Cherub. Przemysław Piotrowski

Cherub - Przemysław Piotrowski


Скачать книгу
posłał doktorowi posępne spojrzenie.

      – Myślę, że do ciebie – odparł.

      Wymuszony uśmiech zgasł, a Krzywicki poczuł nieprzyjemne łaskotanie w żołądku.

      – Nieee… – jęknął, ale zabrzmiało to nieprzekonująco nawet dla niego.

      Dochodziła dziesiąta. Słońce powoli kryło się za drzewami, sprawiając, że puste korytarze komendy zaczęły tonąć w półmroku. Potrzebował godziny, aby to sobie poukładać. Podzielił się zadaniami z Julką, która z nowym dowodem oraz wymazami z odbytu ofiary udała się do laboratorium. On miał poinformować o znalezisku Winnicką.

      Spojrzał na zegarek. Przyszedł kilka minut przed czasem. Mimo to nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia przeznaczonego dla grupy dochodzeniowo-śledczej. Ze zdumieniem stwierdził, że zamiast prokurator w biurze krząta się sprzątaczka. Zaskoczona aż podskoczyła.

      – Dobry wieczór – przywitała się, pochylając głowę. – Nie spodziewałam się, że o tej porze ktoś będzie jeszcze korzystał z biura.

      Brudny się przywitał. Był równie zaskoczony i przez moment nie miał pewności, czy powinien zostać, czy poczekać na zewnątrz. Ostatecznie postanowił usiąść przy stole, przy którym odbywały się narady grupy.

      – Już kończę, proszę pana – rzekła. Miała dość szorstki i gardłowy głos, nie do końca pasujący do kobiety w jej wieku, który Brudny ocenił na „po czterdziestce”.

      – Proszę sobie nie przeszkadzać. Też nie planowałem przychodzić tu o tej porze.

      – A już myślałam, że coś pomieszałam. Zawsze przed rozpoczęciem pracy dostajemy wykaz pomieszczeń do wysprzątania i…

      – Naprawdę nic się nie stało. Proszę nie zwracać na mnie uwagi.

      – Dobrze, dziękuję.

      Kobieta skinęła, jakby nieco zawstydzona całą sytuacją. Odwróciła się, aby dokończyć zmywanie podłogi. Kilka razy przejechała jeszcze zamaszyście mopem i wykręciła go, po czym schowała do wózka środki czystości i dyskretnie przemknęła w kierunku drzwi. Brudny odprowadził ją wzrokiem. Była raczej drobnej postury, a długie blond włosy spięła w niedbały kok. W oczy komisarzowi rzuciły się pełne usta i imponujący biust, którego rozmiarów nie mógł ukryć nawet roboczy fartuch. Chyba zauważyła, że przykuł jego uwagę, bo jeszcze bardziej się speszyła i rzuciwszy krótkie „do widzenia”, opuściła pomieszczenie.

      Brudny nie miał czasu zastanawiać się nad swoją – co najmniej – niezręczną reakcją, bo od korytarza niósł się już stukot szpilek. Winnicka weszła do biura, praktycznie mijając się w drzwiach ze sprzątaczką. Nie poświęciła jej żadnej uwagi, nawet nie odpowiedziała „dobry wieczór”. Podeszła do stołu.

      – Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? – zapytała.

      – Usiądź.

      Winnicka wyglądała na podenerwowaną. Przewiesiła torebkę przez oparcie krzesła i usiadła.

      – Co znalazłeś? Bo znalazłeś coś, prawda?

      Brudny wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wszedł do galerii zdjęć. Jedno z nich powiększył i położył urządzenie na stole.

      – Co to jest?

      – Ostrzeżenie.

      – Mów jaśniej, Igor, bo nie mam cierpliwości do takich gierek.

      – To lepiej ją w sobie odszukaj, bo ktoś chyba chce zagrać nie tylko ze mną.

      Winnicka chwyciła smartfon i przyjrzała się zdjęciu, które przedstawiało wygniecioną kartkę papieru z wydrukowanym napisem: „Kto następny? Może właśnie ty…?”.

      – Co to, kurwa, ma być?

      – Gdybyś poczekała do końca sekcji, to nie musiałabyś tu teraz przychodzić. Kotelski miał to w żołądku.

      – Kurwa mać.

      – Ten, kto go zabił, zmusił go wcześniej do połknięcia pojemnika z tą kartką. I najwyraźniej nie zamierza poprzestać na jednym morderstwie.

      Prokurator podniosła się z krzesła i podeszła do okna. Otworzyła je i pozwoliła, aby wieczorny wiatr owiał jej twarz.

      – Masz fajki?

      Brudny dołączył do niej i poczęstował ją papierosem, a drugiego włożył sobie w usta. Przypalił oba.

      – Odbieram to jako ostrzeżenie – rzekł, patrząc w krajobraz za oknem.

      – Chryste… – Winnicka westchnęła, po czym mocno się zaciągnęła. – Ta sprawa znów trafi na czołówki gazet. Jak go teraz nazwą? Rzeźnik już był. Bestia i Kanibal też. O! Kat! Kat z Zielonej Góry to by było coś. Kurwa mać!

      – Będziesz miała szansę się wykazać.

      – Nie pierdol, Igor. Ta ironia nie jest w twoim stylu.

      – Tak jak to efekciarstwo w twoim.

      Winnicka obrzuciła komisarza zjadliwym spojrzeniem. Zgasiła niedopalonego papierosa w popielniczce.

      – To, że naczytałeś się o prowadzonych przeze mnie sprawach, nie znaczy, że mnie znasz.

      – I vice versa.

      – Gdzie ta kartka?

      – Julka zabrała ją do laboratorium.

      – Kto o tym wie?

      – Na razie tylko ona, my i Krzywicki z tą swoją asystentką. No i Borucka, jeśli już się spotkały.

      – I na razie niech tak zostanie. Nie ufam nikomu, a nie potrzebujemy przecieku do prasy, że w mieście znów pojawił się seryjny.

      Prokurator odwróciła się i zrobiła kilka kroków w kierunku stołu. Odgłos jej wysokich obcasów odbił się echem.

      – Sądzę, że powinnaś zawnioskować o ochronę dla Krzywickiego.

      – Nie przesadzasz?

      – Nie nosi broni, a wiadomość brzmiała, jakby została skierowana bezpośrednio do niego.

      – Mogła być skierowana do każdego.

      – Ale to on miał ją odczytać pierwszy. W przeciwnym razie sprawca nie umieszczałby jej w żołądku ofiary.

      – Hmm…

      – Uważam też, że powinnaś zadzwonić do profilerki. Ten facet będzie z nami pogrywał i jestem pewny, że nie przestanie zabijać.

      – Ty się nigdy nie mylisz, co? – Winnicka usiadła na brzegu stołu. Założyła nogę na nogę, a Brudny kątem oka dostrzegł czerwony kolor jej majtek.

      – Wiesz, że Pałka zna się na robocie…

      – Zastanowię się.

      Brudny zgasił papierosa w popielniczce. Nie podobał mu się kierunek, w którym zdążała ta rozmowa. Nigdy nie czuł się w towarzystwie tej kobiety komfortowo, a teraz miał wrażenie, że każde jej słowo czy gest mają jakieś drugie dno. Zdawała się go osaczać na każdym kroku. Taka właśnie była. I myliła się, mówiąc, że jej w ogóle nie zna. Może tylko częściowo, ale jednak. Wiedział już o niej całkiem dużo. I dlatego ta sprawa cuchnęła mu na kilometr.

      – Nosisz broń? – zapytał, gdy zamknął okno.

      – Nie.

      – To lepiej spraw sobie jakiegoś gnata. Ty też możesz znaleźć się na celowniku.

      – Nie


Скачать книгу