Dziewczyna, która igrała z ogniem. Stieg Larsson
Zło. Jakiegoś rodzaju trauma. Ale znikąd nie można było wywnioskować, na czym to Całe Zło polegało.
W ekspertyzie lekarsko-sądowej znalazł wreszcie odniesienie do jakiegoś brakującego załącznika – sygnatura dochodzenia policyjnego datowanego na 12 marca 1991 roku. Numer dopisano ręcznie na marginesie kopii, którą znalazł w aktach ośrodka pomocy społecznej. Jednak gdy chciał zamówić te dokumenty, natrafił na przeszkodę. Dochodzenie było opatrzone klauzulą „ściśle tajne” z upoważnienia Jej Królewskiej Mości. Bjurman mógł odwoływać się na szczeblu rządowym.
Ogarnęło go zdumienie. Fakt, że utajniono dochodzenie prowadzone w związku z dwunastoletnią dziewczynką sam w sobie nie był zaskakujący – normalna procedura ochrony prywatności. Jednak on, jako opiekun prawny Lisbeth Salander, miał prawo zażądać każdego dokumentu, który jej dotyczył. Nie mógł pojąć, dlaczego dochodzenie miało taką klauzulę tajności, żeby musiał ubiegać się o zgodę rządu, by otrzymać do niego dostęp.
Bez namysłu złożył podanie. Minęły dwa miesiące, nim zostało rozpatrzone. Ku jego szczeremu zdziwieniu – odmownie. Nie pojmował, cóż tak dramatycznego mogło być w dochodzeniu dotyczącym dwunastolatki sprzed niemal piętnastu lat, że podejmowano takie środki bezpieczeństwa, jakby chodziło o klucze do siedziby rządu.
Wrócił do dziennika Holgera Palmgrena i czytając linijka po linijce, usiłował zrozumieć, do czego odnosiło się Całe Zło. Jednak tekst nie dawał żadnych wskazówek. Najwyraźniej była to kwestia, o której Lisbeth Salander i Palmgren dyskutowali, lecz nie została spisana. W dodatku zapiski o Całym Złu znajdowały się na końcu tej długiej dokumentacji. Możliwe, że Palmgren po prostu nie zdążył zrobić porządnych notatek, gdyż dostał wylewu.
Skierowało to myśli Bjurmana w innym kierunku. Holger Palmgren był kuratorem Lisbeth Salander, odkąd skończyła trzynaście lat, a od jej osiemnastych urodzin opiekunem prawnym. Innymi słowy, Palmgren był przy niej krótko po tym, jak wydarzyło się Całe Zło i umieszczono ją na oddziale psychiatrii dziecięcej. Tak więc z dużym prawdopodobieństwem wiedział, co się stało.
Bjurman wrócił do archiwum Komisji Nadzoru Kuratorskiego. Tym razem nie prosił o akta dotyczące Lisbeth Salander, lecz o dokumenty opisujące zakres obowiązków Palmgrena w decyzji podjętej przez Ośrodek Pomocy Społecznej. Otrzymał dokumentację, która na pierwszy rzut oka wydała się bezwartościowa. Dwie strony zwięzłych informacji. Matka Lisbeth Salander nie była już zdolna do sprawowania opieki nad swoimi córkami. Ze względu na szczególne okoliczności siostry należało rozdzielić. Camillę Salander opieka społeczna umieściła w rodzinie zastępczej. Lisbeth Salander – w dziecięcej klinice psychiatrycznej św. Stefana. Nie brano pod uwagę innych możliwości.
Dlaczego? Istniało jedynie zagadkowe sformułowanie: „W związku z wydarzeniami 910312 Ośrodek Pomocy Społecznej podjął decyzję o…”. Następnie znów odwołanie do numeru owego tajemniczego, utajnionego dochodzenia. Jednak tym razem pojawia się kolejny szczegół – nazwisko policjanta, który je prowadził.
Mecenas Nils Bjurman wpatrywał się w nie zdumiony. Znał je. Bardzo dobrze je znał.
Stawiało to sprawy w nowym świetle.
Następne dwa miesiące zajęło mu zdobycie akt dochodzenia zupełnie innymi drogami – czterdzieści siedem stron formatu A4 krótkiego i treściwego raportu oraz ponad sześćdziesiąt stron notatek dołączanych w ciągu sześciu lat.
Początkowo nie rozumiał związku.
Później znalazł zdjęcia zrobione przez lekarzy sądowych i ponownie sprawdził nazwisko.
Mój Boże… to nie może być prawda.
Nagle uświadomił sobie, dlaczego sprawa została utajniona. Bingo.
Gdy potem, linijka po linijce, uważnie czytał raport z dochodzenia, zrozumiał, że na tym świecie jest jeszcze jeden człowiek, który ma powód, by nienawidzić Lisbeth Salander równie zawzięcie jak on.
Bjurman nie był jedyny.
Miał sprzymierzeńca. Najbardziej nieprawdopodobnego sprzymierzeńca, jakiego tylko mógł sobie wyobrazić.
Powoli zaczął nakreślać plan.
Nils Bjurman wyrwał się ze swoich rozmyślań, gdy na jego stolik w Café Hedon padł cień. Podniósł wzrok i zobaczył jasnowłosego… olbrzyma, bo tak go ostatecznie nazwał. Na ułamek sekundy aż się cofnął, zaraz jednak odzyskał panowanie nad sobą.
Mężczyzna, który mu się przyglądał, miał ponad dwa metry wzrostu i był potężnie zbudowany. Nadzwyczaj potężnie. Bez wątpienia kulturysta. Bjurman nie mógł się dopatrzyć ani grama tłuszczu albo zwiotczenia. Ogólnie rzecz biorąc, olbrzym sprawiał wrażenie zatrważająco silnego.
Miał jasne włosy wystrzyżone po bokach i krótką grzywkę. Owalna twarz o zadziwiająco łagodnym wyrazie zdawała się niemal dziecinna. Natomiast w jego lodowato błękitnych oczach nie dostrzegało się tej łagodności. Był ubrany w krótką czarną skórzaną kurtkę, niebieską koszulę, czarny krawat i czarne spodnie. Nawet jak na swój wzrost ręce miał ogromne.
– Mecenas Bjurman?
Mówił z wyraźnym akcentem, ale jego głos był tak zadziwiająco wysoki, że Bjurman na sekundę niemal się uśmiechnął. Kiwnął głową.
– Otrzymaliśmy pański list.
– Kim pan jest? Chciałem rozmawiać z…
Mężczyzna o ogromnych dłoniach zignorował pytanie i usiadłszy naprzeciwko, przerwał mu w pół zdania.
– Ale porozmawia pan ze mną. Czego pan chce?
Nils Bjurman wahał się przez chwilę. Odrazą przepełniała go myśl, że musi się zwierzać zupełnie obcej osobie. Jednak było to konieczne. Przypomniał sobie, że nie jest jedynym, który nienawidzi Lisbeth Salander. Chciał znaleźć sprzymierzeńca. Ściszonym głosem zaczął wyjaśniać swoją sprawę.
Rozdział 3
Piątek 17 grudnia – sobota 18 grudnia
Lisbeth Salander obudziła się o siódmej rano, wzięła prysznic, zeszła do Freddy’ego McBaina z recepcji i zapytała, czy jest jakiś wolny Beach Buggy do wynajęcia na cały dzień. Dziesięć minut później zdążyła już zapłacić kaucję, wyregulować siedzenie i lusterko wsteczne, uruchomić na próbę silnik i sprawdzić, czy w baku nie brakuje benzyny. Poszła do baru i zamówiła caffè latte, kanapkę z serem i butelkę wody mineralnej na wynos. Jedząc śniadanie, zajęła się bazgraniem liczb na serwetce i rozmyślaniem o wzorze Pierre’a de Fermata (x3 + y3 = z3).
Tuż po ósmej do baru wszedł doktor Forbes. Był świeżo ogolony, miał na sobie ciemny garnitur, białą koszulę i niebieski krawat. Zamówił jajka, tost, sok pomarańczowy i czarną kawę. Wpół do dziewiątej wstał i wyszedł do czekającej na niego taksówki.
Lisbeth podążała za nim, zachowując bezpieczną odległość. Doktor Forbes wysiadł przy Seascape, tam, gdzie zaczyna się The Carenage, i ruszył bez pośpiechu wzdłuż brzegu. Minęła go, zaparkowała przy środku promenady i czekała cierpliwie, aż doktor Forbes przejdzie obok, a wtedy ruszyła za nim.
O pierwszej Lisbeth była zlana potem i miała spuchnięte stopy. Cztery godziny wędrowała w górę i w dół ulicami Saint George’s. Szła niezbyt szybko, lecz nie zatrzymując się, a liczne strome podejścia nadwyrężyły jej mięśnie. Podziwiając energię Forbesa, dopiła ostatnie krople wody mineralnej. Właśnie zaczęła się zastanawiać, czy nie porzucić całego przedsięwzięcia, gdy Forbes nagle skierował się ku The Turtleback. Odczekała dziesięć minut, po czym weszła do restauracji i usadowiła się na tarasie. Siedzieli dokładnie na tych samych miejscach co poprzedniego dnia, a on, tak jak wtedy, pił coca-colę i gapił się na