Obietnica. Ewa Pirce
i sałatki owocowej na deser, wróciłem do firmy. Oczywiście zdjęcie mojego posiłku zostało wysłane do Margaret, co w rezultacie spowodowało, że poprosiłem szefa kuchni o przyrządzenie takiego samego zestawu na wynos.
Po powrocie do firmy zdążyłem przejrzeć informacje o dziennikarce, która miała mnie odwiedzić, i raz jeszcze przejrzałem pytania, skrupulatnie układając sobie w głowie odpowiedzi. Punktualnie o szesnastej do drzwi zapukała Margaret, zapowiadając Anne Newton, młodą, pnącą się szybko po szczeblach kariery, dziennikarkę. Pozwoliłem Margaret wziąć sobie wolne na resztę dnia i odesłałem ją limuzyną do przytulnego domku na przedmieściach.
Piękna kobieta, która przede mną stanęła, zdawała się nie być w ogóle podobna do osoby ze zdjęcia, jakie mi przysłano.
– Pani Newton? – Postanowiłem się upewnić, żeby nie popełnić jakiejś gafy.
– Panna – poprawiła mnie.
– Proszę wybaczyć mi nietakt, panno…
– Anna Elizabeth Newton. – Podeszła bliżej i wyciągnęła drobną dłoń.
Uścisk, którym mnie obdarzyła, był silny i pewny. No, no, twarda sztuka. Szkoda tylko, że skorzystała z usług chirurga plastycznego, na co wskazywały łagodniejsze niż na fotografii rysy twarzy, napompowane usta i powiększony biust.
– Mogę? – Skinęła na stojącą pod oknem kanapę.
– Proszę. – Wskazałem krzesło po przeciwległej stronie biurka.
– Czy nie wygodniej nam będzie na kanapie? – Zgarnęła długie brązowe włosy i przełożyła je przez ramię.
– Nie jest tu pani dla wygody, a w konkretnym celu. Nie marnujmy więc czasu i zaczynajmy. Ma pani dokładnie dwadzieścia pięć minut – oświadczyłem lodowatym tonem.
– Ale wywiad miał trwać trzydzieści…
– Miał, ale właśnie zmarnowała pani pięć na zbędną pogawędkę. Przypomnę tylko, że z każdą sekundą pani czas się kurczy.
Nie kryjąc niezadowolenia, usiadła na krześle i wyciągnęła notatki. Poszedłem za jej przykładem i umościłem się w swoim fotelu.
– Widzę, panie Wild, że plotki o panu są prawdą.
– A o czym się szepcze, panno Newton?
– Że jest pan aroganckim dupkiem – odpowiedziała odważnie, nie zadając sobie trudu, by na mnie spojrzeć.
Zaśmiałem się cicho i wbiłem w nią przenikliwe spojrzenie.
– Jeśli pan chce, może sobie wydrukować moje zdjęcie. Teraz przejdźmy do rzeczy – zakomenderowała zbyt bezczelnie, ale, o dziwo, spodobała mi się jej błyskotliwość i niewyparzony język. – Wiemy, że osiągnął pan dużo w bardzo krótkim czasie. Wiele osób podejrzewa, że prowadzi pan jakieś brudne interesy.
– Jeśli dla tych osób siedemnaście lat to niewiele, to im współczuję, gdyż muszą być pozbawieni jednego z narządów, dzięki któremu dotarłem tak daleko i osiągnąłem to, co mam.
– Mianowicie? – zapytała, wyraźnie skonfundowana.
– Mózgu, panno Newton, mózgu. – Postukałem się palcem w skroń.
– Ach, no tak, proszę wybaczyć. – Jej policzki oblał rumieniec wstydu.
I czar prysł. Przez chwilę, rozkoszując się jej intelektem, byłem w stanie zapomnieć o poprawkach chirurgicznych, jakich się dopuściła. Wydawała się bystra, jej odwaga i cięty język mocno mi zaimponowały, zwłaszcza że niewiele kobiet zdobyłoby się na takie zachowanie w moim towarzystwie. Niestety wszystko zniknęło, gdy rozmowa zaczęła się rozwijać.
– Czyli ma pan za głupców tych, którzy uważają, że zbyt szybko dorobił się pan milionów, jakie posiada – stwierdziła.
– Nie inaczej.
Słyszałem takie opinie już setki razy, dlatego ta wymiana zdań zaczęła mnie nudzić.
– Rozumiem. – Zapisała coś w swoim notesie. – Czy prawdą jest, że ma pan w planach postawić fabrykę półprzewodników w północnej części Nowego Jorku?
– Nie mam w planach – burknąłem, zirytowany faktem, że nie przygotowała się odpowiednio do wywiadu. – Już zdobyłem niezbędne pozwolenia, mam gotowe projekty i nie dalej jak za miesiąc ruszają prace.
Czerwień na jej policzkach pogłębiła się.
– Wielu mieszkańców było temu przeciwnych, protestowali i składali petycje do urzędu miasta, żeby powstrzymać pańskie działania.
– Jak pani wie, światem rządzą pieniądze. Poza tym nie rozumiem, dlaczego tak się oburzają, skoro stworzę miejsca pracy dla około tysiąca czterystu osób, a wiadomo, jak ciężko jest z zatrudnieniem w obecnych czasach. Nic, o co mnie posądzają, nie będzie miało miejsca. Żadne wyburzenia nie są planowane i nie będziemy truć ludzi pierwiastkami promieniotwórczymi. Naszym celem jest rozwój, a oni na tym bardziej skorzystają, niż stracą.
– Jak duża ma być ta fabryka i jak przekona pan mieszkańców, że istnieją pozytywne aspekty płynące z powstania tego dobytku na ich terytorium?
Złożyłem dłonie w wieżyczkę i zacząłem postukiwać o siebie palcami.
– Otóż, droga panno Newton, fabryka ma mieć około czterdzieści dwa tysiące metrów kwadratowych i nie zamierzam po raz kolejny nikogo uświadamiać o korzyściach, jakie będą płynęły z powstania tego miejsca. Poza tym miasto nie jest własnością tych wszystkich oponentów, słono zapłaciłem za ziemię, na której stanie fabryka, i dużo wysiłku włożyłem w to, by w ogóle powstała. Nikt nie jest w stanie stanąć mi na drodze.
Patrzyła na mnie, słuchając uważnie tego, co miałem do powiedzenia. Co chwila marszczyła brwi, jakby próbowała przyswoić płynące z moich ust zdania.
– A czy pogoń za pieniędzmi nie staje na drodze pańskiemu życiu prywatnemu? Z pewnością nie ma pan czasu na randki i miłość. Czy łatwo jest żyć samemu? – W jej oczach błysnęło zainteresowanie.
Poprawiłem się w fotelu i popatrzyłem na nią chłodnym wzrokiem.
– Tego pytania nie było na liście, którą dostałem.
– Improwizuję. – Ofiarowała mi kokieteryjny uśmiech, przygryzając wystudiowanym sposobem dolną wargę. – Nie czuje się pan samotny? – drążyła, niezrażona moją defensywną postawą.
Odsunąłem się od biurka, wstałem z fotela i zdjąłem marynarkę, którą starannie odwiesiłem na oparcie. Sztywnym krokiem podszedłem do kanapy, rozpiąłem mankiety koszuli i podciągnąłem je do łokci. Odpiąłem pasek, a potem guzik w spodniach i usiadłem na skórzanej kanapie, rozpościerając ręce na oparciu.
– Zapraszam – zachęciłem niskim głosem, spoglądając na jej falującą klatkę piersiową, która rozpychała na boki czerwoną koszulę. Jej piersi były tak wielkie, że odnosiło się wrażenie, jakby za chwilę miały trzasnąć guziki.
Kobieta podniosła się, rzucając na ziemię notatnik, i podeszła do mnie wolnym krokiem, kołysząc przy tym biodrami. Nachyliła się nade mną, żeby mnie pocałować. Odwróciłem głowę w bok, dając jej do zrozumienia, że nic z tego, po czym spojrzałem na rozporek swoich spodni. Załapała aluzję. Opadła na kolana i zaczęła masować mnie delikatnie przez materiał. Patrzyłem na każdy jej ruch i czekałem, aż mój kutas znajdzie się wewnątrz jej ust. Kiedy tak się stało, wypuściłem powietrze z płuc, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Tego było mi trzeba po ciężkim dniu, a zamiast z własnej ręki skorzystałem z chętnych warg reporterki. Wiedziała doskonale, co robi, była z niej prawdziwa profesjonalistka. Ssała,