Ostrzeżenie. Christine Watkins
aż do końca świata. Nic dziwnego, że pocił się krwią. W śladach po biczowaniu i koronie cierniowej zobaczyłem swoje grzechy. Ujrzałem, jak Jezus niesie krzyż, i widziałem siebie, siedzącego na jego szczycie z dumą, przez co krzyż stawał się coraz cięższy. Widziałem każdy gwóźdź, ranę w miejscu przebicia włócznią. Widziałem Jezusa, który wisi na krzyżu i mnie kocha, i krzyczy, że chce mi wybaczyć bez względu na to, jak bardzo Go zraniłem. „Przez ten cały czas – powiedział – cały czas byłem przy tobie i cię kochałem”.
Upadłem na ziemię z płaczem, bo zobaczyłem, jak przez całe życie raniłem mojego słodkiego, łagodnego i wspaniałego Pana. Nie chciałem już żyć. Błagałem Jezusa, by pomógł mi umrzeć i posłał mnie do piekła, bo uważałem, że nie powinienem już istnieć. Ale Jezus ciągle mnie wzywał. Płakałem przez pięć godzin, skulony na podłodze, łkając jak dziecko i błagając Jezusa: „Pozwól mi umrzeć, pozwól mi umrzeć!”. Widok krwi spływającej Mu po twarzy, gdy wołał do mnie w swoim cierpieniu: „Kocham cię i chcę ci przebaczyć”, był najboleśniejszym doświadczeniem w moim życiu.
W końcu dzięki Jego łasce zebrałem się na odwagę, żeby poprosić Go o przebaczenie. Przebiłem się przez swój wstyd i powiedziałem:
– Przebacz mi, drogi Jezu.
– Przebaczam ci – odpowiedział.
W tym momencie poczułem, że spada ze mnie ogromny ciężar grzechu. Jego miłość dotknęła mojej duszy w tak cudowny sposób, że nie chciałem już nigdy więcej tracić Jego obecności. Wiedziałem, że Jego bliskość to najważniejsza rzecz w moim życiu. Czułem się odświeżony, odnowiony – jak nowy człowiek! Nie mogłem przestać powtarzać Jezusowi, że Go kocham i chcę Go kochać wiecznie. Wiedziałem, że już nigdy celowo Go nie zranię, i nigdy nie chciałem być już z dala od Niego. Tamtego dnia zakochałem się w Jezusie i całkowicie powierzyłem swoje życie Bogu.
Gdy poprosiłem Pana o przebaczenie, On odparł:
– Idź do spowiedzi.
– Chwila! – odrzekłem. – Przez pięć godzin wypłakiwałem oczy, błagając, byś pozwolił mi umrzeć i posłał do piekła po tym, jak pokazałeś mi wszystkie grzechy, które popełniłem, a potem powiedziałeś, że mi przebaczasz. Dlaczego więc mam teraz iść do spowiedzi? – Uważałem, że spowiedź to demonstracja siły księdza. Najpierw ty wyznajesz mu, co zrobiłeś źle, potem on cię beszta i nakazuje jakieś modlitwy w ramach kary. Następnie wychodzisz, odmawiasz je najszybciej, jak się da, i wybiegasz z kościoła. Gdy następnym razem widzisz tego księdza, unikasz go.
Jezus, znając moje myśli, powiedział:
– To zupełnie nie tak. Potrzebujesz łaski udzielanej poprzez sakrament, która pomoże ci w twojej słabości.
Dowiedziałem się więc bezpośrednio od Pana, że to On dał nam spowiedź, by nam pomogła, wzmocniła nas i oczyściła – wszystko po to, by zbliżać nas do Boga i uzdrawiać nasze dusze.
– Powinieneś pójść, to ważne – powiedział mi Jezus. – Musisz wyznać wszystkie swoje grzechy.
Poszedłem więc do konfesjonału i powiedziałem mniej więcej: „Ojcze, proszę, przebacz mi, bo zgrzeszyłem. Ukradłem tę niewielką rzecz i odrobinę skłamałem. Przebacz mi też wszystkie pozostałe grzechy”. Uznałem, że to wystarczy. Nie chciałem, żeby ksiądz wiedział, jak złym człowiekiem byłem naprawdę.
Gdy wróciłem z konfesjonału, Jezus powiedział:
– Zrozum, że jeśli nie wyznasz wszystkich swoich grzechów, nadal będziesz trzymał w sobie ból, zranienie i cierpienie, które się z nimi wiążą. Jeśli nie wyznasz wszystkich grzechów, Szatan z łatwością będzie mógł cię zwieść, byś popełnił ich więcej, bo nie tylko ciągle będziesz miał wobec siebie wyrzuty sumienia, ale w twoim sercu, w twojej duszy nadal będzie grzech. Ten grzech to słabość, drzwi, przez które zło może wejść i coraz bardziej odciągać cię od Boga. Nadal powinieneś dostrzegać swoje pomyłki i przychodzić z nimi do spowiedzi, by prosić o przebaczenie. Nie spychaj ich na bok i nie mów, że są nieważne. Zrozum, że musisz się pozbyć każdego grzechu.
Następnego dnia wróciłem do konfesjonału i wyznałem wszystkie grzechy, które pamiętałem. Spowiadałem się tak długo, płacząc i łkając, że zacząłem współczuć księdzu, który mnie przyjął.
Wiele razy pytałem św. Szczepana, św. Mateusza i św. Andrzeja: „Dlaczego ja? Jest tak wielu dobrych ludzi, którzy chodzą do kościoła, bo kochają Boga, tak wielu religijnych ludzi, a jednak rozmawiacie ze mną, tym, który był zły, który jest zły. Nie rozumiem”.
Wyjaśnili mi: „To dlatego, że Bóg cię kocha, tak jak wszystkich innych. Jedyna różnica polega na tym, jak bardzo ty kochasz Boga. Poza tym to, że Bóg objawia się tobie, komuś, kto jest od Niego tak daleko, pokazuje, że Jego miłość jest dla wszystkich, nawet największych grzeszników, a nie tylko dla kilku wybranych”.
Gdy Jezus przebaczył mi na krzyżu, a ja przyjąłem Jego przebaczenie, powiedziałem Mu, że zrobię wszystko, o co mnie poprosi. A On pilnuje, bym dotrzymał słowa. Za każdym razem, gdy nie chcę spełnić Jego prośby, przypomina mi o tej obietnicy. Gdy Bóg pojawił się w moim życiu, chciałem dla Niego rzucić pracę, z której wcześniej nigdy bym nie zrezygnował. I o to właśnie poprosił mnie Jezus. Powiedział: „Będzie ci ciężko. Życie aż do śmierci nie będzie łatwe. Ale nie poddawaj się!”.
Od czasu, gdy w 1994 roku rozpocząłem swoją służbę, szukałem aprobaty i opieki duchowej Kościoła. Arcybiskup Perth, czcigodny Barry Hickey, wspierał mnie przez siedemnaście lat. Widywałem się z nim dość często; wyznaczył mi później kierownika duchowego, który sprawdzał wszystkie moje teksty i nadzorował moją pracę. Następnie wspierali mnie arcybiskup Timothy Costelloe i jego biskup pomocniczy Don Sproxton (mam to udokumentowane).
Misja, którą powierzył mi Jezus, polega na jeżdżeniu po świecie i mówieniu ludziom, że Jezus ich kocha i że nie chce ich potępić ani karać. Od 1994 roku Pan posyła mnie wszędzie jako swoje narzędzie do uzdrawiania i po to, bym przyprowadzał ludzi do Niego i Jego Kościoła.
Pan często powtarza, że nadchodzi dzień sądu. Nikt nie wie, kiedy on nastąpi, ja też nie. Zgodnie z nakazem Jezusa mam ludziom mówić, by się modlili, przyjmowali sakramenty, zwrócili z powrotem do Boga, kochali Boga i siebie nawzajem. A gdy nadejdzie dzień sądu, otrzymają od Niego nagrodę, a nie karę.
Wierzę, że ostrzeżenie czy mały sąd, którego tak wielu ludzi się boi, a niektórzy oczekują, jest podobny do doświadczenia, przez które przeprowadził mnie Pan. Nie chciałbym już nigdy więcej tego przeżywać, ale jestem pewien, że jednak tak będzie. Bóg ma nadzieję, że gdy nagle zdejmie nam z oczu różowe okulary, przez które widzimy w sobie tylko dobro i dzięki którym wydaje nam się, że jesteśmy wspaniali, gdy pokaże nam, jak naprawdę żyjemy i jak nasze grzechy Go obrażają, wtedy nie będziemy chcieli już więcej grzeszyć.
„Zmień się, módl, przyjmuj sakramenty, kochaj bliźnich, nie krzywdź nikogo. Żyj w Bożej miłości i unikaj piekła, bo inaczej to tam najpewniej pójdziesz”. To jest przesłanie, które Bóg mi dał, przesłanie, które daje On każdemu, kto chce słuchać. Bóg jest prawdziwy i każdemu daje swoją miłość, swoją wieczną miłość w niebie.
Jezus:
[Niech pokładają] nadzieję w miłosierdziu Moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia Mojego. Córko Moja, pisz o Moim miłosierdziu dla dusz znękanych. Rozkosz mi sprawiają dusze, które się odwołują do Mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia. Nie mogę karać, choćby ktoś był największym grzesznikiem, jeżeli on się odwołuje do Mej litości, ale usprawiedliwiam go w niezgłębionym i niezbadanym miłosierdziu