Powiedz mi to szeptem. Kerry Anne King

Powiedz mi to szeptem - Kerry Anne King


Скачать книгу
Świadectwa urodzenia

      Nigdy nie dowiem się, co było w trzecim punkcie.

      Dziesiąta kartka jest w linie. Na środku strony mama starannie napisała czarnym atramentem:

      Zniszcz najpierw to.

      Rozdział ósmy

      Czuję, że moje serce znajduje się w gardle, zaciskając je mocno i przeszkadzając mi w oddychaniu. Ręce mi się trzęsą, kiedy spoglądam na jedenastą kartkę, na której mama napisała:

      Mój biedny Walterze. Zasługujesz na odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Chciałabym przez wzgląd na nas oboje podarować je Tobie. Myślę, że poznanie prawdy byłoby dla Ciebie pocieszające. Ale nie sądzę, żebyś mógł zachować tajemnicę, a nigdy nie wolno nam o tym mówić.

      A jednak im bardziej zbliżam się do śmierci, tym trudniej mi milczeć. Chcę porozmawiać o mojej przeszłości. Muszę o tym porozmawiać. Wspomnienia pękają w szwach.

      Może jeśli napiszę to wszystko tutaj, to mi pomoże. Może jeśli napiszę to tak, jakbym Ci to powiedziała, ostatecznie da mi to rozgrzeszenie za moje grzechy. Przekonuję siebie, że bezpieczniej jest spisać to, co jest ukryte. Jeśli to nie jest bezpieczne, wydaje mi się, że muszę podjąć ryzyko, ponieważ poczucie winy, wyrzuty sumienia i żal dręczą moje serce tak samo, jak te podstępne naczynie w moim mózgu, niszczące mnie pod naciskiem mojej własnej krwi.

      Sprawiedliwość, w pewnym sensie. To, co Maisey mogłaby nazwać karmą, chociaż nigdy nie wierzyłam…

      I tak się kończy. Nie ma dwunastej kartki. Nie mam pojęcia, co wywołało u matki wyrzuty sumienia.

      Dygotanie ma swoje epicentrum w moim brzuchu. Zaczynam cała drżeć. Moje uda są jak galaretka podczas trzęsienia ziemi i żadna siła woli nie jest w stanie ich ustabilizować. W mojej pustej klatce piersiowej pojawia się mroczny strach, a wraz z nim wspomnienie, nagłe oraz przeszywające.

      Ja, grzebiąca w szafie rodziców, i wściekłość matki, kiedy mnie tam przyłapała. Czuję ostre, bolesne uderzenie pasa, smagające moje pośladki, plecy oraz uda. Łzy wypalają moje oczy wbrew woli. Mama krzyczy na mnie.

      Mam luki w pamięci. Zapomniałam o niektórych wydarzeniach. Zazwyczaj wracają do mnie niepostrzeżenie, wślizgując się na swoje miejsca, jakby nigdy z nich nie uleciały. Czasami wspomnienia zostają głęboko zakopane i wypływają na powierzchnię dopiero wtedy, kiedy coś się nagle w życiu zmienia.

      To wspomnienie jest nieco inne. Nie jest ani subtelne, ani spokojne; wnika w moją świadomość z całą gwałtownością wybuchu, rozwalając mój świat w drobny mak. Narusza emocjonalną tamę w samym środku mnie, pozwalając, aby słowa, obrazy i emocje toczyły się w kółko, wszystko mieszając.

      Oddech grzęźnie mi w gardle. Serce grozi, że wyskoczy z klatki piersiowej.

      Czy był wtedy ze mną jakiś przyjaciel? Odnoszę wrażenie, że nie prowadziłam poszukiwań w szafie sama.

      Marley. Mój Boże. Jak mogłam zapomnieć?

      Marley była moją stałą towarzyszką, bardziej dla mnie realną niż moi koledzy z klasy. Czytałyśmy książki, grałyśmy w gry, a tego nieszczęsnego dnia grzebałyśmy w szafie rodziców.

      Ten dzień był ostatnim dniem spędzonym z Marley. Nie dlatego, że dostałam lanie, ale dlatego, że usłyszałam płacz matki.

      – Ta sprawa z Marley musi się skończyć – szlochała, trzymając kurczowo ojca. – Nie mogę tego znieść. Nie mogę.

      Co takiego okropnego zrobiłyśmy? Przebrałyśmy się w szafie za księżniczki. Ubrałyśmy sukienkę ślubną mamy. Znalazłyśmy starą walizkę…

      O mój Boże. Walizka. Dwa różowe kocyki. Zdjęcie.

      Krótki korytarz wydaje się mieć co najmniej milę. Biegnę, uderzając ramieniem w ścianę, po czym niezdarnie łapię za klamkę.

      Gdy otwieram drzwi, czuję dziwny zapach. Łóżko nie jest zaścielone, narzuta odrzucona na bok. Niebieskie prześcieradło ochronne założone jest na inne prześcieradło, a kosz na śmieci przy łóżku jest przepełniony. Staram się wyobrazić sobie leżącą tutaj nieprzytomną mamę, którą ojciec kąpie, przebiera. Mój umysł wzdryga się, a ja przyciskam obie dłonie do nosa oraz ust, wstrzymując oddech i walcząc z odruchem wymiotnym.

      Pędzę do garderoby, próbując nie patrzeć na łóżko. Kiedy wchodzę do niej, zamykam za sobą drzwi. Wnętrze szafy pachnie ostro, tajemniczo – drewnem cedrowym oraz zapachem perfum mamy i wody kolońskiej taty – ale choroba matki również zaatakowała to miejsce. Widzę duże, otwarte pudło z ochronnymi prześcieradłami na łóżko oraz dwa zestawy zupełnie nowych prześcieradeł, znajdujących się w plastikowych opakowaniach, z odręczną notatką: Możesz ich potrzebować.

      Później, mówię sobie. Zajmę się tym wszystkim później.

      Walizka wciąż znajduje się w tylnym rogu. Padam przed nią na kolana, czując w gardle bicie serca. Moje drżące palce grzebią w zatrzaskach. Wstrzymuję oddech, gdy ją otwieram.

      Różowe kocyki wciąż znajdują się w walizce, z tym że nie są już idealnie złożone, ale byle jak zwinięte. Zniknęło zdjęcie młodej dziewczyny, mającej twarz mojej matki i trzymającej niemowlęta owinięte w te dwa kocyki.

      Przez te wszystkie lata zapomniałam o tym zdjęciu. Teraz wydaje mi się najważniejszą rzeczą na świecie, priorytetem, który pozwoliłby przywrócić porządek temu domowi lub wymyślić, co zrobić z rodzicami.

      Powracam do poszukiwań w gabinecie taty. Wyrzucam śmieci z kosza na podłogę. Większość papierów jest białego koloru. Resztki „Listy rzeczy do zrobienia” są zakleszczone w zębach niszczarki.

      Wśród dokumentów znajdują się kawałki zdjęcia.

      Zbieram je z podłogi, po czym zanoszę na biurko taty. Siadam, zmuszając rozmyty wzrok do skupienia się, gdy składam zdjęcie. Sądzę, że zajmie mi to wieki, ale okazuje się to być łatwiejsze niż puzzle i przy niewielkim wysiłku kawałki zaczynają do siebie pasować.

      Moja pamięć okazała się sprawna. Dwa różowe zawiniątka. Dwoje niemowląt.

      Logika, Maisey. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Można to jakoś wyjaśnić. Może to są cudze niemowlęta. Jasne, tata zniszczył zdjęcie, ale nie myśli racjonalnie. To nie musi nic znaczyć.

      Wracam do szafy z dokumentami i dokładnie ją przeszukuję – każdy dokument osobno. Szukam mojego aktu urodzenia.

      Nie ma go.

      Od razu przypominam sobie ojca, kiedy palił w kominku dokumenty. Moje świadectwo urodzenia prawdopodobnie jest teraz popiołem, a razem z nim wszystko to, co napisała moja matka.

      Ale dlaczego?

      Mając nadzieję, że niektóre fragmenty tej tajemnicy zdołały uchronić się przed płomieniami, sięgam po zawieszoną na kominku łopatkę. Zgarniam nią popiół, po czym wyrzucam go do kosza. Tak bardzo chciałabym znaleźć chociażby skrawek niespalonego papieru.

      Ale nic nie ma.

      Sprzątam palenisko, a resztki popiołu wrzucam do kosza. Po tym wszystkim moje ciało ogarnia zmęczenie, chociaż w tym samym czasie mój mózg został przejęty przez niemal szaloną energię. Próbuję usiąść na minutę, ale nie potrafię odetchnąć, więc zaczynam sprzątać dom. Odkurzam dywan w salonie, szoruję podłogę kuchenną, usuwając krew, i pozbywam się ulubionej żeliwnej patelni matki, na której wciąż leży coś, co kiedyś mogło być kotletami wieprzowymi.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст


Скачать книгу