Weteran. Andrews William
w mieście. Od powrotu do domu Asher wciąż powiększał swój zbiór i od czasu do czasu musiał zlecać cieślom – zawsze z innego stanu – poszerzanie regałów i budowanie kolejnych półek na nowe książki.
Literatura była jego jedyną, prawdziwą przyjemnością – książki pozwalały mu uciec od codziennego życia. W chwili obecnej zaczytywał się w romansach Jennifer Crusie. Autorka miała lekkie pióro, a jej powieści były pełne poczucia humoru; przeczytał już sześć, a w kolejce czekały następne trzy. Po nich jednak zamierzał zacząć czytać książki innych pisarzy i zrobić sobie dłuższą przerwę od romansów. Nie był w stanie znieść więcej opowieści w których dwójka bohaterów zakochiwała się w sobie i oboje żyli długo i szczęśliwie. Pozwalały mu przez chwilę zanurzyć się w ich świecie, ale równocześnie rozrywały serce – wiedział, że będzie żyć jeszcze wiele lat i nigdy nie zazna takiego szczęścia. Czasami pytał sam siebie: dlaczego tak się dręczysz? Po co czytasz o uczuciach, których już nigdy nie przeżyjesz? Przez parę tygodni usiłował czytać wyłącznie ekscytujące kryminały, biografie i powieści przygodowe, ale nigdy nie był w stanie oprzeć się romansom na długo. Zawsze do nich wracał.
I co z tego, pomyślał. Przecież nie musiał nikomu imponować. Regularnie widywał tylko pannę Potts, która dla niego gotowała, sprzątała, robiła pranie i zakupy. Oprócz niej czasami widywał tylko rzemieślników, których zatrudniał do pracy nad domem. Miał dopiero trzydzieści cztery lata. Doznał wielu obrażeń, ale był zdrowy. Mógł żyć jeszcze kilkadziesiąt lat – w samotności. Miał więc prawo czytać to, na co miał ochotę.
Gdy dzwonek zabrzęczał po raz drugi, Asher wstał z fotela i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi. Jego muskularne ciało poruszało się z zaskakującym wdziękiem; bez trudu ominął piękne biurko z wiśniowego drewna, na którego środku stał osamotniony laptop. Od dawna nie używał komputera – nie pisał żadnych listów, a wszystkie rachunki były opłacane automatycznie przez system bankowości internetowej. Uchylił drzwi: przez szparę usłyszał dźwięk lekkich kroków pani Potts na marmurowej posadzce głównego holu. Starając poruszać się jak najciszej, udał się do górnego korytarza. Ozdobne lustra na ścianach były zawieszone w sprytny sposób, pozwalając mu zobaczyć kto stał na progu. W ciszy wpatrywał się w jedno z nich gdy panna Potts otworzyła drzwi.
Z gardła wyrwał mu się jęk zaskoczenia.
Od wielu lat nie był tak blisko kobiety. Młodej kobiety. Oszałamiająco pięknej, młodej kobiety. Oczy otworzyły mu się szeroko, a serce zaczęło bić szybciej; wykrzywił głowę by być jak najbliżej schodów. Musiał wiedzieć, jak brzmiał jej głos.
– Panna Potts! – powiedziała i objęła starszą kobietę w uścisku.
– Kogo moje oczy widzą? Savannah Carmichael! Wszędzie bym cię poznała!
Savannah Carmichael? Gdzieś już słyszał to nazwisko, ale był pewien, że osobiście nie znał nikogo takiego. Na pewno by ją zapamiętał – jej imię było niezwykle melodyjne. Przypominało mu bohaterki tych rzewnych romansów historycznych, które czasami czytywał.
Jej brązowe włosy były lśniące i proste; spięła je w warkocz, który spływał z jej karku. Jej oczy były tego samego koloru, a spojrzenie pewne i zdeterminowane. Miała pełne, różowe usta. Nie mógł ujrzeć reszty jej ciała, ale zobaczył jak ciasny dekolt sukienki opinał jej piersi; ten widok sprawił, że jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Wpatrywał się w rowek jej bladej, delikatnie piegowatej skóry, który prowadził pomiędzy jej jędrny biust; poczuł, że zaczyna się podniecać. Odwrócił wzrok i wziął głęboki wdech. Wiedział, że już nigdy nie zazna rozkoszy takich piersi. Nie było sensu patrzeć na coś, czego nigdy nie będzie mógł mieć.
– Panno Potts, dowiedziałam się, że pracuje pani dla Ash… Pana Lee. Bardzo miło panią widzieć!
Zaskoczył go jej gładki, elegancki głos. Nie było w nim akcentu, który posiadała większość mieszkańców Danvers. Panna Potts musiała jednak znać ją od dawna – czyżby kiedyś wyjechała i dopiero niedawno wróciła do miasta?
– Ciebie też, kochanie. Słyszałam, że przyjechałaś do domu na lato? Będziesz pomagać przy ślubie siostry?
– Tak. Ciężko w to uwierzyć, ale Scarlet wychodzi za mąż.
– To żadna niespodzianka, kochanie. Scarlet robiła maślane oczy do Trenta od drugiej klasy, a ja musiałam ich rozdzielać od samego początku. Niektórzy ludzie po prostu są sobie pisani.
Hmm, pomyślał Asher. Ma siostrę i obie kiedyś były uczennicami panny Potts. Nie ma akcentu, ale pochodzi z Danvers.
Panna Potts nie zaprosiła jej do środka. Zachowywała się dokładnie tak, jak sobie tego życzył – zabronił jej wpuszczać kogokolwiek do domu.
– Bardzo miło znowu cię widzieć, kochanie, ale mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia dla pana Lee. W czym mogę ci pomóc?
Savannah odchrząknęła, a on ponownie zerknął w lustro.
– Nie wiem czy pani wie – zaczęła – po skończeniu szkoły zostałam reporterką. Robię sobie przerwę w pisaniu dla New York Sentinel i właśnie dostałam zlecenie od innej cenionej gazety, Phoenix Times. Chcą, bym opisała dla nich prawdziwą i interesującą historię na Dzień Niepodległości i pomyślałam… zastanawiałam się, czy pan Lee…
Patrzył na jej piękną twarz i widział, jak się czerwieni. Ciekawe. Bardzo chciała przeprowadzić z nim wywiad, ale wyraźnie wstydziła się o niego poprosić.
– Przepraszam, kochanie, ale to absolutnie niemożliwe. Pan Lee z nikim nie rozmawia i nie udziela żadnych wywiadów.
– Przecież on musi chcieć opowiedzieć komuś swoją historię – powiedziała, prostując ramiona – a ja chcę jej wysłuchać. Chcę ją opisać. Chcę to zrobić z nim. Dla niego.
– To naprawdę niemożliwe, kochanie.
Dopiero teraz zauważył, że Savannah Carmichael trzymała w rękach talerz przykryty folią; podała go pannie Potts.
– Upiekłam ciasteczka. To pierniczki według przepisu Scarlet – są naprawdę bardzo dobre. Tu jest moja wizytówka. Czy może mu je pani przekazać i poprosić by rozważył rozmowę ze mną?
Pierniczki. Na samą myśl zaczęła lecieć mu ślinka. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jadł ciasteczka domowej roboty. Ciekawy sposób na zachęcenie go do rozmowy; zdecydowanie lepszy niż powoływanie się na przebieg jego służby wojskowej. Gdyby to zrobiła, czułby do niej odrazę. Myślałaby, że posiadając te informacje coś o nim wie – podczas gdy nie wiedziałaby nic: ani o nim, ani o tym co przeszedł.
– Obawiam się, że to nic nie zmieni.
– Nie zrobi tego pani dla mnie?
Panna Potts uniosła brodę do góry. Chociaż widział tylko tył jej głowy, dobrze znał sposób, w jaki musiała teraz patrzeć na Savannah: wzrokiem nauczycielki w szkole podstawowej, która miała dość wygłupów swojej uczennicy.
– Dobrze, dam mu te ciasteczka. Ale on i tak się nie zgodzi. Nawet nie zadzwoni, by powiedzieć ci „nie”. Nie chcę, byś czekała na próżno, kochanie.
– Rozumiem – odparła Savannah, a Asher aż zacisnął szczęki słysząc rozczarowanie w jej głosie. – Niczego nie oczekuję. Ale proszę dać mu te pierniczki. Obieca mi to pani?
– Obiecuję – odparła panna Potts i wzięła od niej talerz. Savannah skinęła głową. Uśmiechała się wstydliwie; jej prześliczna twarz wyrażała niepokój.
– Dziękuję.
– Nie ma za co, kochanie. A teraz zmykaj. Złóż Scarlet najlepsze życzenia od Panny Potts!
Patrzył, jak Savannah spogląda w lustro znajdujące