaję. W naszym klasztorze nikt się nie bawi w naukę; to szkodzi na pęcherz. Nieboszczyk opat mawiał, że to monstrum przyrody widzieć uczonego mnicha. Tam do licha, brateńku, magis magnos clericos non sunt magis magnos sapientes245.
Jeszczeście nigdy nie widzieli tylu zajęcy, co ich jest u nas o tym czasie. Nie mogłem znikąd wydostać sokoła, chociem246 na głowie stawał. Pan Belon przyrzekł mi srokosza, ale właśnie pisze, że dostał dychawki. Kuropatwy uszy nam oskubią w tym roku. Nie lubię siedzieć w altanie, bo mi się dłuży. Kiedy nie biegam, kiedy się nie krzątam, zarazem247 jakiś nieswój. Prawda, że gdy skaczę przez krzaki i płoty, zostaje na nich co nieco sierści z habitu. Znalazłem ślicznego charta; niech mnie czarci porwą, jeśli mu się jaki zając wymiga. Sługa prowadził go do pana Zajączka, alem mu go zagarnął. Zalim248 źle uczynił?
– Nie, bracie Janie – rzekł Gymnastes – nie, do stu czartów, nie!
– Więc za zdrowie tych czartów i niech żyją długo – rzekł mnich. – Święci niebiescy! I cóż by z nim począł ten kuternoga? Rany boskie, toć większą radość mu sprawi ofiarować mu jaką tęgą parkę wołów.
– Jak to – zapytał Ponokrates – wy klniecie, bracie Janie?
– To tylko tak, dla okrasy mownej – odparł mnich. – To są takie ubarwienia retoryki cyceroniańskiej.
Rozdział czterdziesty. Dlaczego mnichy są w ohydzie u całego świata i dlaczego jedni mają większe nosy, a drudzy mniejsze
– Jakem chrześcijanin – rzekł Eudemon – głupieję zupełnie, patrząc, co to za przedni człowiek z tego mnicha. Toćże on nas tu wszystkich napawa radością! I czym się to dzieje249, że tak pędzą precz mnichów z każdej godnej kompanii, mieniąc ich mącicielami wesela: tym kształtem jako pszczoły żeną precz trutni ów od roju? Ignavum fucos pecus, powiada Maro, a praesepibus arcent250.
Na co odparł Gargantua:
– Nic prawdziwszego nad to, iż habit i kaptur ściągają na siebie ohydę, przekleństwa i złorzeczenia całego świata, zupełnie tak jak wiatr, powiada Cecjasz, sprowadza chmury. Racja ostateczna tego jest, iż oni pożywają łajno całego świata, tj. grzechy, i jako takich zećpajłajnów wypędza się ich do ich nor, to znaczy do opactw i klasztorów, które są oddzielone od politycznej kompanii jako wychodek od domu. Zasię jeżeli rozumiecie, czemu małpę w domu wszyscy wyszydzają i hańbią, zrozumiecie czemu od mnichów każdy stroni, tak od młodych, jak od starych. Małpa nie strzeże zgoła domu jako pies; nie ciągnie jarzma jako wół; nie daje ani mleka, ani wełny jako owca: nie dźwiga ciężaru jak koń. Cała jej praca to wszystko ofajdać i zniszczyć, co jest przyczyną, iż od wszystkich doznaje jeno wzgardy a batogów.
Tak samo mnich (mówię tu o owych próżniaczych mnichach) nie uprawia roli jak wieśniak; nie strzeże kraju jak wojownik; nie leczy chorób jak lekarz; nie każe ani nie naucza ludzi jako godny ewangeliczny doktor i pedagog; nie sporządza rzeczy użytecznych i potrzebnych dla powszechnego dobra jak kupiec. Dlatego też od wszystkich
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250