Krawędź wieczności. Ken Follett

Krawędź wieczności - Ken Follett


Скачать книгу
Już babcia się postara, żeby mieli nad czym myśleć, to pewne – szepnęła Evie do brata. – I założę się, że dopnie swego.

      – Zwykle jej się to udaje – przytaknął Dave, po czym wziął do ręki gitarę i trącił strunę G.

      Evie zaczęła śpiewać:

      Och, czy widzisz w świetle poranka

      Większość zgromadzonych stanowili Brytyjczycy, nie Amerykanie, lecz wszyscy nadstawili uszu.

      To, co tak dumnie żegnaliśmy w ostatnim świetle zmierzchu

      Dave uważał, że patriotyczna duma to dyrdymały, mimo to lekko ścisnęło go w gardle. Stało się tak za sprawą głosu Evie.

      Szerokie pasy i świetliste gwiazdy wśród niebezpieczeństw boju

      Nad szańcami widzieliśmy, dumnie powiewały

      Zrobiło się cicho jak makiem zasiał; Dave słyszał własny oddech. Evie miała taki dar. Kiedy wchodziła na scenę, przykuwała wszystkie spojrzenia.

      Flary czerwony blask i grzmiący huk bomb

      Dawały świadectwo nocy, że nasza flaga tam jest

      Dave zauważył, że matka ociera łzy.

      Ach, rzeknij, czy gwiaździsty sztandar załopotał już

      Nad ziemią ludzi wolnych i domem dzielnych?

      Rozległy się brawa i okrzyki. Dave musiał przyznać, że siostra czasem daje się we znaki, lecz potrafi zaczarować widownię.

      Poszedł po piwo imbirowe i rozejrzał się, ale Beep nie było w pomieszczeniu. Zauważył jej starszego brata Camerona, którego uważał za dziwaka.

      – Hej, Cam, gdzie się podziała Beep?

      – Chyba poszła zapalić.

      Dave nie wiedział, czy zdoła ją znaleźć, mimo to postanowił spróbować. Odłożył drinka.

      Zbliżył się do wyjścia jednocześnie z babcią, więc przytrzymał jej drzwi. Zapewne zmierzała do łazienki; miał niejasne pojęcie, że stare kobiety muszą się tam często udawać. Uśmiechnęła się do niego i ruszyła po schodach przykrytych czerwonym dywanem. Dave nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, podążył więc za nią.

      Na półpiętrze zatrzymał ją starszy pan opierający się na lasce. Dave zauważył, że ubrany jest w elegancki jasnopopielaty garnitur w wąskie białe prążki. Z kieszonki na piersi wystawała jedwabna chusteczka we wzory. Miał twarz upstrzoną plamami i białe włosy, lecz nie ulegało wątpliwości, że był kiedyś przystojny.

      – Gratuluję, Ethel – rzekł, podając jej rękę.

      – Dziękuję, Fitz. – Wyglądało na to, że dobrze się znają.

      Mężczyzna przytrzymał dłoń Ethel.

      – A zatem jesteś teraz lady.

      Uśmiechnęła się.

      – Czy życie nie jest dziwne?

      – Jedna wielka zagadka.

      Blokowali przejście, a Dave stał i czekał. Wypowiadali zwyczajne słowa, lecz rozmowa podszyta była silnymi emocjami. Nie potrafił ich określić.

      – Nie przeszkadza ci, że twoja pokojówka została wyniesiona do godności para?

      Pokojówka? Dave wiedział, że babcia zaczynała jako służąca w wielkim domu w Walii. Nieznajomy musiał być jej pracodawcą.

      – Już dawno przestały mi przeszkadzać tego rodzaju rzeczy – odparł. Poklepał Ethel po ręce i puścił ją. – Za czasów rządu Attlee, jeśli chodzi o ścisłość.

      Roześmiała się. Najwyraźniej lubiła z nim rozmawiać. W ich słowach kryło się coś bardzo silnego, lecz nie była to ani miłość, ani nienawiść. Gdyby nie byli tacy starzy, Dave pomyślałby, że to seks.

      Zniecierpliwiony odkaszlnął.

      – Oto mój wnuk David Williams – przedstawiła go Ethel. – Jeśli naprawdę zmieniłeś podejście, uściśnij mu dłoń. Dave, poznaj hrabiego Fitzherberta.

      Hrabia zawahał się i przez chwilę Dave miał wrażenie, że odmówi uścisku, potem jednak podjął decyzję i wyciągnął rękę.

      Dave również wyciągnął swoją.

      – Dziękuję, Fitz – rzekła Ethel. Właściwie tego nie powiedziała, bo uniemożliwiło jej to ściśnięte gardło. Odeszła, nie dokończywszy zdania. Dave skinął grzecznie sędziwemu hrabiemu i za nią podążył.

      Po chwili zniknęła za drzwiami damskiej toalety.

      Dave domyślił się, że między Ethel i Fitzem coś kiedyś zaszło. Postanowił zapytać matkę. Nagle dostrzegł drzwi, które mogły prowadzić na zewnątrz, i zapomniał o dwojgu starszych ludziach.

      Wyszedł i znalazł się na wewnętrznym dziedzińcu, który miał nieregularny kształt. Z boku stały kosze na śmieci. Idealne miejsce na pokątne obściskiwanie się, pomyślał. Nie było przejścia, nie wychodziły na nie żadne okna, a tu i ówdzie miało niewielkie zakamarki. Jego nadzieje wzrosły.

      Nigdzie nie dostrzegł Beep, ale wyczuł woń dymu papierosowego.

      Obszedł kosze i zerknął za róg.

      Znalazł ją tam, tak jak się tego spodziewał. Trzymała papierosa w lewej dłoni. Ale był z nią Jasper i tonęli w swoich objęciach. Dave wybałuszył na nich oczy. Stali jak przyklejeni do siebie i całowali się namiętnie. Jej prawa ręka mierzwiła włosy Jaspera, a jego ściskała drobne piersi dziewczyny.

      – Podstępny z ciebie drań, Jasperze Murray – szepnął Dave, po czym odwrócił się i wszedł do gmachu.

      *

      Podczas przygotowań do szkolnej inscenizacji Hamleta Evie Williams zaproponowała, że w scenie szaleństwa Ofelii wystąpi nago.

      Na samą myśl o tym Cameronowi Dewarowi zrobiło się niepokojąco ciepło.

      Ubóstwiał Evie, ale nie znosił jej poglądów. Popierała każdą ckliwą krucjatę ogłaszaną w gazetach, od przeciwdziałania okrutnemu traktowaniu zwierząt po protesty wobec zbrojeń nuklearnych, tych zaś, którzy nie postępowali tak samo, oskarżała o brutalność i głupotę. Jednakże Cameron do tego przywykł, gdyż nie zgadzał się z poglądami większości rówieśników i rodziny. Rodzice mieli beznadziejnie liberalne przekonania, a babcia była kiedyś redaktorką gazety o nieprawdopodobnym tytule „Buffalo Anarchist”.

      Williamsowie, lewicowcy jeden w drugiego, byli nie lepsi. Jedynym jako tako rozsądnie myślącym mieszkańcem domu przy Great Peter Street był cyniczny darmozjad Jasper Murray. Londyn stanowił gniazdo wywrotowców i był pod tym względem gorszy niż rodzinne miasto Camerona – San Francisco. Ucieszyłby się, gdyby kontrakt ojca dobiegł końca i gdyby mogli wrócić do Ameryki.

      Tylko że wtedy tęskniłby za Evie. Cameron miał piętnaście lat i po raz pierwszy w życiu się zakochał. Nie pragnął romansu, miał zbyt wiele zajęć. Jednak kiedy siedział w szkolnej ławce i wkuwał na pamięć francuskie i łacińskie słownictwo, nagle przypomniał sobie, jak Evie śpiewała Gwiaździsty sztandar.

      Lubiła go, był tego pewien. Wiedziała, że jest mądry, i zadawała mu szczere pytania: Jak działa elektrownia atomowa? Czy Hollywood to rzeczywiste miejsce? Jak traktuje się Murzynów w Kalifornii? A co ważniejsze, z uwagą słuchała odpowiedzi. Nie uprawiała pogaduszek: plecenie bzdur jej nie interesowało, tak samo jak jego. W fantazjach Camerona byli parą uznanych intelektualistów.

      Przez ten rok oboje chodzili do postępowej szkoły w Londynie,


Скачать книгу