Krawędź wieczności. Ken Follett

Krawędź wieczności - Ken Follett


Скачать книгу
Woody Dewar.

      – Ja też miałem taki sam problemem. Ojciec był senatorem, dziadek również. Nijak nie mogli pojąć, dlaczego chcę zostać fotografem. Nie traktowali tego jak prawdziwego zawodu. – Woody pracował w „Life”, prawdopodobnie najlepszym po „Paris Match” magazynie ilustrowanym świata.

      Obie rodziny udały się na zaplecze sceny. Evie wyszła z garderoby w niewinnie wyglądającym bliźniaku i spódniczce za kolana; jej strój miał zapewne mówić: „Nie jestem ekshibicjonistką, to była Ofelia”. Mina dziewczyny zdradzała jednak poczucie cichego triumfu. Bez względu na to, co mówiono o jej obnażeniu, nikt nie mógł zaprzeczyć, że gra młodocianej aktorki porwała widownię.

      – Mam tylko nadzieję, że nie aresztują cię za obrazę przyzwoitości – odezwał się Lloyd.

      – Wcale tego nie planowałam – odparła Evie, jakby usłyszała komplement. – To była decyzja podjęta w ostatniej chwili. Nawet nie miałam pewności, czy koszula się rozedrze.

      Ale chrzani, pomyślał Cameron.

      Zjawił się Jeremy Faulkner w swojej charakterystycznej apaszce. Jako jedyny z grona nauczycielskiego pozwolił uczniom zwracać się do siebie po imieniu.

      – To było bajeczne! – zapiał. – Szczytowa chwila!

      Jego oczy błyszczały zachwytem. Cameronowi przyszło na myśl, że on także jest zakochany w Evie.

      – Jerry, to są moi rodzice, Lloyd i Daisy Williamsowie – powiedziała dziewczyna.

      Nauczyciel jakby się przestraszył, lecz szybko doszedł do siebie.

      – Na pewno są państwo jeszcze bardziej zaskoczeni niż ja – zagaił, zręcznie zrzucając z siebie odpowiedzialność. – Winien jestem państwu wyjaśnienie, że Evie jest najbardziej błyskotliwą uczennicą, jaką kiedykolwiek miałem. – Uścisnął rękę Daisy, a potem Lloyda, który wyraźnie nie miał na to ochoty.

      – Jesteś zaproszony na przyjęcie dla obsady – oznajmiła Evie Jasperowi. – Będziesz moim specjalnym gościem.

      Lloyd zmarszczył czoło.

      – Przyjęcie po czymś takim? – Najwidoczniej uważał, że świętowanie było nie na miejscu.

      Daisy dotknęła jego ręki.

      – W porządku – powiedziała.

      Jej mąż wzruszył ramionami.

      – Tylko na godzinę! – zaznaczył Jeremy. – Bo rano do szkoły!

      – Jestem za stary, nie pasowałbym do towarzystwa – odparł Jasper.

      – Jesteś tylko o rok starszy od szóstoklasistów – zaprotestowała Evie.

      Cameron zachodził w głowę, po kiego diabła ona go tam wlecze. Naprawdę był za stary. Zabawa licealistów to nie miejsce dla studenta.

      Na szczęście Jasper się nie zgodził.

      – Zobaczymy się w domu – oznajmił zdecydowanie.

      – Nie później niż o jedenastej, proszę – wtrąciła się Daisy.

      Rodzice odeszli.

      – Na Boga, upiekło ci się! – rzekł Cameron.

      Evie się uśmiechnęła.

      – Wiem.

      Fetowali przedstawienie kawą i ciastkami. Cameron żałował, że nie ma Beep, ponieważ ochrzciłaby kawę wódką, jednak nie brała udziału w przygotowaniu sztuki, więc podobnie jak Dave poszła do domu.

      W centrum uwagi była Evie. Nawet chłopak grający Hamleta przyznał, że to ona jest gwiazdą wieczoru. Jeremy Faulkner bez przerwy plótł o tym, że nagość wyrażała bezbronność Ofelii. Rozpływał się nad Evie tak, że w końcu stało się to kłopotliwe i jakby dziwnie śliskie.

      Cameron czekał cierpliwie, pozwalając innym zagadywać Evie. Wiedział, że ostatecznie ma nad wszystkimi przewagę, ponieważ to on odprowadzi ją do domu.

      Wyszli o wpół do jedenastej.

      – Cieszę się, że tata dostał ten kontrakt w Londynie – oznajmił Cameron, kiedy zygzakowali bocznymi uliczkami. – Bardzo nie chciałem wyjeżdżać z San Francisco, ale tu jest całkiem fajnie.

      – To dobrze – rzuciła Evie bez entuzjazmu.

      – A najlepsze jest to, że poznałem ciebie.

      – Uroczo z twojej strony. Dziękuję.

      – To naprawdę zmieniło moje życie.

      – Ależ nie.

      Rozmowa nie przebiegała zgodnie z wyobrażeniami Camerona. Szli tuż obok siebie pustymi ulicami wśród plam światła i mroku, lecz brakowało w tym poczucia bliskości. W taki sposób ludzie prowadzą niezobowiązujące pogaduszki. Mimo to nie dawał za wygraną.

      – Chcę, abyśmy się zaprzyjaźnili.

      – Już się przyjaźnimy – odparła Evie ze szczyptą zniecierpliwienia.

      Dotarli do Great Peter Street, a on wciąż nie powiedział tego, co chciał powiedzieć. Kiedy zbliżyli się do domu, przystanął. Evie zrobiła jeszcze jeden krok, więc złapał ją za rękę i przytrzymał.

      – Evie, zakochałem się w tobie.

      – Och, Cam, nie bądź śmieszny.

      Poczuł się tak, jakby dostał cios pięścią.

      Chciała iść dalej. Zacisnął dłoń, nie zważając na to, że sprawia jej ból.

      – Śmieszny? – powtórzył i usłyszał w swoim głosie zawstydzające drżenie. Wziął się w garść. – Co w tym jest śmiesznego?

      – Nie masz o niczym pojęcia – stwierdziła zniecierpliwionym tonem.

      To zabolało szczególnie mocno. Szczycił się tym, że dużo wie, i wyobrażał sobie, że Evie go za to lubi.

      – Niby o czym nie mam pojęcia?

      Energicznym szarpnięciem wyrwała rękę z jego dłoni.

      – Kocham Jaspera, ty idioto – powiedziała i weszła do domu.

      ROZDZIAŁ 13

      Rano, kiedy wciąż było ciemno, Rebecca i Bernd ponownie się kochali.

      Od trzech miesięcy mieszkali razem w kamienicy w Berlin-Mitte. Dom na szczęście był duży, gdyż musieli go zajmować wspólnie z jej rodzicami, Wernerem i Carlą, a także z bratem Wallim i siostrą Lili oraz babcią Maud.

      Miłość na jakiś czas przyniosła im pociechę i pozwoliła zapomnieć o wszystkim, co utracili. Oboje nie mieli pracy i mimo że Niemcy Wschodnie cierpiały na dotkliwy niedobór nauczycieli, tajna policja uniemożliwiała im jej znalezienie.

      Przeciwko obojgu prowadzono śledztwo w związku z pasożytnictwem społecznym polegającym na tym, że żyli w kraju komunistycznym i pozostawali bez zatrudnienia. Prędzej czy później zostaną skazani i uwięzieni. Bernd zapewne trafi do obozu pracy i tam prawdopodobnie umrze.

      Dlatego zamierzali uciec.

      Ten dzień był ostatnim całym dniem, który spędzą w Berlinie Wschodnim.

      Bernd delikatnie wsunął rękę pod koszulę nocną Rebekki.

      – Jestem za bardzo roztrzęsiona.

      – Być może nigdy więcej nie będzie szansy.

      Objęła go i przytuliła się. Wiedziała, że ma rację. Oboje mogli zginąć podczas próby ucieczki.


Скачать книгу