Racer. Katy Evans

Racer - Katy Evans


Скачать книгу
wynurzam się na powierzchnię, widzę, jak Racer w idealnej, wręcz olimpijskiej pozycji przecina wodę i wypływa kilka metrów dalej z mokrymi włosami, które odgarnia do tyłu ręką, patrząc na mnie.

      – Stylowy sposób na wejście do wody – komentuje mój skok. Światła basenu pokazują, jak bardzo jest opalony.

      I że nie ma na sobie bielizny.

      Rumienię się, brodząc w wodzie, a on zbliża się do mnie. Nie wiem, dlaczego świadomość, że jest nagi i płynie w moją stronę, sprawia, iż wydaje mi się bardziej niebezpieczny niż rekin ze Szczęk. Bo chciałabym, żeby wgryzł się w moje ciało, a nie mogę dopuścić, by mój tata stracił jedynego utalentowanego kierowcę, jakiego kiedykolwiek miał. To byłby przepis na katastrofę.

      Lubię też, gdy mężczyzna jest trochę mniej obeznany w sprawach łóżkowych – bo może sama nie wiem o nich zbyt wiele – i nie aż tak seksowny, abym przy każdym jego wyjściu musiała szaleć z zazdrości. Poza tym obracam się w środowisku kierowców dostatecznie długo, by doskonale zdawać sobie sprawę, że zawsze otacza ich tak liczny tłum kobiet, iż sama próba konkurowania z nimi byłaby dla mnie wyczerpująca.

      Nie mam na to siły. Całą energię muszę włożyć w doprowadzenie nas do zwycięstwa.

      – Odpręż się. Nie wciągnę cię pod wodę – mruczy Racer.

      – Nie sądzę, abyś był w stanie – szepczę, czując, że brakuje mi powietrza.

      – A jak myślisz, co zrobię?

      Wzruszam ramionami.

      – A czego ty byś ode mnie chciała? – Uśmiecha się szelmowsko i patrzy na mnie roziskrzonymi oczami.

      – Chciałabym, żebyś… – „Znów mnie pocałował. Dotknął mojego ciała. Dokończył to, co zaczęliśmy”. To wszystko jest takim wariactwem, że trudno mi cokolwiek odpowiedzieć. – Przyniósł mi coś do przekąszenia.

      Racer unosi brwi, a potem się rozgląda.

      – Kawiarnia chyba jeszcze jest otwarta. Zaraz wracam – odpowiada.

      – Żartowałam.

      – Nie, nie żartowałaś. Nigdzie się nie ruszaj. – Wychodzi z basenu, a mnie szczęka opada na widok jego idealnego tyłka. Idealnego tyłka z wytatuowanymi literami RT na pośladku. „O mój Boże”. Po chwili poszukiwań udaje mu się znaleźć jeden z ręczników udostępnianych gościom w ciągu dnia i owija go sobie wokół bioder. Niedługo później przynosi dwie kawy oraz babeczkę dla mnie.

      – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś. Dziękuję – mówię.

      Słyszę, jak zrzuca ręcznik i powoli zanurza się w wodzie. Sama świadomość, że jesteśmy razem w jednym basenie, sprawia, że każdy atom mojego ciała jest jak naelektryzowany.

      – Można odnieść wrażenie, że ciągle mnie karmisz.

      – Z czysto egoistycznych powodów. Robię się twardy, gdy twoje usta poruszają się w jakikolwiek sposób.

      Jestem bliska zadławienia.

      – Racer! – strofuję go.

      Chichocze, a jego pociemniałe oczy migoczą w świetle księżyca, odbijając światła basenu.

      – Jak się dziś czułeś na torze? – pytam.

      – Dobrze. Jestem podjarany. – Uśmiecha się i choć nie dodaje już ani słowa, widzę, że mówi prawdę. Bije od niego silna, rozedrgana energia przywodząca na myśl szmer nadchodzącej burzy.

      – The Clarks to obecni mistrzowie. Mają najlepsze samochody, najlepszych sponsorów, najlepszy budżet i najlepszych kierowców – wyjaśniam.

      Przy ostatnich słowach Racer unosi brwi, a ja parskam śmiechem.

      – Najlepszych po tobie – droczę się z nim.

      Kwituje to chichotem.

      Po wypiciu kawy, popluskaniu się i rozmowie o innych zespołach udajemy się do swoich pokojów.

      – Dobranoc – mówię, a Racer łapie mnie za kark, pochyla się i przyciska usta do mojej skroni.

      – Zaproś mnie do środka. – Wzdycha i zaciąga się powietrzem, cicho mrucząc, a potem składa pocałunek na mojej skroni.

      – Yy… Nie mogę – odpowiadam. – Nie chodzi o to, że nie chcę, ale jesteś w moim zespole i muszę dbać, abyś nie narobił sobie kłopotów.

      Zaciska zęby i kiwa głową.

      – Jasne – kwituje i zanim pozwoli mi odejść, rzuca okiem na moje usta.

      Kierując się do swojego pokoju, nerwowo rozciąga szyję, aż mu strzelają kości karku.

      Wchodzę do siebie, biorę prysznic i kładę się do łóżka wyczulona na wszystkie odgłosy dochodzące z sąsiedniego pokoju. A dobiega ich stamtąd bardzo dużo i można odnieść wrażenie, że Racer zabrał się do ćwiczeń. Chciałabym obarczyć te dźwięki winą za swoje problemy z zaśnięciem, ale nie są aż tak głośne i tak naprawdę nie mogą się równać z chaosem, który Tate zostawił dziś w moim ciele. Nie dotknął mnie. Nie pocałował. Nawet nie wszedł za mną do pokoju. Ale bez wątpienia wywołał we mnie dziki tumult.

      ★ KWALIFIKACJE ★

Lana

      To dzień kwalifikacji, oficjalnie pierwszy dzień nowego sezonu. W Grand Prix Formuły 1 bierze udział ponad dwudziestu kierowców, którzy rywalizują ze sobą co kilka tygodni, prezentując się łącznie w dwudziestu wyścigach. W każdym zdobywają punkty w walce o mistrzostwo, a my – jeśli chcemy uchodzić w tym roku za poważnych kandydatów – musimy postarać się być zawsze w pierwszej piątce. To zaś od wieków nam się nie udawało. Od naszego debiutu, kiedy to Seth zdobył dla nas trzecie miejsce. Poza tym jeśli w ogóle chcemy myśleć o kończeniu każdego wyścigu w pierwszej piątce, potrzebujemy dobrego wyniku w kwalifikacjach i właśnie dlatego dzisiejsze zmagania są dość ważne.

      Są dość ważne również z uwagi na to, że nigdy nie robiliśmy czegoś takiego.

      Kolejny raz rozglądam się po torze w nadziei, że dostrzegę gdzieś Racera. Ale nigdzie go nie widzę i zalewa mnie fala rozczarowania. Zerkam na zegarek, a potem pytam Claya:

      – Drake się z tobą kontaktował?

      – Nie.

      – A co, jeśli Racer się nie zjawi?

      – Będziemy mieć pecha.

      Wypuszczam powietrze z płuc.

      – Jasne. Dzięki.

      Wtedy mój żołądek fika koziołka, bo w oddali widzę idącą w naszą stronę ciemną postać u boku Drake’a.

      Racer Tate. W całej swojej glorii i chwale.

      Wiem, że wszyscy na torze się na niego gapią. Jest nowy, a poza tym moim zdaniem nawet faceci uważają, że miło na nim zawiesić oko. Jego obecność, sposób bycia, jakby nieco leniwy chód… Ten facet porusza się jak dziki kot, który wie, że jest królem dżungli, i nie musi puszyć się jak paw. Jego koszulka mocno przylega do mięśni klatki piersiowej oraz ramion, a cudowne niebieskie oczy aż płoną blaskiem, gdy dostrzega mnie przy namiocie. Stoję tam i gapię się na niego, a on uśmiecha się powoli, przez co w jego policzku pojawia się dołeczek.

      – Lainie.

      – Racer. – Kiwam głową i trzepocę powiekami, robiąc głęboki wdech, aby uspokoić burzę w swoim ciele.

      Kiedy unosi kąciki ust, czuję łaskotanie w brzuchu. Patrzymy na siebie z uśmiechem


Скачать книгу