Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт
prawdopodobne, że po tak długim czasie nie uda nam się znaleźć niczego więcej, niż znalazła policja, a poza tym będziemy musieli stawić czoła dwóm poważnym przeszkodom. Po pierwsze, brakowi dowodów z dziedziny medycyny sądowej. Z tego, co zrozumiałem, nigdy nie znaleziono żadnych śladów pani matki, zgadza się? Żadnych elementów garderoby, biletu autobusowego. Niczego.
– To prawda – mruknęła Anna.
– Po drugie, jak sama pani zauważyła, wiele osób związanych z pani matką, które tamtego wieczoru mogły coś zauważyć, prawdopodobnie już nie żyje.
– Wiem – powiedziała Anna i lśniąca łza spłynęła po jej nosie na stolik z pleksiglasu. Kim wyciągnęła rękę i objęła ją ramieniem. – Może to dlatego, że kończę czterdzieści lat – dodała Anna, pociągając nosem – ale nie mogę znieść myśli, że umrę, nie dowiedziawszy się, co się wtedy stało.
– Rozumiem to – powiedział Strike – ale nie chcę składać obietnic, których prawdopodobnie nie będę mógł spełnić.
– Czy w późniejszych latach pojawiły się jakieś nowe tropy albo dokonał się postęp w sprawie? – spytała Robin.
Tym razem odpowiedziała Kim. Wydawała się trochę wstrząśnięta nieskrywanym cierpieniem Anny i dalej ją obejmowała.
– Nic o tym nie wiemy, prawda, Annie? Zresztą każda tego typu informacja trafiłaby pewnie do Roya, ojca Anny. A on raczej by jej nam nie przekazał.
– Mój ojciec zachowuje się, jakby nic się nie stało, to jego sposób radzenia sobie z tą sytuacją – powiedziała Anna, wycierając łzy. – Udaje, że moja matka w ogóle nie istniała, ale pomija przy tym niewygodny fakt, że gdyby rzeczywiście tak było, ja też bym nie istniała. Mogą mi państwo wierzyć lub nie – ciągnęła – ale najbardziej dręczy mnie myśl, że mogła po prostu odejść z własnej woli i nigdy nie wrócić, że nigdy nie chciała się dowiedzieć, jak sobie radzę, ani dać nam znać, gdzie się podziewa. Właśnie to najtrudniej mi znieść. Babcia ze strony ojca, której nigdy nie kochałam – była jedną z najpodlejszych kobiet, jakie kiedykolwiek znałam – postanowiła podzielić się ze mną przeświadczeniem, że w głębi duszy zawsze uważała, że moja matka po prostu uciekła. Że nie lubiła być żoną i matką. To zraniło mnie bardziej, niż potrafię wyrazić: myśl, że moja matka byłaby gotowa skazać kogoś na horror domysłów dotyczących tego, co się z nią stało, i nigdy by nie sprawdziła, co słychać u jej córki… Jeśli Dennis Creed ją zabił – powiedziała – to oczywiście straszne, okropne, ale ta historia miałaby koniec. Mogłabym przejść żałobę, zamiast żyć z myślą, że ona gdzieś tam jest, że żyje pod innym nazwiskiem, gwiżdżąc na to, co się z nami wszystkimi stało.
Na chwilę zapadła cisza, w której Strike i Robin pili kawę, Anna pociągała nosem, a Kim wstała z kanapy, by oderwać kawałek papierowego ręcznika, który następnie podała żonie.
Do pokoju wszedł drugi ragdoll. Omiótł ludzi lekceważącym spojrzeniem, po czym położył się i wyciągnął w plamie słońca.
– To Lacey – powiedziała Kim, gdy Anna wycierała twarz. – W zasadzie nie lubi nikogo, nawet nas.
Strike i Robin znowu się uprzejmie roześmiali.
– Jak by to miało wyglądać? – spytała niespodziewanie Kim. – W jaki sposób naliczają państwo opłaty?
– Kasujemy za godzinę – odrzekł Strike. – Raz w miesiącu dostawałyby panie szczegółowy rachunek. Mogę przesłać mejlem nasze aktualne stawki – zaproponował – ale przypuszczam, że przed podjęciem decyzji będą panie chciały to wszystko porządnie przedyskutować.
– Tak, zdecydowanie tak – powiedziała Kim, lecz podając Strike’owi swój adres mejlowy, znowu spojrzała z zatroskaniem na Annę, która siedziała z pochyloną głową, wciąż raz po raz przyciskając do oczu papierowy ręcznik.
Kikut Strike’a zaprotestował, gdy trzeba było ponownie wstać po tak krótkim odpoczynku, lecz nie mieli już nic do omawiania, zwłaszcza że Anna pogrążyła się w łzawym milczeniu. Trochę żałując nietkniętego talerza z herbatnikami, detektyw uścisnął chłodną dłoń Anny.
– W każdym razie dziękuję – powiedziała i odniósł wrażenie, że ją rozczarował, że liczyła na obietnicę dotarcia do prawdy i myślała, że Strike przysięgnie na swój honor, że zrobi to wszystko, czego nie zdołali zrobić inni.
Kim odprowadziła ich do drzwi.
– Skontaktujemy się z panem – powiedziała. – Dziś po południu. Dobrze?
– Wspaniale, będziemy czekali na telefon – odrzekł Strike.
Gdy szli ze Strikiem po skąpanych w słońcu schodach ogrodu w kierunku ulicy, Robin spojrzała przez ramię i zauważyła, że Kim dziwnie im się przypatruje, jakby odkryła w dwojgu gości coś, czego się nie spodziewała. Zauważywszy spojrzenie Robin, uśmiechnęła się machinalnie i zamknęła granatowe drzwi.
7
Długo tak jechali bez jednej zwady
Przez puste pola i ludzkie osady […].
Edmund Spenser
The Faerie Queene
Gdy wyjeżdżali z Falmouth, Strike poweselał, co Robin przypisała przede wszystkim zaciekawieniu ewentualną nową sprawą. Nie spotkała jeszcze takiego intrygującego problemu, który nie zdołałby przykuć uwagi Cormorana, bez względu na to, co się działo w jego życiu prywatnym.
Miała trochę racji: opowieść Anny z pewnością wzbudziła jego zainteresowanie, lecz przede wszystkim rozweseliła go perspektywa ulżenia na kilka godzin protezie oraz świadomość, że z każdą minutą bardziej oddala się od siostry. Opuściwszy szybę, by znajome morskie orzeźwiające powietrze wpadło do starego samochodu, zapalił papierosa i wydmuchując dym z dala od Robin, spytał:
– Często widywałaś Morrisa, kiedy mnie nie było?
– Widziałam go wczoraj – powiedziała. – Dałam mu czek za wydatki z ubiegłego miesiąca.
– A, świetnie, dzięki – powiedział Strike. – Zamierzałem ci o tym przypomnieć. Co o nim sądzisz? Barclay mówi, że zna się na tej robocie, tylko za dużo gada w samochodzie.
– No – potwierdziła niezobowiązująco Robin – rzeczywiście lubi sobie pogadać.
– Hutchins uważa, że jest trochę lizusowaty – powiedział Strike, subtelnie badając teren.
Zauważył specjalny ton głosu, który Morris rezerwował dla Robin. Poza tym Hutchins mu doniósł, że Morris go pytał, czy Robin kogoś ma.
– Mm – mruknęła Robin – w sumie to nie miałam z nim aż tyle do czynienia, żeby wyrobić sobie opinię.
Biorąc pod uwagę stresującą sytuację Strike’a oraz nawał pracy, której próbowała podołać agencja, Robin postanowiła nie krytykować najnowszego współpracownika. Potrzebowali dodatkowego człowieka. Morris przynajmniej znał się na tej robocie.
– Pat go lubi – dodała, trochę podstępnie, i kątem oka zauważyła z rozbawieniem, jak Strike odwraca do niej głowę i się krzywi.
– Zajebiście marna rekomendacja.
– To było niemiłe – powiedziała Robin.
– Zdajesz sobie sprawę, że za tydzień trudniej będzie ją wylać? Jej okres próbny już prawie dobiegł końca.
– Nie chcę jej wylać – powiedziała Robin. – Moim zdaniem jest świetna.
– W takim razie jeśli potem będzie z nią problem, sama będziesz musiała go rozwiązać.
– Nie