Barwy miłości. Diana Palmer
Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć je zmatowione i oprawione. Będę się zbierać. Muszę się porządnie wyspać.
– Właśnie widzę, że jesteś wykończona. Na razie, nie zatrzymuję cię.
Wracając do mieszkania, rozmyślała z niechęcią o nadchodzącym wieczorze. Ten okropny Włoch zjawi się pewnie punktualnie o piątej, a ona kompletnie nie wiedziała, co na siebie włożyć. Nie miała też najmniejszej ochoty nigdzie z nim iść ani w ogóle go oglądać. Gdyby nie zagroził, że unieważni kontrakt, zignorowałaby go i nie otworzyła mu drzwi. Sęk w tym, że nie potrafiła tak łatwo odpuścić. Za długo i za ciężko pracowała, żeby tak po prostu dać za wygraną.
Postanowiła zacisnąć zęby i przetrwać jakoś kilka godzin w jego towarzystwie. Zdrzemnęła się, a potem zrobiła generalny przegląd szafy. Wahała się pomiędzy dwiema sukienkami, jedna była długa i dość odważna, druga oryginalna i elegancka, z delikatnej białej wełny. Miała krój litery A, długie rękawy oraz niewielki dekolt w szpic. Uznała, że wełniana będzie lepszym wyborem. Była odpowiednia na każdą, także oficjalną okazję, lecz nie przesadnie wytworna.
Gdy przejrzała się w lustrze, była więcej niż zadowolona z efektu. Stonowany kolor tkaniny sprawiał, że jej oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze, a włosy nabierały nieco głębszego odcienia blond. Dzięki kilku białym dodatkom wyglądała naprawdę wystrzałowo. Kto wie, może nawet uda jej się zawrócić w głowie Domenicowi Scarpellemu, choć oczywiście wcale jej na tym nie zależało.
Punktualnie o czasie zabrzęczał interkom, a portier poinformował ją, że jej gość jest w drodze na górę.
Liczyła na komplement, ale Nick nie skomentował jej wyglądu. Spojrzał na nią przelotnie, kiedy odtworzyła drzwi, po czym zerknął na zegarek.
– Rozumiem, że jest pani gotowa do wyjścia? – zapytał uprzejmie.
– Tak, możemy iść. – Zabrała torebkę i pogasiwszy światła, przekręciła klucz w zamku. – Dotarło do niej, że jest poirytowana. Poczuła się zawiedziona tym, że nie zająknął się ani słowem na temat jej stroju. Sam miał na sobie czarny wieczorowy garnitur. Sprawiał w nim wrażenie jeszcze większego i bardziej nieprzystępnego niż zwykle. Nie był przysadzisty, a mimo to budził respekt samą posturą.
– Bardzo pan dziś rozmowny, panie Scarpelli – zauważyła słodko, wchodząc za nim do windy.
– Nie przepadamy za sobą – odparł chłodno. – W związku z tym nie widzę potrzeby, żeby silić się na towarzyskie pogawędki.
Wie, jak pokazać kobiecie, gdzie jej miejsce, pomyślała, spoglądając na niego z ukosa.
W samochodzie przez cała drogę był wyraźnie spięty, jakby się denerwował. No i proszę… a sądziła, że to człowiek o stalowych nerwach. Cóż, życie jest pełne niespodzianek. Przypomniała sobie, że chciał coś udowodnić byłej dziewczynie, która ponoć wciąż żywiła do niego uczucia. Zastanawiała się, czy to z jej powodu jest taki rozstrojony. Może i miał subtelność czołgu, ale nie dało się zaprzeczyć, że był wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną. W dodatku bogatym. Nic dziwnego, że nie mógł się opędzić od kobiet.
– Dokąd jedziemy? – zagadnęła, podziwiając skórzaną tapicerkę w jego białym jaguarze.
– Niedaleko, ale doszedłem do wniosku, że wolałaby pani nie maszerować zbyt długo w tych butach. – Skinął głową w stronę jej dziesięciocentymetrowych szpilek.
– To bardzo miło z pańskiej strony, ale chodzę w nich dość często.
– Cały dzień paraduje pani na tych szczudłach, a wieczorem biega na bosaka. Nie szkoda pani stóp?
Zdawało jej się, że słyszy w jego głosie rozbawienie. Potem przypomniała sobie, że za każdym razem otwierała mu drzwi boso.
– Po prostu nie lubię nosić w mieszkaniu kapci – oznajmiła, jakby to było oczywiste.
– Naprawdę? Czemu?
– Bo w kapciach nie czuję pod stopami dywanu.
Popatrzył na nią i prawie się roześmiał. Powstrzymał się, ale jego oczy przez moment tryskały humorem. Zupełnie zmieniła mu się przy tym twarz. Wyglądał o wiele młodziej i bardziej przyjaźnie. Miał gładko ogolone policzki i nieskazitelną oliwkową cerę. Zastanawiała się, czy jego skóra jest miła w dotyku.
– Gdzie mieszka pańska matka?
– Przy East Eighties.
– To przyjęcie jest z jakiejś specjalnej okazji?
– Tak, z okazji zaręczyn. Córka naszych bliskich znajomych wychodzi za mąż.
– Będzie dużo gości?
Zerknął na nią z uniesioną brwią.
– A co? Boi się pani tłumów?
– Owszem, boję się – odparła obcesowo. – I to bardzo. Każdy ma jakieś słabości.
Sądząc po jego zdzwionej minie, spodziewał się innej odpowiedzi.
– Może się pani nie stresować, nie będzie dużo ludzi. Tylko mój brat, matka, ojczym i kilkoro znajomych. Poza tym to sympatyczni ludzie, mimo że są Włochami.
Wyjrzała przez okno.
– Sądzi pan, że jestem uprzedzona do Włochów? Powiedziałam coś niestosownego?
– Nie – odparł po chwili milczenia. – Przepraszam, jestem podenerwowany. – Zacisnął dłonie na kierownicy. – Nieczęsto mi się to zdarza. I bardzo tego nie lubię.
– Po co właściwie mnie pan ze sobą zabrał? I dlaczego akurat…?
– Wystarczy – przerwał jej bezceremonialnie. – Wyczerpała pani limit pytań. Minęła się pani z powołaniem. Trzeba było zatrudnić się w policji, mogłaby pani co dzień zaspokajać wścibstwo. Zależy pani na własnej wystawie, prawda? Więc radzę się postarać. Dzisiejszy występ zadecyduje o pani być albo nie być. Niczego więcej nie musi pani wiedzieć.
– Raczej nie wypadnę wiarygodnie. Nigdy nie byłam dobrą aktorką.
– Czyli został pani jakiś kwadrans, żeby nauczyć się podstaw. Umawialiśmy się, że będzie pani wyglądać na zakochaną.
– Czy to znaczy, że mam się do pana kleić? Trzepotać rzęsami i posyłać rozanielone spojrzenia? A może jeszcze zacznę tęsknie wzdychać i powtarzać w kółko: Domenicu, och, Domenicu… Seksownie niskim głosem, rzecz jasna.
– Domenico? Wszyscy mówią do mnie Nick. Z wyjątkiem zadeklarowanych wrogów i tych, którzy za mną nie przepadają.
– Interesujące… To jak mówią do pana wrogowie?
– Sama niech się pani domyśli.
Roześmiała się w głos.
– Ja też mogę? Zdaje się, że podpadam pod tę kategorię.
Uśmiechnął się półgębkiem.
– Skąd pani pochodzi? Sądząc po akcencie, na pewno gdzieś z Południa.
– A jakie to ma znaczenie? – obruszyła się. – Nie wypada pytać o takie rzeczy. A skoro mowa o akcencie, lepiej niech się pan zajmie własnym.
– Po co tak od razu się jeżyć? Chyba jest pani przewrażliwiona. Poza tym podoba mi się, jak pani mówi.
– Serio? – zadrwiła bezlitośnie. – A już mi się wydawało, że jestem zupełnie do niczego i nic się