Młyny boże. Jacek Leociak
i wyżej, wdeptując Żydów w błoto coraz głębiej i głębiej. „Zgniotłeś twego Pana i ciebie zmiażdżono na ziemi. I oto leżysz martwy, a On powstał z martwych i wstąpił na wyżyny niebieskie”. Płomienna Homilia paschalna biskupa Melitona z Sardes, jakże słusznie nazywanego pierwszym poetą bogobójstwa, brzmi niczym wyrok. Nieodwołalny. Bogobójstwo, czyli diabelska żydowska wina, przez którą cały naród ściągnął na siebie straszliwe kary, właściwie od początku było obecne w chrześcijańskiej tradycji – twierdzi Zuzanna Radzik w studium o motywie bogobójstwa w starożytnym chrześcijaństwie. Pojawia się w Ewangeliach kanonicznych oraz pozakanonicznych, we wczesnych pracach teologicznych, takich jak Dialog z Żydem Tryfonem napisany przez Justyna Męczennika, i w cytowanym już poemacie oskarżycielskim Melitona z Sardes – oba dzieła z drugiej połowy II wieku. Dwa wieki później myśliciele pokroju Jana Chryzostoma i Świętego Augustyna przyjmują tezę o bogobójstwie za coś oczywistego, czego już nie trzeba wyjaśniać. Obie chrześcijańskie tradycje liturgiczne, łacińska i bizantyjska, w okresie Wielkanocy zgodnie oskarżają naród żydowski o zabicie Jezusa Chrystusa – Boga. Homilie, antyfony, pieśni, sztuki pasyjne stają się nośnikami motywu bogobójstwa. Do czasów papieża Jana XXIII w liturgii obrządku łacińskiego jedno z wezwań modlitwy powszechnej używane podczas Liturgii Wielkiego Piątku brzmiało: „Oremus et pro perfidis Judaeis”. W 1959 roku Jan XXIII usunął przymiotnik perfidis (niewierni, zdradzieccy, wiarołomni). Czternaście lat po II wojnie światowej i zagładzie Żydów europejskich katolicy przestali wreszcie podczas każdej mszy świętej nazywać „perfidnych” Żydów zdrajcami i wiarołomcami.
Blisko dwa tysiące lat wtłaczania do głów oskarżenia o zamordowanie Jezusa Chrystusa i siania nienawiści do „perfidis Judaeis” musiało przynieść plon. Najstraszniejsze jest to, że powtarzane przez wieki oskarżenie o bogobójstwo odnosiło się nie tyle do „tamtych” Żydów z czasów Piłata, ile do „tych” – współczesnych tym, którzy to oskarżenie rzucali: do krawca Golda, do sąsiada Silberkranga, do żydowskich mieszkańców Jedwabnego, Wąsocza, Radziłowa, do Żydów z domu przy ulicy Planty 7 w Kielcach.
Ukrywający się na wsi w okolicach Mińska Mazowieckiego Leib Rochman przytacza zasłyszaną w sierpniu 1943 roku rozmowę między udzielającym mu schronienia gospodarzem a jego szwagrem, który twierdził, że Żydzi są bandytami i wszyscy powinni zostać zabici. „Felek jednak upierał się, że kiedy Pan powiedział: »Nie będziesz zabijał«, to miał na myśli wszystkich ludzi. […] Zieliński odparował, że Felek to dziwak i nieuk. »Czyż Żydzi nie zabili Naszego Pana?«”. Bogdan Wojdowski napisał opowiadanie Ścieżka na podstawie relacji kobiety, która jako dziecko uciekła z getta warszawskiego i błąkała się w okolicach Puszczy Kampinoskiej. Okupacyjne losy Wojdowskiego były podobne – uciekł z getta i wędrował po tej samej okolicy. Alka, bohaterka opowiadania, zostaje schwytana przez folksdojcza i szmalcownika, który prowadzi ją do pobliskiego miasteczka. Zatrzymują się na skraju wsi obok figury Chrystusa Frasobliwego. W tej pasyjnej scenerii prześladowca oskarża dziecko o zabicie Pana Jezusa i zmusza żydowską dziewczynę do wyznania grzechu bogobójstwa. W złorzeczącej tyradzie folksdojcza, skrzętnie wyciętej przez peerelowską cenzurę z wydania książkowego, padają następujące sformułowania: „Żyd idzie od razu do piekła”, „ma czarną, żydowską duszę”, jest „rodzajem gadziny”. Alka chce, żeby oprawca zastrzelił ją na miejscu, na co ten odpowiada: „Nie strzelam, bo w Łowiczu płacą za każdego Żyda”. Ludwik Hering, jeden z najbliższych przyjaciół, mistrzów i inspiratorów Mirona Białoszewskiego, na podstawie własnych doświadczeń okupacyjnych napisał Metę, sygnowaną „Łódź 1945”. Rzecz dzieje się w garbarni St. Pfeffer i Ska przy ulicy Okopowej w Warszawie. Było stamtąd doskonale widać i słychać akcję likwidacyjną latem 1942 roku:
[…] w kierunku bocznic kolejowych, do oczekujących sznurem towarowych pociągów – przez długi skwarny letni dzień płynęła ława stłoczonych półżywych ludzi. Jeden jęk mnożony przerażeniem tysięcy oczu zatrzaskiwano w cuchnących chlorem wagonach. Okoliczni mieszkańcy widzieli to z okien swych domów – patrzyli ze zgrozą. – Jak winny musi być naród, na który Pan Bóg taką karę zsyła! Każda prawie rodzina po aryjskiej stronie była dotknięta nieszczęściem i żałobą i to było niewątpliwą zbrodnią Hitlera – ale jeśli chodziło o Żydów, Hitler był tylko wykonawcą wyroku boskiego. Czy mogło być inaczej? W oknach sklepowych wisiały – drukowane przez Niemców z pietyzmem złotymi literami i oprawione w urzędowe ramki – zmieniające się co kilka tygodni „złote myśli” księdza Trzeciaka o zgubnej dla ludzkości roli Żydów. […] Na słupach wisiały afisze z plugawymi wizerunkami jakby żywcem przeniesionymi z „Przewodnika Katolickiego”. Na murach przykościelnych nie pobladły jeszcze napisy: „Śmierć Żydom – Polska musi być katolicka”, pisane często ręką pielgrzymów z miejsc świętych.
A oto, co pisze Hering o okresie kwietniowego powstania w 1943 roku. Kiedy całe getto stanęło w ogniu i „dzielnica mieszała wiosenny zapach rozkwitłego cmentarza i odór żywcem palonego miasta”, spieszący do kościoła ludzie zatrzymywali się na Okopowej i Powązkowskiej, by spojrzeć „ze zgrozą na piekło uwięzione za murem. – Kara boża, kara boża… – To w takie święto jak dziś oni zamordowali naszego Chrystusa. – Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Żegnali się nabożnie”.
To bardzo ważne i piękne, że podczas soboru watykańskiego II w 1965 roku ogłoszona została deklaracja Nostra aetate [Nasza epoka] o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, której punkt czwarty dotyczy stosunku do judaizmu. Stwierdza się tam między innymi: „A choć władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa, jednakże to, co popełniono podczas Jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym”. Po dwóch tysiącach lat Żydzi doczekali się wreszcie aktu abolicji. Papież Benedykt XVI reinterpretuje fragment Ewangelii według Świętego Mateusza, twierdząc, że „Mateusz nie podaje tu z pewnością faktu historycznego”, i dodaje: „Jeśli według Mateusza »cały lud« wołał: »Krew Jego na nas i na dzieci nasze« (27, 25), to chrześcijanin powinien pamiętać, że krew Jezusa mówi innym językiem niż krew Abla (zob. Hbr 12, 24). Nie woła o pomstę i karę, ale jest pojednaniem”.
Wielu posoborowych katolików nie zna jednak tego nowego języka krwi Jezusa wylanej na Golgocie. Dowodzą tego – prowadzone w latach osiemdziesiątych XX wieku przez Alinę Całą – badania etnograficzne na obszarach południowo-wschodniej Polski. Żydzi byli tam postrzegani nadal jako bogobójcy. „Żydzi to jest naród przeklęty przez Pana Jezusa. Oni sami tego zażądali, bo powiedzieli: niech ta krew przelana Pana Jezusa spadnie na nich i na ich dzieci. I Pan Jezus ich wysłuchał”. Dowodzą tego również badania zrealizowane w latach 2005–2006 przez Joannę Tokarską-Bakir w katolickich parafiach z okolic Sandomierza i prawosławnych parafiach w pobliżu Białegostoku. Na obu terenach znajdują się otoczone kultem obrazy ilustrujące legendy o krwi (rzekome mordowanie przez Żydów chrześcijańskich dzieci, by utoczyć z nich krew potrzebną do wyrobu macy). Jak widać – przed kapłanami Kościoła katolickiego wciąż jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Oby tylko chcieli chcieć.
[2]
Doprawdy godne podziwu jest pielęgnowanie tradycji obchodzenia się z Żydami w chrześcijańskiej Europie. W skali dwóch tysięcy lat cywilizacji chrześcijańskiej mamy tu do czynienia z Braudelowską perspektywą długiego trwania (longue durée).
Kardynał Giovanni Pietro Carafa, jeden z najbardziej bezwzględnych członków trybunału inkwizycji rzymskiej, ścigający zajadle odszczepieńców i heretyków, zwany potocznie „biczem na Żydów”, w maju 1555 roku został papieżem Pawłem IV. I natychmiast wziął się do rzymskich Żydów. Już po dwóch