Uważność dla wszystkich. Jon Kabat-Zinn
w biednych dzielnicach Baltimore oraz policjanci z największych jednostek policji, uczestnicy otwartych cotygodniowych medytacji organizowanych w Los Angeles przez Ośrodek Badania Uważnej Świadomości Uniwersytetu Kalifornijskiego i pacjenci biorący udział w programach sponsorowanych przez inicjatywę na rzecz uważności Towarzystwa Medycznego w Szanghaju; medytują uczestnicy organizowanych na całym świecie programów afiliowanych przy Centrum Badań nad Zastosowaniem Uważności w Medycynie, Opiece Zdrowotnej i Społeczeństwie oraz warsztatów prowadzonych przez znacznie liczniejszą wspólnotę nauczycieli oraz trenerów nauczycieli MBSR na uniwersytetach, w szpitalach i innych instytucjach. Prawdopodobnie poza Antarktydą uważność zapuszcza korzenie na wszystkich kontynentach: w Ameryce Północnej, Południowej, w Europie, Afryce i Azji.
Powiem stanowczo: „tak”, jeśli zostanę spytany, czy mówiąc o uważności dla wszystkich, sądzę, że każdy, bez względu na wiek, zajęcie, poglądy, przeszłość, usposobienie, przynależność religijną, duchową, filozoficzną i polityczną może skorzystać z głębszej świadomości tego, „jak sam przyczynia się do cierpienia we własnym życiu” – aby posłużyć się sformułowaniem Billa Gatesa. Chętnie przyznam się również do przekonania, że wszyscy możemy skorzystać z pogłębionej świadomości naszych wzajemnych związków, świadomości udziału w gobelinie życia całej planety oraz ze zrozumienia fundamentalnie bezosobowej natury wszystkich zjawisk5, co oczywiście nas samych także dotyczy. Myślę, że na tym etapie naszej historii może to być najważniejsza ewolucyjna szansa ludzkości. Polega ona na możliwości poznania samych siebie w całej naszej pełni, z całym bogactwem wzajemnych powiązań, na działaniu opartym na mądrości obejmującej większą całość, a nie na małostkowym, zakorzenionym w lęku, błędnym rozumieniu własnych potrzeb, na niepełnych, ograniczających narracji o człowieku, istocie zamieszkującej tę planetę tak krótko, że całe ludzkie życie jest tylko mgnieniem w oceanie kosmicznego, geologicznego i ewolucyjnego czasu.
Jeśli jesteś człowiekiem i cierpisz, ta praktyka może być dobra właśnie dla ciebie
Przyjrzyjmy się kwestii uważności z osobistej perspektywy. Dlaczego miałbyś w ogóle sięgać po tę książkę, gdyby możliwość podjęcia praktyki cię nie pociągała choćby intuicyjnie? Domyślam się, że tak właśnie jest, nawet nie wiesz, czy będziesz potrafił wytrwale kontynuować osobistą praktykę. Rzecz jednak w tym, że potrafisz. Potrafisz rozwinąć własną praktykę medytacyjną w sposób, jaki będzie ci odpowiadał. Grono takich ludzi na całym świecie rośnie z każdym dniem. Musisz tylko po prostu spróbować, co zresztą już zrobiłeś, skoro zabrnąłeś w lekturze choćby do tego miejsca. Jeśli mam rację, dalej wszystko potoczy się samoistnie. Twoim nauczycielem stanie się samo życie. Będzie się tobą opiekować w sposób, jaki nigdy dotąd nie przyszedł ci nawet do głowy, i z czasem, gdy pielęgnowanie nieosądzającej świadomości każdej chwili pozwoli ci widzieć rzeczy nieco jaśniej, zaczniesz to rozumieć i doceniać.
Najlepszym nauczycielem medytacji jest samo życie
Ostatecznie praktyka medytacji sprowadza się do tego, że z chwili na chwilę kierujemy swoim życiem, póki jeszcze mamy taką możliwość. Ujmując rzecz nieco konkretniej, chodzi o to, jakich wyborów dokonujemy w obliczu doświadczeń, które nazywam niekiedy kompletną katastrofą ludzkiej kondycji, a czasem bardziej przyziemnie: kompletną katastrofą naszego jednostkowego życia.
Ze względu na szum otaczający pojęcie „uważności” być może warto na chwilę z niego zrezygnować. W końcu to tylko słowo. Dla nas najważniejsze jest to, co ukrywa się pod powierzchnią tego słowa, jego najgłębsze znaczenie, a mianowicie czysta świadomość – być może najbardziej zdumiewająca cecha i najcenniejszy ewolucyjnie przymiot człowieka.
Sfera czystej świadomości to również sfera relacyjności. To właśnie dzięki skupieniu uwagi o wiele łatwiej dostrzec, jak wszystkie rzeczy są ze sobą nawzajem powiązane. Skoro z natury posiadamy zdolność zadomowienia się we własnej świadomości, jak również zdolność rozumienia, że jesteśmy świadomi, stajemy przed następującym wyzwaniem: jaką wewnętrzną i zewnętrzną postawę przyjąć wobec samej rzeczywistości w sferze czystego istnienia (przytomności) oraz w sferze działania? Gdy dotkniemy własnej świadomości i nauczymy się w niej spoczywać, nie ma powrotu do stanu uśpienia. Zresztą kto wtedy miałby na to ochotę?
Uważność wiąże się i zawsze wiązała również z „uważnością serca”. W języku chińskim i wielu innych językach azjatyckich „umysł” i „serce” to jedno słowo. W chińskim ideogram oznaczający uważność to znak „obecność” lub „teraz” umieszczony powyżej znaku „serce”. „Uważność” zatem to „uważność serca”. Zawsze tak było. Oznacza to również, że uważność jest ze swojej istoty przepojona etyką. Jest i musi być zakorzeniona w niekrzywdzeniu. Dlaczego? Ponieważ nie ma miejsca na opanowanie i spokój serca, gdy krzywdzimy lub zabijamy innych, gdy źle o nich mówimy, kłamiemy, kradniemy, dopuszczamy się nadużyć na tle seksualnym. Wszystkie te występki są przeciwieństwem niekrzywdzenia i elementarnej ludzkiej dobroci.
Róża pod inną nazwą równie by pachniała…
W podobnym duchu można pokusić się o stwierdzenie, że uważność w bardzo głębokim sensie jest tożsama z życzliwością i dobrocią. Czy ktokolwiek sprzeciwiłby się nazwaniu uważności dobrocią? Czy uważność prześwietlona dobrocią wydałaby się zbyt trudna, nieosiągalna albo ekstrawagancka? Wątpię. Akt autentycznej życzliwości jest zwykle spontaniczny i przepełniony szczodrością. Wynika z rozpoznania danej chwili oraz z potrzeby przyjaznej reakcji w celu potwierdzenia więzi i być może chęci pomocy. Ową reakcję poprzedza jednak chwila spontanicznego, pozakoncepcyjnego zrozumienia – zanim pojawi się myśl, że czegoś się od nas oczekuje. Może będzie to uśmiech posłany w odpowiedniej chwili albo akt dyskretnej wielkoduszności. Taki akt rozpoznania jest chwilą niewymuszonej wnikliwości, wyłaniającej się z głębi samej świadomości. To uważność.
Odruch dobroci może uruchomić cokolwiek, co nas poruszy, zdarzenie związane z kimś bliskim, z dzieckiem, z bezdomnym spotkanym na ulicy albo z osobą w samochodzie na sąsiednim pasie. Rzecz jednak nie w działaniu, lecz w zrozumieniu. To ono jest najważniejsze. Owa zdolność rozumienia to wrodzona, specyficznie ludzka cecha, a chwila zrozumienia to chwila spontanicznej uważności. To przebłysk przekroczenia oddzielności. Nie uruchamia go jednak myśl, choć później akt myślenia może go wzmocnić i uzupełnić. To uchwycenie sedna pojawiające się w danej chwili, po którym następuje spontaniczne, oby trafne działanie, jeśli działanie jest niezbędne albo pożądane, bo nie zawsze jest.
Wszyscy posiadamy zdolność takiego rozumienia już w tej chwili. Gdy wymagają tego okoliczności, odnajdujemy ją spontanicznie. Dlaczego więc nie mielibyśmy robić tego w każdej chwili? Dlaczego mielibyśmy nie rozpoznawać tego, co faktycznie w każdej kolejnej chwili dzieje się w nas i w naszym otoczeniu? A właśnie na takim rozpoznaniu polega uważność. To wrodzona zdolność rozumienia, co jest najistotniejsze, najważniejsze, najbardziej w danej chwili pożądane. Co więcej, możemy odkryć, że jest to zdolność, na której można całkowicie polegać.
Wszyscy posiadamy już tę zdolność, czy może nawet, jak moglibyśmy to ująć, jesteśmy tą zdolnością. To po prostu widzenie tego, co się jawi, a następnie działanie! Działanie na podstawie tego, cośmy uchwycili, zrozumieli, a co czasem wygląda w danej chwili jak bezczynność. Jednak nie jest to bezczynność, nawet gdy nic nie robimy, gdy nawet się nie uśmiechamy. Dlaczego? Ponieważ nastąpiła już pewna zmiana w naszym wnętrzu. Dlaczego nie mielibyśmy uznać własnej wrodzonej zdolności do ujrzenia rzeczy w ich naturalnej postaci, poza etykietami, które im nadajemy, poza koncepcjami na ich temat, poza nazwami i formami? Dlaczego nie mielibyśmy uznać własnej