Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт

Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт


Скачать книгу
Kto Bardziej Kocha Joan. Nawet nie wiedziałem, że zgłosiłem swój udział w tych zawodach. – Przez chwilę jadł w milczeniu, a potem podjął: – W końcu jej powiedziałem, że moim zdaniem Adam to jęczący kutas, a Luke jest skończonym dupkiem.

      Robin, która właśnie sączyła wodę, gwałtownie wciągnęła powietrze i wstrząsnął nią paroksyzm kaszlu. Klienci przy pobliskich stolikach zerkali w jej stronę, gdy krztusiła się i parskała. Złapała leżącą na stole papierową serwetkę, by wytrzeć sobie brodę i załzawione oczy.

      – Co? – wydyszała. – Dlaczego tak powiedziałeś, na litość boską?

      – Bo Adam to jęczący kutas, a Luke jest skończonym dupkiem.

      Wciąż próbując wykasłać wodę z tchawicy, Robin roześmiała się ze łzami w oczach, lecz jednocześnie pokręciła głową.

      – Kurde, Cormoran – powiedziała, gdy wreszcie zdołała się normalnie odezwać.

      – To nie ty masz za sobą bity tydzień w ich towarzystwie. Ten mały zasraniec Luke zepsuł mi nowe słuchawki, a potem świsnął nogę. W dodatku Lucy mi zarzuciła, że faworyzuję Jacka. Oczywiście, że go faworyzuję, bo tylko on jeden z nich jest porządny.

      – Tak, ale mówienie ich matce…

      – No wiem – odrzekł z westchnieniem Strike. – Zadzwonię i ją przeproszę. – Przez chwilę milczał. – Ale do kurwy nędzy – warknął – dlaczego muszę zabierać na spacery wszystkich trzech? Dwaj pozostali mają w nosie wojsko. „Adam się popłakał, kiedy wróciliście z War Rooms”. Bo uwierzę. Temu małemu draniowi nie spodobało się raczej to, że coś Jackowi kupiłem. Gdyby Lucy dopięła swego, musiałbym ich zabierać na grupowe wycieczki co weekend, i mogliby na zmianę wybierać, dokąd pójdziemy. Chodzilibyśmy do zoo i na pieprzone gokarty, przepadłoby to wszystko, co podoba mi się w spotkaniach z Jackiem. Lubię Jacka – powiedział Strike tonem, w którym pobrzmiewało zdziwienie. – Interesują nas te same sprawy. O co chodzi z tą obsesją na punkcie identycznego traktowania ich wszystkich? Pomyślałbym raczej, że uświadomienie sobie, że nic nie należy ci się z góry, to przydatna życiowa lekcja. Niczego nie dostaje się z automatu tylko dlatego, że jest się z kimś spokrewnionym. Ale dobra, Lucy chce, żebym kupował reszcie prezenty. – Podniósł ręce i nakreślił w powietrzu ramkę. Zamówię taki obrazek: „Spróbuj nie być małym zasrańcem”, żeby Luke mógł go sobie powiesić na ścianie.

      Kupili torebkę przekąsek i ruszyli w dalszą drogę. Gdy znowu wjechali na autostradę, Strike wyraził żal, że nie może zmienić Robin za kółkiem. Stary land rover był jednak zbyt wielkim wyzwaniem dla jego sztucznej nogi.

      – Nieważne – powiedziała Robin. – Wcale mi to nie przeszkadza. Co cię tak bawi? – dodała, widząc uśmieszek Strike’a, który znalazł coś w torbie z prowiantem.

      – Angielskie truskawki – powiedział.

      – A co w tym śmiesznego?

      Opowiedział jej, jak Dave Polworth wścieka się z powodu produktów, na których brakuje informacji, że pochodzą z Kornwalii, i o jego proporcjonalnym do tej wściekłości zadowoleniu, że w formularzach coraz więcej lokalsów przedkłada tożsamość kornwalijską nad angielską.

      – Teoria tożsamości społecznej jest bardzo ciekawa – powiedziała Robin. – Tak jak teoria samokategoryzacji. Uczyłam się o nich na uniwerku. Bo widzisz, obie oddziałują zarówno na gospodarkę, jak i na społeczeństwo…

      Mówiła zadowolona jeszcze parę minut, zanim zerknęła w bok i zdała sobie sprawę, że Strike zapadł w głęboki sen. Postanowiała nie brać mu tego za złe, ponieważ był siny ze zmęczenia. Zamilkła i nie liczyła na żadną próbę komunikacji z jego strony, pomijając sporadyczne burkliwe chrapnięcia, dopóki nie obudził się gwałtownie na przedmieściach Swindon.

      – Cholera – powiedział, wycierając usta wierzchem dłoni. – Wybacz. Długo spałem?

      – Mniej więcej trzy godziny – powiedziała.

      – Cholera – powtórzył. – Wybacz. – Natychmiast sięgnął po papierosa. – Kimałem na najbardziej niewygodnej kanapie na świecie i codziennie rano bladym świtem budziły mnie pieprzone bachory. Chcesz coś przekąsić?

      – Tak – powiedziała Robin, zapominając o diecie. Pilnie potrzebowała zastrzyku energii. – Czekoladę. Angielską albo kornwalijską, bez znaczenia.

      – Wybacz – powiedział Strike po raz trzeci. – Mówiłaś coś o teorii społecznej czy jakoś tak.

      Uśmiechnęła się.

      – Zasnąłeś mniej więcej w chwili, kiedy przedstawiałam ci swój fascynujący pomysł na zastosowanie teorii tożsamości społecznej w pracy detektywistycznej.

      – A zatem? – zachęcił, próbując nadrobić uprzejmością to, co wcześniej zaprzepaścił.

      Robin, która doskonale wiedziała, że zadał to pytanie właśnie z tego powodu, odrzekła:

      – Mówiąc w skrócie, mamy skłonność do przydzielania siebie i innych do grup, a to zazwyczaj prowadzi do przeceniania podobieństw między członkami danej grupy i niedoceniania podobieństw łączących członków grupy i osoby, które do niej nie należą.

      – Więc mówisz, że Kornwalijczycy nie są nieokrzesaną solą ziemi, a Anglicy nadętymi dupkami? – Strike odwinął batonik Yorkie i włożył jej do ręki. – Brzmi to mało prawdopodobnie, ale wspomnę o tym Polworthowi przy następnym spotkaniu.

      Nie skusił się na kupione przez Robin truskawki, otworzył puszkę coli i gdy zbliżali się do Londynu, wypił ją, paląc papierosa i patrząc, jak niebo nabiera krwistej barwy.

      – Wiesz, że Dennis Creed wciąż żyje? – odezwał się, patrząc na drzewa za oknem. – Dziś rano czytałem o nim w internecie.

      – Gdzie siedzi? – spytała Robin.

      – W Broadmoor – odrzekł. – Najpierw wsadzili go do Wakefield, potem do Belmarsh, a w dziewięćdziesiątym piątym przenieśli do Broadmoor.

      – Jak brzmiała diagnoza psychiatryczna?

      – Kontrowersyjnie. Psychiatrzy nie byli zgodni co do tego, czy w czasie procesu był poczytalny. Bardzo wysoki iloraz inteligencji. Ostatecznie ława przysięgłych uznała, że miał świadomość, że postępuje źle, i dlatego trafił do więzienia, a nie do szpitala. Ale widocznie później rozwinęły się u niego jakieś objawy, bo skierowano go na leczenie. Przeczytałem o nim bardzo niewiele – ciągnął Strike – ale rozumiem, dlaczego śledczy prowadzący sprawę uznał, że Margot Bamborough mogła być jedną z ofiar Creeda. Ponoć w okolicy widziano małego vana jadącego z niebezpieczną prędkością mniej więcej w porze, w której szła w kierunku pubu Three Kings. Podczas niektórych innych porwań – wyjaśnił Strike w odpowiedzi na pytające spojrzenie Robin – Creed poruszał się vanem.

      Nim Robin skończyła jeść batonik, wzdłuż autostrady rozbłysły latarnie.

      – „Spoczywa w świętym miejscu” – zacytowała.

      Strike, który wciąż palił papierosa, prychnął.

      – Typowe spirytystyczne bzdury.

      – Tak myślisz?

      – Tak, do diabła, właśnie tak myślę – powiedział Strike. – To bardzo wygodne, że ludzie w zaświatach potrafią mówić wyłącznie hasłami z krzyżówek. Daj spokój.

      – Dobra, wyluzuj. Tylko głośno myślałam.

      – Gdybyś chciała, mogłabyś znaleźć „święte miejsce” wszędzie. Clerkenwell, na którym zniknęła… Cały ten obszar ma jakieś religijne konotacje. Mnisi czy coś. Wiesz, gdzie mieszkał Dennis Creed w siedemdziesiątym


Скачать книгу