Powrót. Kathryn Croft
wyszliśmy z tamtego budynku, coraz bardziej wątpię w to, czy jest to droga, którą powinniśmy obrać. Czy muszę mu o tym powiedzieć i zniszczyć jego marzenia, czy przejść przez to wszystko ze względu na niego? Stracił już nadzieję, że dam mu dziecko, ale ja nie jestem gotowa, by zrezygnować. Dopiero teraz, gdy dotarło do mnie, jak naprawdę wygląda proces adopcyjny, jestem w stanie się do tego przed sobą przyznać. Aiden stanowi idealny przykład tego, że adopcja może się udać, ale mój umysł wciąż skupia się na wszystkim, co może pójść nie tak.
– Naprawdę cię to nie obchodzi? – pytam. – Że z twoim dzieckiem nie będą cię łączyły żadne geny? Pomyślałabym, że twoja adopcja sprawi, że posiadanie biologicznych dzieci będzie dla ciebie jeszcze ważniejsze.
– Nie – odpowiada natychmiast. – Naprawdę mnie to nie obchodzi. Może wielu osobom by to przeszkadzało, ale ja się nie przejmuję, a uwierz mi, dużo o tym myślałem. Przecież wciąż będę tatą, prawda? Wciąż będę robił wszystkie rzeczy, które robi każdy rodzic. Więc jakie to ma znaczenie, czy dziecko będzie miało moje geny, czy nie?
Ewidentnie wszystko sobie przemyślał. Kiedy zaczął rozważać tę możliwość po raz pierwszy? Ilu poronień było trzeba, żeby zrezygnował z tego, czego wspólnie tak bardzo pragnęliśmy? Już mam go o to zapytać, gdy rozlega się dzwonek telefonu stacjonarnego. Przez chwilę gapię się na Aidena. Telefon o tej porze nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Aiden w końcu odbiera, podczas gdy ja dalej się zastanawiam, kto to może być.
– Halo? O cześć, Jackie. Wszystko w porządku?
Zamieram. Więc to mama.
– Poczekaj chwileczkę, już ci ją daję. – Wręcza mi słuchawkę.
– Nie uwierzysz, ale nie mogę się dostać do domu – obwieszcza mama zamiast przywitania. – Myślisz, że mogłabyś wpaść i podrzucić mi zapasowe klucze?
Moją ulgę zastępuje frustracja. „Wpaść”. Mówi to tak, jakby mieszkała za rogiem, tymczasem od Redhill dzieli nas ponad godzina jazdy.
– Oczywiście. Ale trochę to potrwa. Gdzie się podziejesz, dopóki nie dotrę na miejsce?
– Tylna brama jest otwarta. Zaczekam w ogrodzie.
– Mamo, zamarzniesz! Nie możesz gdzieś podjechać samochodem?
– Cóż, mogłabym, ale kluczyki do samochodu są w środku, razem z kluczami do domu. Na tym samym breloczku.
To do niej niepodobne. Zazwyczaj jest taka zorganizowana, taka pozbierana.
– A gdzie byłaś dziś wieczorem?
Nie odpowiada, a ja zastanawiam się, czy przekroczyłam granicę i potraktowałam ją jak dziecko, chociaż ma sześćdziesiąt dwa lata.
– U Rosemary – mówi w końcu. – Postanowiłam, że przejdę się do niej piechotą, bo był przyjemny wieczór.
– Okej, cóż, przyjadę najszybciej, jak będę mogła. A nie możesz zadzwonić do Rosemary? Jestem pewna, że nie miałaby nic przeciwko, żeby po ciebie podjechać i zabrać cię do siebie.
– O nie, nie chcę jej zawracać głowy. Pewnie już się położyła. Jest późno, prawda? Nie martw się, nic mi nie będzie. Poczekam w ogrodzie. Mam książkę w torebce, więc nie będę się nudzić.
Nie ma sensu kłócić się z mamą, jest zbyt uparta. Zawsze, gdy jej to wytykam, śmieje się i mówi, że właśnie po niej to odziedziczyłam.
Gdy tylko kończymy rozmowę, wyjaśniam Aidenowi, co się stało, a potem sięgam po komórkę i przeglądam kontakty; jestem pewna, że mam gdzieś numer do Rosemary.
– Ja pojadę – oferuje Aiden. – Jest późno, a ty musisz wstać przede mną.
Zapewniam go, że nic mi nie będzie. Poza tym podejrzewam, że mama poczułaby się skrępowana, gdyby Aiden pojawił się tam zamiast mnie. Nawet nie chciała mu powiedzieć przez telefon, co się stało.
– Co robisz? – dziwi się Aiden, widząc, że cały czas patrzę na komórkę. – Nie musisz się zbierać? Będzie niemal północ, zanim tam dotrzesz.
Mówię mu, że muszę gdzieś zadzwonić, i dociskam telefon do ucha. Już mam się rozłączyć, gdy Rosemary w końcu odzywa się zaspanym głosem:
– Farrah? Och! Czy wszystko w porządku? Czy z twoją mamą wszystko dobrze?
Przepraszam ją, że dzwonię tak późno, i wyjaśniam, że mama nie może się dostać do domu.
– Och, takie sytuacje są doprawdy irytujące – wzdycha Rosemary. – Dlaczego do mnie nie zadzwoniła? Może u mnie zostać, jeśli da radę tu dotrzeć taksówką. Podjechałabym po nią, ale spotkałam się dziś z grupką starych znajomych i wypiłam kilka drinków.
– To mama nie była u ciebie? – Znam odpowiedź, jeszcze zanim się odezwie.
– Nie, moja droga. Właściwie to nie widziałam jej od paru tygodni. Nic jej nie jest? Chcesz, żebym do niej zadzwoniła i powiedziała, żeby tu przyjechała?
Mama nie podziękuje mi za to, że zaalarmowałam jej przyjaciółkę, ale nie mogę pozwolić, by czekała tyle czasu na zimnie, zwłaszcza o tej porze. To dość bezpieczna okolica, mimo to mam obawy.
– Wiem, że proszę o wiele, ale czy mogłabyś wskoczyć do taksówki i po nią pojechać? Potem ja przyjechałabym prosto do ciebie, żeby ją odebrać? Oczywiście zapłacę za cały kurs.
Rosemary się nie waha.
– Żaden problem. Tylko się ubiorę i jadę.
– Bardzo ci dziękuję. O tej porze nie powinno być dużego ruchu na drogach, ale lepiej będę się zbierać. Przepraszam raz jeszcze, że zawracam ci głowę.
Ubieram się i grzebię w torebce, sprawdzając, czy mam zapasowe klucze do domu mamy.
– Martwię się o nią, Aiden. Nie sądzisz, że to wszystko jest odrobinę dziwne?
– Co masz na myśli?
– Pierwsze to to, że zapomniała kluczy. Nigdy nie robiła takich rzeczy.
– Farrah, wszyscy od czasu do czasu robimy takie rzeczy, nawet ci najbardziej zorganizowani z nas. – Uśmiecha się, żeby dać mi do zrozumienia, że ma na myśli mnie.
– Wiem, ale to nie wszystko. Chciałam z tobą o tym porozmawiać, ale tyle się ostatnio działo, że nie miałam okazji poruszyć tego tematu. Cóż, teraz to będzie musiało poczekać…
Aiden schodzi ze mną na dół.
– Myślę, że sporo rzeczy nadinterpretujesz, Farrah. Nie powinnaś zawsze tak dogłębnie analizować każdego zdarzenia, wiesz. Czasami pod tym, co widzimy, nie kryje się nic więcej.
To nie pora na dyskusje; mam pilniejsze sprawy na głowie. Ale może on ma rację. Rzeczywiście mam tendencję do nadmiernego analizowania.
Tylko jak wyjaśnić to, że mama mnie dziś okłamała?
7
Minęły dwa dni, od kiedy stałam przed domem Aidena i patrzyłam na jego nowe życie. Nie powinnam być na niego zła; to naturalne, że o mnie zapomniał. A jednak to wciąż boli.
Od kiedy znowu ujrzałam Kaylę, nie opuszcza mnie pragnienie, by do niej pobiec, objąć ją i powiedzieć, kim jestem.
– Proszę pani? Słyszy mnie pani? – Głos Mai sprowadza mnie na ziemię.
– Przepraszam, powtórz. – Zostało nam jeszcze kilka minut do końca zajęć, ale Maya już wykonała wszystkie zadania, które jej na dziś wyznaczyłam.
– Pytałam, co pani zdaniem powinnam zrobić. Z tym. – Pociera brzuch.
Oczywiście nie jest jeszcze