Powiedz mi to szeptem. Kerry Anne King
z tobą porozmawiać.
Wyjaśnianie jest niepotrzebne. Słyszę, jak krzyczy, mimo że nie mam przyłożonej komórki do ucha.
– Pozwól mi porozmawiać z twoją matką!
Rozumiem, dlaczego wpadł w szał. Jednak teraz nie chcę się z nim użerać. Mój kciuk, działając niezależnie ode mnie, sam podejmuje decyzje i naciska przycisk, przerywając połączenie.
W samochodzie zapada cisza. Moja dłoń opada, wciąż zaciśnięta kurczowo na telefonie.
– Rozłączyłaś tatę.
– Prowadzę.
– Nadal nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś.
Sama nie mogę w to uwierzyć. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wcześniej rozłączyła się z kimkolwiek. Greg nie przyjmie tego dobrze.
Córka zaczyna chichotać.
– Nie rozumiem, co jest takie zabawne.
Z nieznanego i niezrozumiałego powodu moje słowa podsycają jej wesołości. Chichot przeradza się w dźwięczny, wspaniały śmiech. Tak się śmiała, kiedy była małym dzieckiem. Odgłos czystej, nadzwyczajnej rozkoszy, niezmącony myślami o tym, czy bodziec był wart takiej właśnie odpowiedzi.
To zaraźliwe.
Kiedy dzwoni telefon Elle, obie śmiejemy się tak mocno, że łzy spływają po naszych policzkach.
– To tata – wyjaśnia, patrząc na ekran komórki. Z jej nosa wydobywa się świst niczym u świnki, co znowu wywołuje śmiech.
Wyobrażam sobie srogi wyraz twarzy Grega, którego używa na sali sądowej, żeby upomnieć ławę przysięgłych. To wywołuje u mnie parsknięcie, co znowu wytrąca Elle z równowagi w momencie, kiedy jest już wystarczająco opanowana, żeby się przywitać. Po drugiej stronie słyszę głos pełen frustracji.
– Halo? Elle? Halo? Pozwól mi porozmawiać z mamą.
Córka stara się przyjąć poważny wyraz twarzy. Bierze głęboki oddech, ale znów wybucha śmiechem.
– Nie mogę. – Podaje mi telefon.
Lata podążania za wskazówkami Grega cucą mnie na tyle, by zatrzymać samochód na poboczu i odebrać. Moje „halo” jest bez tchu, trochę stłumione. Greg nie jest rozbawiony.
– Co, do cholery, jest takie zabawne?
Elle przyciska obie dłonie do nosa oraz ust, aby stłumić śmiech. Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami i uniesionymi brwiami. Odwracam się, aby wyjrzeć przez okno, po czym biorę głęboki oddech.
– Cholera, Maisey. Wyjaśnij mi to.
– Nic nie jest zabawne. Kompletnie nic. Albo nic, albo wszystko jest zabawne. Cały wielki, szeroki, absurdalny wszechświat. W tej chwili nie jesteśmy pewne.
– Maisey.
– To eksperyment śmiechu? Terapia. Jeden z moich psychologów był za tym.
Oddycha ciężko przez nos. Rozpoznaję ten dźwięk. Słyszałam go na sali sądowej. Słyszałam go w sypialni. To dźwięk oznaczający, że zanosi się na kłótnie. Wiem, jakie słowa padną z jego ust i wypowiadam je za niego.
– Mówię poważnie, Maisey. Kiedy dorośniesz?
Właśnie posunęłam się za daleko. Cisza na drugim końcu linii jest ogłuszająca. Elle przestała się śmiać.
– Wsadzisz Elle do samolotu…
– Posłuchaj, Greg. Nic jej nie jest. Przepraszam. Potrzebuję porady prawnej.
Znowu w słuchawce zapada cisza, po której następuje ciężkie westchnienie.
– Co poszło lub zrobiłaś nie tak?
– Ja? Nic. Chodzi o tatę.
– O Waltera? Jak cudem Walter mógłby mieć kłopoty z prawem?
Ignoruję fakt, że Greg nie ma żadnego problemu z uwierzeniem, że to ja mogłabym mieć kłopoty z prawem. Mówię mu o zarzutach dotyczących narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, o zrośniętych złamaniach mamy i dziwnym zachowaniu taty. Nie używam słowa demencja, mimo że zajmuje ono najwięcej miejsca w moim mózgu. Czai się tam wypisane wielkimi literami, gotycką czcionką, ciemne i groźne.
Problem prawny odciąga Grega od mojego nieodpowiedzialnego zachowania, a jego ton zmienia się w beznamiętny, jakbym była jego klientem, a nie zwariowaną matką jego dziecka.
– Sugeruję, żebyś zrobiła badanie psychologiczne i to jak najszybciej.
– Nic mi nie jest. Naprawdę. To tylko śmiech rozluźniający napięcie…
– Mam na myśli twojego ojca, Maisey. Skup się.
– Ale on nie jest sobą, Greg. Próbował wspiąć się po poręczach łóżka…
– Właśnie o to chodzi, Maisey. Chcemy, żeby był zdezorientowany.
– Chcemy?
– Udowodnienie, że nie był w stanie rozróżnić dobra od zła byłoby pomocne. Ponadto jeśli twoja mama rzeczywiście spisała testament życia, to możemy twierdzić, że po prostu spełniał jej życzenia. Może nie powinien zostawiać ją w domu w takim stanie przez tak długi czas, ale jeśli był zdezorientowany i niezdolny do podejmowania decyzji, to nie mogą go uznać za winnego. Sprawdź, czy możesz uzyskać diagnozę demencji.
Chcę uderzyć się telefonem w czoło. Greg uwolnił potwora, wypowiadając jego imię na głos.
– Maisey?
Moje gardło wydaje się zbyt ciasne, abym mogła przecisnąć przez nie słowa, ale udaje mi się to zrobić, chociaż brzmię dziwnie.
– Jestem.
– Ustalmy plan działania. Uproszczę go na tyle, żebyś nawet ty za nim podążyła. Chociaż może powinnaś to zapisać.
– Okej. Zapiszę to sobie.
W rzeczywistości nie zrobię tego.
Już nie pamiętam, ile razy słyszałam od niego, że mam problemy ze skupieniem się. W tej chwili nie zamierzam robić tego, co mi powie.
– Jesteś gotowa? – pyta. – Masz w ogóle długopis?
– Powiedz mi o tym pieprzonym planie, Greg. Nie jestem aż taka głupia.
– Mam nadzieję, że nie klniesz przy naszej córce. Po pierwsze znajdź testament życia, jeśli w ogóle istnieje. Po drugie znajdź psychologa, który wykona badanie psychologiczne.
– Psychiatra w szpitalu przeprowadził już jakiś test.
Greg wzdycha.
– To nie wystarczy, aby udowodnić, że twój ojciec jest niepoczytalny. Potrzebujesz, aby miał zrobione inne badania psychologiczne. Pod okiem psychologa. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– Zapisz to. Psycholog, nie psychiatra. To jest różnica. Po trzecie zadzwoń do mnie od razu, jak ci gliniarze zaczną rozmawiać z tobą lub Walterem. Od razu! Okej? Koniec z darmowymi wywiadami. Wydaje mi się, że to akurat już wiesz.
Jego besztanie spływa po mnie w znajomym bębnieniu serca. Nie potrzebuję słyszeć poszczególnych słów. Znam przekaz, który sprowadza się do „wszystkich sposobów, w jakich Maisey znów nawaliła”. Kładę telefon na kolanach i wyjeżdżam na ulicę, czekając na zmianę tonu, który zasygnalizuje, że Greg przeszedł do dalszej części rozmowy.
– Maisey? Maisey! Pozwól mi porozmawiać z Elle.
Przekazuję komórkę. Córka rozmawia przez kilka minut.
– Tata