Barwy miłości. Diana Palmer

Barwy miłości - Diana Palmer


Скачать книгу
że masz wspólnika.

      – To świeża sprawa. Podpisaliśmy umowę kilka tygodni temu. Jak wiesz, w świecie sztuki nie jest lekko. Powiedzmy, że podjąłem kilka chybionych decyzji. Zainwestowałem w nieodpowiednie pokazy i w nieodpowiednich ludzi. Sporo mnie to kosztowało. Poza tym straciłem trochę pieniędzy na giełdzie. Prawdę mówiąc, byłem w potężnym finansowym dołku i wyciągnął mnie z niego właśnie Nick. Kiepsko by się to dla mnie skończyło, gdyby nie on. Jesteśmy kuzynami, więc…

      – Rozumiem, ale chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Skoro się sprzeciwia…

      – Nie martw się, wystawa odbędzie się zgodnie z planem. Powiedziałem mu, że zawarliśmy umowę. I prawie nie skłamałem. Jeśli to zaraz podpiszesz, papiery będą w porządku. – Podsunął jej wydrukowany kontrakt z datą sprzed dwóch tygodni.

      – Czy to aby na pewno legalne? – spytała podejrzliwie.

      – Jasne, że legalne – zapewnił z miną winowajcy, wciskając jej do ręki długopis. – Wystarczy, że się podpiszesz, a umowa będzie ważna.

      Zawahała się, ale złożyła podpis.

      – Znakomicie. – Zabrał pospiesznie dokument i schował go do szuflady biurka. – Teraz możemy odetchnąć z ulgą. Nie ma się czym przejmować.

      – Dlaczego twój kuzyn nie chce wystawiać moich prac? Przecież nawet mnie nie zna.

      Zmieszał się i odwrócił wzrok.

      – Uważa, że ze sobą sypiamy i tylko dlatego zgodziłem się na wystawę. Nie wie, jaka jesteś dobra, bo nie widział twoich obrazów. Nie miałem żadnego pod ręką, żeby mu pokazać. Sprzedają się jak świeże bułeczki. Niektórzy dosłownie się o nie biją.

      – Powiedziałeś mu, że jesteśmy kochankami?!

      – Nie, no skąd! Ale pomarzyć zawsze mogę… – Westchnął teatralnie, po czym posłał jej kosmaty uśmiech. – Mam na zapleczu kanapę. I całkiem nieźle wyglądam nago. To znaczy, jak na faceta w moim wieku. Reflektujesz?

      Roześmiała się ubawiona.

      – Jak na faceta w twoim wieku? Mówisz, jakbyś dobijał setki i stał jedną nogą w grobie.

      – Obchodzę urodziny niemal razem z Nickiem, a jemu właśnie stuknęła czterdziestka. Ostatnio zresztą wygląda na swoje lata. Nie ma biedak szczęścia w miłości.

      – Czy to znaczy, że jest mało atrakcyjny?

      – Nie, wręcz przeciwnie. Wydaje ceniony miesięcznik finansowy, a kobiety padają mu do stóp jak muchy. Tyle że on zupełnie nie zwraca na nie uwagi.

      – Mizogin?

      – Nie, nie chodzi o to, że nie lubi kobiet. Po prostu nawet jeśli się z kimś spotyka, nigdy nie angażuje się emocjonalnie.

      – Nie mogę się doczekać, żeby go poznać – oznajmiła cierpko. – Powiedz, że dostąpię tego zaszczytu już dziś wieczorem.

      – Prawdopodobnie. – Tony westchnął. – I pewnie z miejsca się zadurzysz, jak wszystkie inne. Chciałbym się mylić, ale tak to się zwykle kończy. Pozwól, że to ja mu cię przedstawię. Kiedy zobaczy ten obraz, na pewno się zirytuje i zrobi się niemiły. Zajmę go czymś, a ty sama osądzisz, czy może lepiej od razu się ewakuować. Mój kuzyn ma niestety alergię na artystów. Jego zdaniem wszyscy jesteście bandą puszczalskich pasożytów.

      – W takim razie włożę coś wyzywającego. – Uśmiechnęła się szeroko. – A może przyjdę, jak mnie Pan Bóg stworzył?

      – Dla mnie bomba – podchwycił ochoczo. – Pod warunkiem, że pozwolisz mi odwołać innych gości i zrobimy sobie imprezę tylko we dwoje.

      – Ty i te twoje szalone pomysły – zachichotała beztrosko. – Dziękuję, że się za mną ująłeś, Tony – dodała poważniejszym tonem. – Zadałeś sobie dla mnie wiele trudu. To moja pierwsza duża wystawa. Wiele od niej zależy.

      – Wiem. Dlatego walczyłem o nią z Nickiem. Widzimy się o siódmej.

      – Jasne, będę na pewno.

      Kilka godzin później weszła do eleganckiego salonu w mieszkaniu Henninga. Miała na sobie skąpą sukienkę ze złotego brokatu z wyciętymi plecami i ryzykownie głębokim dekoltem, który nie zakrywał praktycznie niczego. Zapłaciła za nią pod wpływem impulsu, a teraz żałowała nieprzemyślanego zakupu. Kreacja wydawała jej się szykowna i niebanalna, a lśniąca tkanina doskonale podkreślała kolor oczu i włosów, ale wybrała ją głównie dlatego, że była zła na Nicka. Nie mogła przeboleć, że próbował storpedować jej wystawę. Nawet jej nie znał, a już wrzucił ją do jednego worka z innymi. Uznała, że nie może go rozczarować.

      – O wilku mowa – powiedział z szerokim uśmiechem Tony, uścisnąwszy jej ręce na powitanie. – Właśnie o tobie rozmawialiśmy. Wyobraź sobie, że Nickowi spodobał się twój obraz. Chce cię poznać.

      Odetchnęła z ulgą i zaczęła przeciskać się za nim przez tłum gości. Kiedy się zatrzymali, najpierw rzuciły jej się w oczy czarny smoking i śnieżnobiała koszula. Potem podniosła wzrok i zatrzymała go na niesamowicie przystojnej twarzy – twarzy, którą już widziała…

      – Domenico Scarpelli – odezwał się niczego nieświadomy Henning. – A to Jolana Shannon, moje najnowsze odkrycie – dodał z dumą.

      Jo popatrzyła na poznanego już przez nią znajomego Włocha i skrzywiła się z niesmakiem.

      – Pozwoli pan, że nie podam ręki – powiedziała zjadliwie.

      Obejrzał ją od stóp do głów jakby miał w oczach rentgen. Otwarcie i bez żenady.

      – Bez obaw, jakoś to przeżyję. A więc pani jest tą malarką, z którą chce pracować Tony… Wielka szkoda, że wcześniej nie zdradził mi pani nazwiska.

      Jolana oddała Henningowi kieliszek, który wręczył jej po drodze.

      – Udane przyjęcie. – Uśmiechnęła się z przymusem. – Żałuję, ale muszę już iść. Czuję nadciągający ból głowy.

      – Droga wolna – wtrącił lodowato Domenico. – Ale jeśli pani wyjdzie, może się pani pożegnać z wystawą.

      Zatrzymała się w pół kroku, pokazując mu plecy.

      – Sądziłam, że już się z nią pożegnałam. I tak mnie pan skreśli, więc nie mam nic do stracenia. Na szczęście są w tym mieście inne galerie, panie Scarpelli. Jakoś sobie bez pana poradzę. Jeśli nie będę miała z czego żyć, zawsze mogę zostać kelnerką. Żegnam pana.

      Scarpelli chwycił ją mocno za ramię i ku osłupieniu Tony’ego, pociągnął w stronę sypialni. Gdy weszli do środka, natychmiast zamknął drzwi.

      Wystraszona wyszarpnęła mu się pospiesznie i stanęła przy oknie.

      – Nie pochlebiaj sobie, złotko – rzucił kąśliwie. – Nie jestem aż tak zdesperowany.

      Zmroziła go morderczym spojrzeniem.

      – Nie? – zapytała z wyszukaną uprzejmością. – W takim razie w jakim celu mnie pan tu zaciągnął?

      – Żeby porozmawiać. W tym tłumie raczej nie ma do tego warunków. – Opadł z wdziękiem na krzesło i zapalił papierosa. – Niechże pani wreszcie usiądzie. Nie pogryzę pani, zapewniam.

      Zawahała się, po czym przycupnęła na krześle po drugiej stronie wielkiego łóżka.

      – Miałem rację, nie


Скачать книгу