Barwy miłości. Diana Palmer
mówić do mnie na pan. Poza tym nie jestem bezczelny, tylko spostrzegawczy. Jak twoim zdaniem udało mi się osiągnąć tak wielki sukces?
Prychnęła lekceważąco.
– Wymuszeniami i szantażem?
Roześmiał się tak swobodnie, że przebiegły jej po plecach ciarki. Od samego początku podobał jej się jego niski, dźwięczny głos, ale śmiech przyprawiał ją o dreszcz. Wsunął ręce do kieszeni spodni, bezwiednie przyciągając jej wzrok. Zawstydzona odwróciła głowę.
– Nie muszę szantażować kobiet – oznajmił arogancko. – Wręcz przeciwnie. Zdarzało się, że to kobiety próbowały szantażować mnie.
– Bez powodzenia, jak sądzę – skwitowała z przekąsem. – Napijesz się czegoś?
– Nie, dziękuję. Usiądź… Proszę.
„Proszę” usłyszała dopiero po tym, gdy posłała w jego stronę kolejne nieprzyjazne spojrzenie.
Sprawiał wrażenie rozbawionego, kiedy zajęła miejsce na drugim końcu kanapy, czyli jak najdalej od niego.
Gdy zaczął wodzić wzrokiem po jej szczupłej sylwetce, poczuła się, jakby jej dotykał.
– Jesteś naprawdę piękna – stwierdził po chwili milczenia. – Ciemne oczy, gęste jasne włosy, nieskazitelna cera, regularne rysy, jędrne piersi… Ładnie się zestarzejesz. Przybędzie ci kilka zmarszczek, ale będziesz wyglądała prawie tak samo jak dziś, nawet kiedy dobijesz do setki.
Nie przywykła do tego rodzaju komentarzy ani tym bardziej komplementów. Speszyła się, co nie umknęło jego uwadze. Niestety.
Uśmiechnął się nieznacznie, unosząc brew. Rozpierał się w najlepsze na jej kanapie, jakby był u siebie.
– Zawstydziłaś się, moja piękna Różo Południa?
– Różo Południa? – zjeżyła się. – To nazwa dobra dla kwiaciarni.
– Strasznie jesteś przewrażliwiona na punkcie swojego pochodzenia. Wstydzisz się własnych korzeni?
– Nie twój interes – warknęła.
– Co robiłaś, zanim przeprowadziłaś się do Nowego Jorku? – drążył niezrażony.
– Pracowałam.
– W jakiej branży?
Kończyła jej się cierpliwość. Miała powyżej uszu jego towarzystwa i nieustannych przesłuchań. Co on sobie wyobraża?
– Rozrywkowej – poinformowała z przesłodzonym uśmiechem. – Byłam prostytutką. Malowaniem zajmowałam się po godzinach.
O dziwo, potrząsnął głową.
– Niemożliwe. Nie wierzę.
Nagle zmienił zdanie? Jeszcze niedawno twierdził zupełnie coś przeciwnego.
– Powiesz mi wreszcie, co robiłaś?
Spuściła wzrok i strzepnęła ze spódnicy nieistniejący pyłek.
– Pracowałam jako kelnerka – wyrzuciła na jednym wdechu. Nie miała pojęcia, czemu właściwie ustąpiła. Zwykle nie mówiła o tym nikomu.
– To żadna ujma. Zanim otworzyłem własny biznes, też sprzątałem stoły w połowie restauracji w tym mieście.
Zrobiła zdziwioną minę.
– Ty? Sprzątałeś stoły?
– A co? – oparł rozbawiony. – Sądziłaś, że wychowałem się w pałacu pełnym służby? Do tej pory bywam odrobinę nieokrzesany. Nie zauważyłaś?
– Zauważyłam, ale jestem zbyt uprzejma, żeby wytknąć ci to na głos.
– Racja, zapomniałem o twoich nienagannych manierach. Kto ci je tak dobrze wpoił?
– Moja mama. – Uśmiechnęła się mimo woli, wspominając matkę. – Była prawdziwą damą. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Miałam dziesięć lat, kiedy zmarła, ale zdążyła mnie wiele nauczyć.
– A ojciec?
Odechciało jej się osobistych wynurzeń.
– Podobno chciałeś ze mną porozmawiać – zmieniła temat. – Więc może przejdźmy wreszcie do rzeczy.
– Rozumiem, że to koniec zwierzeń na dziś? Szkoda. Już myślałem, że dasz się trochę lepiej poznać. – Umościł się wygodniej na kanapie i założył nogę na nogę. – Dobrze, skoro nalegasz, powiem ci, o co chodzi… Otóż chciałbym, żebyś spędziła ze mną trochę więcej czasu.
Jęknęła i wzniosła oczy ku niebu.
– Na Boga, czemu mi to robisz? Prosiłam tylko o wystawę. Naprawdę przyjdzie mi za to zapłacić aż tak wysoką cenę?
– Tym razem nie będę próbował szantażu. Masz na to moje słowo. Dochowamy warunków umowy i zorganizujemy ci ten pokaz bez względu na to, co teraz postanowisz. Wiem, że proszę o wiele, zwłaszcza w świetle burzliwych początków naszej krótkiej, lecz intensywnej znajomości.
Zaniemówiła z wrażenia. Facet był jedną wielką niewiadomą. Nie sposób było przewidzieć, co za chwilę zrobi.
– Masz nadzieję, że wyświadczę ci przysługę ot tak, z dobroci serca?
– Nie – przyznał, patrząc jej prosto w oczy. – Ale miałem nadzieję, że skuszę cię perspektywą kilku wyjątkowych posiłków. – Uśmiechnął się bezczelnie. – Oraz tym, że nie każę ci po sobie zmywać naczyń.
Niewiele brakowało, a parsknęłaby śmiechem.
– A mówiłeś, że tym razem obejdzie się bez szantażu.
– To raczej łapówka niż szantaż. Zresztą dałem słowo skauta.
– Ty? Byłeś skautem? W życiu w to nie uwierzę.
– Jasne, że byłem. Dokładnie przez tydzień. Aż przyłapali mnie z małą Mabel. Próbowałem zdobyć kolejną sprawność, jeśli wiesz, o co mi idzie.
– Raczej próbowałeś zaliczyć następną bazę… – Roześmiała się. – Niezły z ciebie zawodnik, to na pewno.
Kiedy odsłonił zęby w szerokim uśmiechu, wyglądał znacznie przystępniej niż zwykle.
– No, nie daj się prosić. Przynajmniej trochę się zabawisz. I nie będzie cię to kosztowało zbyt wiele wysiłku. Chodzi tylko o to, żeby przez jakiś czas widywano nas razem. – Przyjrzał jej się uważnie. – Tony mówi, że nikogo nie masz?
– Nie mam.
– Twoja mina mówi sama za siebie. Masz bardzo plastyczną twarz, wiesz? Pewnie zraziłaś się do związków, bo jakiś palant zostawił po sobie złe wspomnienia…
– Skończ wreszcie z tym przesłuchiwaniem. Działasz mi na nerwy.
– To nic nowego. Działam ci na nerwy, odkąd wpadłaś na mnie na ulicy. Zresztą nie tobie jednej, więc nie ma się czym przejmować.
– Wiem, że nie mnie jednej. Czytam czasem twoje wstępniaki.
– Coś podobnego! – Zaśmiał się. – Więc jak? Zgadzasz się?
Westchnęła i wzruszyła ramionami.
– Chyba mam nie po kolei w głowie, ale dobrze, niech ci będzie. Tylko nie próbuj mnie znowu podrywać.
– Jeden pocałunek to jeszcze nie podryw.
– No nie wiem, był tak mocny, że aż zabolało.
– Naprawdę?