Powiedz mi to szeptem. Kerry Anne King

Powiedz mi to szeptem - Kerry Anne King


Скачать книгу
Nigdy mnie nie opuszczaj.

      Kiedy nie odpowiadam, schodzi z krzesła i robi wszystko to, co ja powinnam.

      Otwiera okno.

      Włącza wentylator.

      Wyciąga ściereczkę i płyn do naczyń, po czym zaczyna sprzątać tłusty bałagan z kuchenki.

      – Poważnie, mamo. Nie można ci ufać, kiedy gotujesz i czytasz w tym samym czasie. Ile razy o tym rozmawiałyśmy?

      Brzmi dokładnie tak samo, jak moja matka, co przypomina mi, że to ja jestem matką, a Elle nadal jest dzieckiem.

      – Daj mi to. Sama to zrobię. – Zabieram od niej ściereczkę. W tej chwili jestem wystarczająco skoncentrowana. Wszędzie czuję gryzący dym, pieką mnie ramiona, a dodatkowo mam gulę w gardle.

      Elle otwiera frontowe drzwi. Świeże, czerwcowe powietrze wpada do kuchni i rozgania dym.

      – Dlaczego w ogóle robisz bekon? – oburza się. – Co się stało z sałatką, która miała być na kolację? Myślałam, że to nowa norma.

      – Nową normą jest to, że mogę odejść od rutyny.

      – Och, proszę. To stara norma. – Prycha z odrazą, co przypomina dziecięcy rodzaj prychania, a następnie niespodziewanie wybucha niekontrolowanym chichotem. – Jesteś niereformowalna. Ale i tak cię kocham.

      Tańczącym krokiem przechodzi przez kuchnię, po czym mnie przytula. Nie mogę już ułożyć jej głowy pod moim podbródkiem. Elle urosła. Jeszcze trochę i będzie patrzeć mi prosto w oczy.

      – Gdzie nauczyłaś się tego słowa? – mamroczę w jej włosy, tuląc ją, jakby mogła rozpłynąć się w dymie z bekonu i zniknąć, być tylko zjawą, wspomnieniem.

      – Moja nauczycielka od angielskiego napisała tak na mojej ostatniej pracy.

      – Elle Belle, musisz zdać angielski. – Rozluźniam uścisk, a po chwili odchylam jej podbródek. Jej oczy mają różne odcienie orzecha i przypominają mi oczy mojej matki – mozaikowe z pikselami jadeitu oraz mahoniu. Oczy wprowadzające w błąd przypadkowego przechodnia, który przeoczyłby ich chłód. Moje oczy są niebieskie lub zielone, w zależności od światła. Oczy mojego ojca są szare. Moja genetyka jest tak beztroska, jak moje poczucie czasu.

      – Pani Wilson musi przestać zadawać takie głupie zadania – rzuca Elle. – Nie zamierzam marnować czasu na pisanie o moich wakacjach. – Robi w powietrzu znak cudzysłowu przy ostatnich trzech słowach, a jej głos jest przepełniony kpiną.

      – Co dokładnie napisałaś?

      – Opowiadanie. Możemy już iść na kolację?

      – Kto teraz odbiega od normy? – Wiem, że próbuje mnie spławić. Pani Wilson z pewnością napisze do mnie e-mail, aby poinformować mnie, że moja córka robi na przekór, i dołączy kopię tej obrażającej historyjki.

      Zdaję sobie sprawę także z tego, że w niedalekiej przyszłości nieuchronnie nadejdzie moment, kiedy Elle pogardzi ideą wspólnej kolacji z matką. Każdy dzień, który chce spędzić ze mną, jest darem.

      – W porządku. Chodźmy na kolację. Co powiesz na meksykańskie jedzenie?

      – Co stało się z pomysłem zrzucenia dziesięciu kilogramów przed czterdziestką?

      – Mam jeszcze miesiąc. Zamknij okno i wkładaj buty. Może jeszcze przed wyjściem upewnijmy się, że nigdzie nie ma już śladów po bekonowym pożarze.

      Kiedy dzwoni mój telefon, patrzę na niego, ale nie odbieram. Nie dzwoni ktoś, kogo znam. Jedynymi ludźmi, od których odbieram, są moi rodzice, ale i od nich czasami zdarza mi się zignorować połączenie.

      Elle nie jest taka jak ja.

      Odbiera przed drugim dzwonkiem.

      – Tak, jest tutaj. Chwileczkę. – Ignorując moje przesadne potrząsanie głową i bezgłośne mówienie „nie ma mnie tutaj’’, podaje mi komórkę. – To jakaś pani Carlton – mówi, a mój świat zapada się do wewnątrz. Wszystko w łagodnym, zwolnionym tempie, jak trzęsienie ziemi w filmie.

      Jedna z moich bosych stóp jest oświetlona przez światło padające przez okno, druga pozostaje w cieniu. Małe plamy tłuszczu z bekonu pstrzą podłogę między nimi. Oczy Elle zdradzają ciekawość. Jej dłoń trzymająca telefon wygląda na silną, a gładkie łuki jej paznokci są takie same jak u jej ojca.

      Patrzę, jak moja ręka sięga po komórkę. Mam dłuższe palce od Elle, bardziej spiczaste, a paznokcie pomalowałam czarnym lakierem. Przy knykciach rozchodzą się oparzenia od gorącego oleju. Na krawędzi są czerwone, a w środku wypełnione pęcherzykami.

      Elle podaje mi telefon, przypominając, że powinnam zrobić coś poza staniem. Komórka wydaje się cięższa, niż wygląda, a mój głos, kiedy się witam, unosi się w górę, aby dołączyć do dymu nad moją głową. Jak dymek z kreskówek zawierający pytanie, które nie wymaga odpowiedzi.

      Muszę jednak odpowiedzieć, czy tego chcę, czy nie. Długa, szczegółowa, wypalająca odpowiedź, ponieważ dzwoni pani Carlton. Pani Trzymaj-Się-Z-Dala-Od-Mojego-Trawnika Carlton. Pani Powiem-Twojej-Matce Carlton. Pani Nie-Powinnaś-Odrabiać-Pracy-Domowej oraz Dlaczego-Ten-Chłopak-Cię-Całuje Carlton.

      – Maisey? – Ledwo rozpoznaję jej głos. Zrobił się miękki i drżący. Brzmi, jakby miała osiemdziesiąt lat. W sumie kiedy miałam szesnaście lat, to ona była już stara. Może teraz mieć osiemdziesiątkę. Może dobiegać setki.

      – Skąd ma pani mój numer?

      – Był przyczepiony do lodówki twojej mamy. Dzwonię, ponieważ uważam, że twój ojciec nie powinien być sam w tej chwili.

      – Dlaczego nie? – To pierwsze pytanie. Następne jest bardziej miażdżące i oczywiste. Pytanie, które przekształca moje płuca z gąbczastych zbiorników powietrza w solidny, nieprzepuszczalny plastik, niezdolny do zatrzymania tlenu. – Gdzie jest mama? – To drugie pytanie, na które nie chcę usłyszeć odpowiedzi.

      – Właśnie odjechało pogotowie. Policja nadal tutaj jest, ale wygląda na to, że nie zamierzają go aresztować. Bóg wie, że nie mogę z nim zostać. Mam dużo rzeczy do zrobienia w swoim domu, a poza tym nie jestem pewna, czy czułabym się bezpiecznie. Wiesz?

      Nie wiem. Nic nie wiem. Nic w tej rozmowie nie ma sensu.

      Słyszę głosy w tle. Męskie. Autorytatywne.

      – Jest tam policja?

      – Policjanci przyjechali praktycznie razem z pogotowiem. Mogliby zadzwonić po pomoc społeczną, jeśli nie zamierzają go aresztować, ale i tak powinnaś przyjechać…

      – Niech pani pozwoli mi porozmawiać z policją.

      – Chcesz rozmawiać z policją? – Brzmi na zgorszoną, jakbym prosiła o rozmowę z kimś z ISIS2.

      Rozlega się ciężkie westchnienie i szuranie stopami, a następnie inny głos mówi do telefonu.

      – Maisey?

      – Tato? Co, do licha, się tam dzieje?

      – Policja przyjechała.

      – Wiem, słyszałam. Dlaczego? Dlaczego jest tam policja? Co się stało z mamą?

      – Twoja matka… – Cisza. Jeszcze więcej ciężkiego wzdychania. – Zabrała ją karetka. Nie chciała z nimi iść, Maisey. I nie mogę znaleźć…

      – Tu oficer Mendez. Czy rozmawiam z córką?

      Nowy głos. Męski. Pewny. Nieznaczna nuta latynoskiego akcentu. Ten mężczyzna chce potwierdzić moją tożsamość, więc już wiem, że teraz rozmawiam z funkcjonariuszem policji.

      Córka.

      To


Скачать книгу

<p>2</p>

Skrótowiec z ang. Islamic State of Iraq and Sham – tzw. Państwo Islamskie, nieuznawany na arenie międzynarodowej samozwańczy kalifat ogłoszony w 2014 roku na terenie Syrii i Iraku (przy. red.).