The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair. Ryk Brown
Nathan, wchodząc na trap wiodący do tylnej części uszkodzonego promu.
– Chodzi o to, że to pudło powinno zostać zezłomowane i rozebrane na części – oznajmił Josh.
– Naprawdę? Z zewnątrz nie wygląda to tak źle.
– To dlatego, że wszystkie najpoważniejsze uszkodzenia są wewnątrz – wyjaśnił Loki.
– Tak, pana ludzie całkiem nieźle postrzelali sobie w środku. Wątpię, żeby którykolwiek z tych żołnierzy wyszedł żywy, gdyby nie został wyposażony w odpowiednie elementy ochronne.
– Więc nie można tego naprawić?
– Może by się dało, gdybyśmy kupili na Przystani odpowiednie podzespoły. Wątpię, żeby gdzie indziej znalazł pan jakieś części do tej kupy złomu.
Nathan poczuł się trochę zakłopotany, ponieważ „ta kupa złomu” miała wiele systemów, które wyglądały, jakby były znacznie bardziej zaawansowane niż cokolwiek, co znajdowało się na pokładzie „Aurory”.
– Rozumiem, że nie jest to najnowocześniejszy okręt w okolicy.
– Nic na Przystani nie jest bardzo nowoczesne, kapitanie – wyjaśnił Loki.
– Tak – dodał Josh z uśmiechem. – Przystań to miejsce, w którym umierają stare jednostki kosmiczne.
– No nie wiem – Nathan się nie zgodził. – Twój kombajn wydawał się całkiem niezły.
– To dlatego, że Marcus się nim opiekował. Jest naprawdę lepszym mechanikiem, niż pozwala o sobie sądzić.
Nathan skinął głową.
– A co z drugim promem?
– Och, wszystko w porządku – stwierdził Loki. – Był praktycznie przygotowany do akcji bojowej, gdy wybuchła walka. Tak więc poza kilkoma zadrapaniami i przypaleniami na kadłubie jest gotowy do lotu.
– Cóż, przynajmniej tu mamy coś pozytywnego. À propos Marcusa, gdzie on jest? Myślałem, że będzie tutaj.
– Wymontowuje rdzeń komputera, a także kilka innych przydatnych części, kończy też sprawę z kombajnem. Mówi, że reaktor nie wygląda zbyt dobrze. Obawia się, że stanie się niestabilny, więc chce porzucić cały bałagan i się go pozbyć.
– Niedobrze – powiedział Nathan. – Mój główny inżynier chciałby przyjrzeć się niektórym systemom. Jesteś pewien, że nie ma sposobu, aby to bezpiecznie przechować? Mamy dużo wolnego miejsca.
– Podejrzewam, że Marcus ma rację. Ostatnią rzeczą, jakiej by pan pragnął, jest dziura w środku hangaru – odpowiedział Loki.
– Masz rację – stwierdził Nathan. – A myśliwiec Tuga? Co z nim?
– Trzeba zapytać samego Tuga – odrzekł Loki. – Myślę, że nie chciałby, żeby ktoś się do niego zbliżał. Przynajmniej ja bym nie chciał, gdyby ten myśliwiec należał do mnie.
– A co ty osobiście o nim sądzisz? – zapytał Nathan, który nie miał wiedzy o lokalnych statkach kosmicznych, a zatem nie był pewien, czy myśliwiec Tuga będzie mógł nawiązać równorzędną walkę z wrogiem.
– Oczywiście to starszy model. Ale jest naprawdę piękny – powiedział Josh.
– Tak, takich już nie produkują – zgodził się Loki.
– Co masz na myśli?
Josh mógł być urodzonym pilotem, ale to Loki znał tajniki okrętów, gdyż studiował je od momentu, gdy nauczył się czytać. Nikt nie wiedział więcej o tych maszynach.
– Nowsze modele są mniejsze i bardziej zwrotne, ale nie mają dużego zasięgu, prędkości ani siły uderzenia. Na pewno są trudniejsze do trafienia, ale zwykle wystarczy jeden celny strzał, aby je zlikwidować. Nowsze nie mogą się również poruszać z prędkością nadświetlną. Starsze modele były tworzone z myślą o patrolowaniu i przechwytywaniu obiektów w odległej przestrzeni. Wszystkie nowsze muszą operować z okrętów transportowych.
– Kapitanie – wtrącił Josh – chciałem pana o coś zapytać. Dlaczego w tym hangarze jest tyle wolnego miejsca, ale nie ma żadnych jednostek? Przecież został dla nich przeznaczony, ale oprócz naszych promów jest tu tylko mnóstwo skrzyń i śmieci.
Nathan usiadł na ławce biegnącej wzdłuż prawej burty promu.
– To długa historia. W skrócie wygląda to tak, że byliśmy właśnie w trakcie rejsu testowego i sprawy się skomplikowały. Prawdę mówiąc, poszły w zupełnie złym kierunku. W tym czasie nie mieliśmy na pokładzie żadnej z mniejszych jednostek, ponieważ naszym zadaniem było jedynie przetestowanie napędu skokowego. W rzeczywistości ten okręt nie jest nawet całkowicie ukończony. Dlatego są tu te skrzynki. Zawierają sprzęt, który nie został jeszcze zainstalowany.
– Rejs próbny na tysiąc lat świetlnych? – zastanawiał się na głos Josh. – Jeśli to pana pomysł na rejs próbny, dokąd, do diabła, miała się udać wasza prawdziwa wyprawa? Do innej galaktyki?
– Tak naprawdę nie planowaliśmy podróży na odległość większą niż trzydzieści, czterdzieści lat świetlnych.
– Cóż, powiedziałbym, że troszkę przesadził pan z celem, kapitanie – powiedział Josh.
– Tak, tylko trochę – zgodził się Nathan z uśmiechem.
Wiedział, dokąd zmierza ta rozmowa. Ci dwaj ludzie musieli być ciekawi jego okrętu i ogólnie Ziemi, tak jak Tug poprzedniej nocy. Ale Nathan miał dziś jeszcze dużo do zrobienia, więc nie miał teraz czasu na dłuższe rozmowy.
– Słuchajcie, chłopaki, muszę jeszcze z kimś pogadać. Idźcie do swoich kwater, zjedzcie coś i dobrze wypocznijcie. Mam wrażenie, że wkrótce zaczniecie więcej latać.
***
Jalea spoglądała przez lustro półprzepuszczalne na żołnierza oddziału szturmowego Ta’Akarów, który siedział na metalowym krześle przy metalowym stole w małym, spartańsko wyposażonym pokoju przesłuchań. Został pozbawiony ubioru kuloodpornego i miał na sobie tylko zwykły kombinezon pobrany z zasobów „Aurory”. Zakuto go w solidne kajdanki – dwie szerokie, grube bransolety, mimo to mógł się swobodnie poruszać po pomieszczeniu.
W spojrzeniu Jalei kryła się nienawiść do znajdującego się przed nią mężczyzny, do wszystkiego, co sobą reprezentował, i do okrucieństw, które prawdopodobnie popełnił lub miał w przyszłości popełnić w imieniu Caiusa Wielkiego, przywódcy Ta’Akarów. Jalea gardziła tym imieniem i noszącym je władcą, ponieważ to on był odpowiedzialny za śmierć jej matki, ojca i męża. Rzecz jasna nie zrobił tego osobiście, ale dla niego walczyły legiony, co czyniło go odpowiedzialnym za śmierć jej bliskich.
Nadal wpatrywała się w żołnierza, jej oddech był powolny i regularny. Spojrzenie kobiety było tak intensywne, że niemal nie mrugała. Ten po drugiej stronie był właściwie chłopcem, ledwie wkraczającym w wiek dorosły. Nosił jednak ceremonialne oznaczenia wojownika Ta’Akarów, wraz z ogonem węża, który otaczał jego szyję i znikał za plecami. Ten człowiek został wyszkolony. Kolejny niewolnik mający do wyboru służbę lub śmierć. W pewnym momencie życia postanowił złożyć przysięgę krwi swojemu przywódcy. Nie walczył tylko po to, by przetrwać. Ludzi o tak prostych motywacjach łatwo było zabić, ponieważ często nie chcieli się w pełni angażować. Tacy jak on walczyli o chwałę, za siebie i za swoich wodzów, co oznaczało, że nie bali się śmierci w bitwie. W rzeczywistości przyjmowali ją z zadowoleniem.
Nathan i Jessica weszli do pokoju obserwacyjnego.
– Jalea, dziękuję, że mogłaś się z nami spotkać – powiedział Nathan. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, ale pomyślałem, że możemy