Hrabina Cosel. Józef Ignacy Kraszewski

Hrabina Cosel - Józef Ignacy Kraszewski


Скачать книгу
o gospodyni, przybiegł ją najprzód przywitać. Na czole jego nie pozostało śladu smutnych przygód ze Szwedami, niewdzięczności polskiéj, milionowych strat, zdrad i zawodów.

      Anna przywitała go zdala ceremonialnie i chłodno, ale strój już sam mówił wiele. Chciała się podobać, to było oczywistém, i dawało dobrą nadzieję.

      Pomimo doznanego wrażenia król chciał zachować wszystkie formy grzeczności i względów należnych płci pięknéj. Chociaż niecierpiał hr. Reuss, usiadł przy niéj na chwilę rozmawiając bardzo uprzejmie, ale oczów od Anny nie odrywał. Na osobności poszeptał coś z panną Hülchen… potém uśmiechnął się do Vitzthumowéj, na okół obdarzył wejrzeniami i galanteryą wszystkie przytomne panie bez wyjątku. W czasie tego ceremonialnego obchodu, pani Vitzthum miała czas ująć bratową pod ramię i zaprowadzić ją do gabinetu pod pozorem jakiéjś pilnéj ciekawéj rozmowy. Był to strategiczny manewr dla ułatwienia królowi słodkiego téte a téte, bo jak tylko August ukazał się w progu, i zagaił kilką słowy rozmowę z Hoymową, pani Vitzthum poczęła się wysuwać powoli ku salce i znikła.

      Drzwi zostały wprawdzie otwarte i podniesiona portiera dozwalała przechadzającym się po salonie paniom oglądać zdala oblicze N. pana, ale nikt nie mógł ztąd posłyszéć co mówili między sobą.

      August już dziś wczorajszéj obawy zapomniał, widocznie był rozpłomieniony.

      – Pani jesteś dziś jeszcze piękniejszą a zupełnie inną niż wczoraj! Pani jesteś czarodziejką… – zawołał nie hamując się wcale. Hoymowa się skłoniła.

      – N. Pan tak znanym jesteś ze swéj pobłażliwości i grzeczności dla kobiét, iż najpochlebniejszym jego wyrazom trudno uwierzyć – odezwała się Anna.

      – Wymagasz pani przysięgi! na wszystkie bóstwa Olympu przysiądz jestem gotowy… Tak pięknéj kobiéty nie widziałem w życiu i zdumiewam się nielitości losu, który takiego anioła oddał w ręce mojéj akcyzy.

      Anna mimowoli się rozśmiała, pierwszy raz z pod warg różowych, wyszedł rzęd białych jak perły ząbków. Uśmiech ten nadał nowy wyraz całéj jéj fizyognomii, stała się jeszcze bardziéj uroczą… Dwa maleńkie dołki, jakby wycałowane ukazały się na rumianych policzkach i znikły… Twarz oblana chwilę karminem… bladła zwolna i przechodziła w ton jakby blaskiem wewnętrznym ogrzana…

      Król spojrzał na ręce, a namiętnie lubił piękne ręce całować, i ledwie się mógł powstrzymać od przyciśnięcia ich do ust. Były to arcydzieła snycerskie… W głowie mu zawracać się poczynało…

      – Gdybym był tyranem – zawołał – Hoymowi-bym wrócić tu nie pozwolił, bom zazdrośny o tego Wulkana…

      – Wulkan jest téż zazdrosny – odparła Anna…

      – A Venus przecież go kochać nie może? Milczenie było odpowiedzią: długo król czekał.

      – Jeśli nie miłość, są inne kajdany co wiążą silniéj może nad nią: łańcuchy obowiązku i przysięgi.

      Król się uśmiechnął.

      – Przysięgi w miłości.

      – Nie N. Panie, w małżeństwie.

      – Ale są małżeństwa świętokradzkie – rzekł August – a za takie uważam gdy się piękność łączy z taką nieznośną szpetotą… Bogowie naówczas złamanie przysiąg rozgrzeszają.

      – Ale duma ich skruszać nie dopuszcza.

      – Surową pani jesteś.

      – Więcéj niż się może zdaje W. kr. mości.

      – Przerażasz mię hrabino..!

      – Was N. Panie? – uśmiechając się poczęła Anna… – nie sądziłam abyś W. Kr. mość miał się tém choć cokolwiek czuć dotkniętym… Cóż ta surowość może pana mego obchodzić?

      – Więcéj niż się pani zdaje – podchwycił król własne jéj powtarzając wyrazy.

      – Tego zrozumiéć nie mogę – szepnęła pocichu Anna.

      – Jakto? więc pani nie chcesz widziéć tego, że ja od wczoraj, pierwszém jéj wejrzeniem zostałem podbity?

      – Moja zdobycz – odpowiedziała Anna – zapewne nie potrwa do jutrzenki… W. K. M. dzielisz tę sławę z bogami, że łatwo kochać i zapominać umiesz…

      – Nie – zawołał król czule – wierzaj mi pani, potwarze to są… Cóżem winien że nigdy nie trafiłem na serce, na umysł, na piękność coby mnie stale przywiązać mogły. Nie ja niewiernym jestem… mnie zdradzają. Codzień spada z tych bogiń jedna zasłona… codzień gaśnie urok jeden… cud staje się powszedniém zjawiskiem, anioł traci skrzydła… a w sercu zamiast miłości znajduję zalotność i chłody… Cóżem winien…?

      Wierz mi pani – dodał unosząc się coraz – ja szukam do kogobym całe życie mógł należéć, komubym mógł zostać wiernym; gdybym znalazł to serce, tę kobietę… oddałbym się jéj cały.

      – Trudno temu uwierzyć – szepnęła Anna – a trudniéj jeszcze przypuścić żywą taką doskonałość coby W. K. M. godną była.

      – Wierz mi pani – przerwał August – że ją w téj chwili w was widzę…

      – Po dniu białym, niestety, inaczéjbym się wydała, ani mi łaska W. K. M. zawrócić może biedną głowę, bo się jéj czuję nie godną.

      – Pani jesteś zachwycającą! – zawołał August – sięgając po jéj rękę.

      Anna chciała ją cofnąć, lecz etykieta na to nie pozwalała; król pochwyciwszy białą rękę pieścił ją i całował tak długo, że nareszcie, z całém poszanowaniem dla J. K. M., Anna w płomieniach stojąc by z salonu kto nie zobaczył tego zbliżenia ich do siebie, musiała z lekka ją wyrwać…

      August wstał cały wzruszony.

      – Nie mogę się od pani oderwać – rzekł – będę zapewne musiał w pomoc niedołężnym zapałom, które jak widzę, żadnego na niéj nie czynią wrażenia, wezwać moją władzę królewską. Niech mi się pani nie waży wyjeżdżać z miasta, aresztuję ją… Co się tyczy Hoyma, tylko wstawienie się jéj może jego los osłodzić. Dziś miałbym ochotę…

      Nie dokończył. Anna nie myślała się jakoś wstawiać…

      Rozmowa byłaby przeciągnęła się nie wiém jak długo, gdyż August był niezmiernie ożywiony, gdyby pani Reuss, niewiadomo z jakiego powodu przyspieszywszy wieczerzę cukrową, nie weszła na nią zaprosić króla, który rękę podał Hoymowéj. Był to raczéj podwieczorek tylko na sposób włoski, złożony ze słodyczy, owoców i wina… Król najpierwszy kielich wychylił za zdrowie żony ministra… Fürstemberg baczną na N. pana zwracał uwagę…

      – Teschen przepadła! – rzekł na ucho Vitzthumowéj.

      – I mój brat także! widzę to jasno – szepnęła piękna pani – byle bratowa rozum miała…

      – Byle go nie miała nadto… – dodał Fürstemberg. Patrz pani, jak wygląda zimną i panią siebie; król z całą usilnością oczarowania nie potrafił jéj pono głowy zawrócić, a sam mi się wydaje już nieprzytomnym…

      Po téj collazione, od któréj wstawał każdy gdy chciał, panie się znowu powysuwały, a August zręcznie bardzo rozmową swą usiłował zatrzymać Hoymowę… Została nie wyrywając się, była wesołą, swobodną, lecz i Fürstemberg i król wiedzieli dobrze iż była zupełnie panią siebie i że świetny tryumf jaki odniosła, wcale


Скачать книгу