Republika Smoka. Rebecca Kuang

Republika Smoka - Rebecca Kuang


Скачать книгу
masz poza mną nikogo – podjęła cesarzowa. – Jesteś ostatnim Speerytą. Altan nie żyje. Vaisra nie ma pojęcia, jak potwornie cierpisz. Tylko ja jedna wiem, jak można ci pomóc.

      Rin się zawahała.

      Zdawała sobie sprawę, że pod żadnym pozorem nie wolno darzyć Daji zaufaniem.

      A jednak…

      Czy powinna oddać się w służbę tyranowi, skonsolidować cesarstwo i zaprowadzić w nim prawdziwą dyktaturę, do czego władcy Nikan aspirowali od zawsze? Czy lepiej będzie obalić obecne rządy i zaryzykować ustanowienie demokracji?

      Nie – to było pytanie natury politycznej i odpowiedź na nie zupełnie Rin nie interesowała.

      Interesował ją wyłącznie własny los, utrzymanie się przy życiu. Altan zaufał cesarzowej. Altan już nie żył. Zdecydowała, że nie powtórzy jego błędu.

      Lewa stopa Rin ożyła i depnęła. Stylisko grabi z impetem wskoczyło jej w dłoń – trawa stawiła znacznie mniejszy opór, niż się spodziewała – rzuciła się naprzód, obracając jednocześnie broń. Walka z Daji przypominała jednak walkę z powietrzem. Cesarzowa uniknęła ciosu bez najmniejszego wysiłku, poruszała się tak błyskawicznie, że Rin z trudem nadążała za jej manewrami.

      – Uważasz, że to mądre? – Oddech Daji nawet nie przyspieszył. – Mała dziewczynka z kijaszkiem w ręku?

      Jesteś małą dziewczynką uzbrojoną w płomienie – podszepnął Feniks.

      Nareszcie!

      Rin przestała kołysać grabiami, by całą sobą skupić się na wydobywaniu z wnętrza ognia, na rozpalających się w jej dłoniach iskrach. W tym samym momencie coś srebrnego śmignęło tuż obok policzka Rin i z brzękiem odbiło się od ceglanego muru.

      Igły. Daji zaczęła ją obrzucać całymi garściami igieł. Dobywała je z rękawów w takich ilościach, jakby dysponowała niewyczerpalnym zapasem. Ogień zgasł. Rin zakręciła grabiami młyńca przed sobą, rozpaczliwie starając się odbijać nadlatujące błyskawicznie pociski.

      – Wolna jesteś. Wolna i niezdarna. – Daji przeszła do kontrataku, zmuszając Rin do miarowego odwrotu. – Walczysz jak nowicjuszka.

      Rin z wysiłkiem utrzymywała w dłoniach ciężkie grabie. Nie była w stanie skoncentrować się na tyle, by przyzwać ogień; całe skupienie poświęciła odpieraniu igieł. Panika przyćmiła jej zmysły. Zrozumiała, że w tym tempie wszystkie siły zużyje w obronie.

      – To zapewne bolesna świadomość, prawda? – szepnęła Daji. – Świadomość, że jesteś ledwie bladą namiastką Altana.

      Rin wpadła plecami na mur. Dalej już nie mogła się cofnąć.

      – Spójrz na mnie! – Głos cesarzowej zabrzmiał dźwięcznie w powietrzu i rozległ się zwielokrotnionym echem pod czaszką dziewczyny.

      Rin zacisnęła powieki. Musiała przywołać płomienie natychmiast; innej szansy nie miała – umysł jednak wciąż zawodził. Świat dokoła zaczął się zmieniać. Nie pociemniało jej w oczach, ale… Wszystko nagle wydało się zbyt jaskrawe, otoczenie przybrało niewłaściwe barwy i kształty; nie potrafiła już odróżnić trawy od nieba, nie wiedziała, czy patrzy na swoje dłonie, czy stopy…

      – Patrz mi w oczy! – Słowa Daji dobiegały jednocześnie ze wszystkich kierunków.

      Rin nie zapamiętała momentu otwarcia oczu. Nie pamiętała, czy miała przynajmniej cień szansy na opór. Wiedziała jedynie, że w jednej chwili stała z zaciśniętymi powiekami, a już w następnej spoglądała głęboko w dwie żółte sfery. Z początku były całe złociste, lecz zaraz potem pojawiły się w nich niewielkie, czarne punkciki, które rozrosły się stopniowo, aż zajęły całe pole widzenia dziewczyny.

      Wszystko zniknęło w ciemności. Poczuła dotkliwy ziąb. Usłyszała odległy skowyt i wrzaski, gardłowe dźwięki przypominające słowa, lecz całkowicie niezrozumiałe.

      Dziedzina ducha. Rin zrozumiała, że zaraz stanie twarzą w twarz z boginią Daji.

      Nie była jednak sama.

      Pomóż mi, rzuciła błagalnie w myślach. Proszę cię, pomóż.

      Bóg odpowiedział. Wszystko dokoła zalała jasna fala żaru. Płomienie otoczyły dziewczynę niczym opiekuńcze skrzydła.

      – Nüwa, ty stara dziwko – rzucił Feniks.

      Dziedzinę ducha wypełnił kobiecy głos, znacznie głębszy od głosu cesarzowej:

      – Nie zmieniłeś się. Nieuprzejmy jak zawsze.

      Czym była ta istota? Rin wytężyła wzrok, by ujrzeć sylwetkę bogini, lecz płomienie Feniksa rozświetlały jedynie niewielki wycinek psychoduchowej przestrzeni.

      – Nigdy nie byłeś mi równy – powiedziała Nüwa. – Istniałam już, kiedy wszechświat wydarł się z pierwotnego mroku. To ja łatałam pęknięte niebiosa. Ja obdarzyłam życiem człowieka.

      Coś zamajaczyło w ciemności, poruszyło się.

      Feniks zaskrzeczał. Wężowy łeb strzelił naprzód i gad zatopił zęby w ramieniu ognistego ptaka. Feniks zadarł dziób ku górze i zionął płomieniami, lecz trafił w nicość. Rin poczuła ból swojego bóstwa równie dotkliwie, jakby to ją ukąsił wąż, jakby to między jej łopatkami utkwiły dwa rozpalone do czerwoności ostrza.

      – O czym marzysz? – Ten głos należał do Daji, każde słowo wypełniało cały umysł Rin. – Czy może o tym?

      Świat przeszedł kolejną przemianę.

      Jasne barwy. Rin biegła po wyspie ubrana w sukienkę, jaką miała na sobie pierwszy raz w życiu; na szyi kołysał się jej wisiorek w kształcie półksiężyca, który oglądała wyłącznie w snach. Pędziła ku wiosce istniejącej jedynie pod postacią kości i popiołu. Biegła przez piaski Speer sprzed pięćdziesięciu lat – wyspy pełnej życia i ludzi o ciemnej skórze, takiej jak jej skóra; ludzi, którzy na widok Rin wstawali z uśmiechem i pozdrawiali ją machaniem.

      – Możesz to dostać – obiecywała Daji. – Możesz mieć wszystko, czego zapragniesz.

      Rin uwierzyła, iż cesarzowa mogła być na tyle łaskawa, by pozwolić jej pozostać w tej iluzji aż do śmierci.

      – A może tego pragniesz bardziej?

      Speer zniknęła. Świat na powrót ogarnęły ciemności. Rin nie widziała niczego z wyjątkiem skrytej w cieniach sylwetki. Znała tę postać, wysoką i smukłą. Za nic nie mogłaby o niej zapomnieć. Pamięć ostatnich chwil, kiedy go widziała, nosiła wypaloną w umyśle żywym ogniem, chwil, gdy szedł po tamtym pomoście. Tym razem kroczył w jej stronę. Oglądała moment śmierci Altana, lecz rozgrywający się wstecz. Czas się cofał. Mogła to wszystko unieważnić, mogła go odzyskać.

      Przecież to nie może być tylko sen. Altan wydawał się zbyt konkretny – wyraźnie czuła dotyk jego śmiertelnego ciała, wypełniał otaczającą dziewczynę przestrzeń, a kiedy musnęła jego policzek, znalazła pod palcami namacalną skórę, ciepłą i zakrwawioną, żywą…

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно


Скачать книгу