Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa. Joanna Jax

Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa - Joanna Jax


Скачать книгу
burknął Julian.

      – Bo ktoś cię w ten łeb uderzył i zapewne nie był to twój sprzymierzeniec. Myślę, że Eduardo obawia się, iż ten ktoś zechce zrobić to ponownie, a on przy okazji też oberwie. Ja również próbowałem coś od niego wyciągnąć, żeby dowiedzieć się, kim jesteś, ale milczy jak zaklęty. – Salazar machnął ręką.

      – Tak… – Julian pokiwał głową. – Niedługo pojadę do Madrytu, do konsula, i spróbuję powrócić do kraju. Nic tu po mnie, szybciej czegoś się dowiem w Polsce, poza tym jest wojna, a ja jestem żołnierzem.

      – Trochę wybrakowanym póki co. – Doktor roześmiał się ponownie i pożegnał swojego pacjenta, którego nazywał „Bolącą Głową”, co było zdecydowanie sympatyczniejszym określeniem niż „Czyrak” czy „Hemoroida”.

      Chełmicki udał się do niewielkiego budynku o kamiennej elewacji, który wskazał mu doktor, i dość długo wpatrywał się w kartki pocztowe na drewnianym stojaku. Postronny obserwator mógłby sądzić, iż Julian intensywnie zastanawia się nad wyborem karty, nie mogąc się zdecydować, czy lepsze wrażenie zrobi zabudowa starej Granady, czy też andaluzyjskie połoniny. Chełmicki jednak miał inny dylemat. Co będzie, jeśli owa kartka dostanie się w niepowołane ręce? Czy miejscowy personel nie zacznie interesować się adresem w odległej Polsce? I wtedy kartka w ogóle nie opuści Granady, a ci, którzy chcieli pozbawić go życia, dowiedzą się, że wciąż tu jest? Nie miał pojęcia, ilu Polaków można było spotkać w Andaluzji, zapewne gdyby było ich wielu, natknąłby się na jakiegoś w Granadzie, tymczasem nie spotkał żadnego. Po kilkunastu minutach zrezygnował z nadania kartki albo depeszy i opuścił chłodny gmach niewielkiej poczty. Wsiadł do furgonetki i pojechał do finki. Postanowił, że powróci do swojego pierwotnego planu i po prostu zarobi u Eduarda na swój wyjazd do kraju.

      2. Moskwa, 1943

      Igor Łyszkin stał nieruchomo, niemal wstrzymując oddech, gdy zastępca szefa sztabu, Antonow, wpinał mu w mundur odznaczenie państwowe za zasługi dla Związku Radzieckiego i walkę w wielkiej wojnie ojczyźnianej. W istocie, Łyszkin mógł być z siebie dumny. Kiedy tylko zakończył swoją misję w Katyniu, został oddelegowany w okolice Kurska, by wywęszyć plany Hitlera. Jak zwykle udał się tam pod postacią Ottona Kriegego, ale i tak najwięcej informacji zdołał uzyskać od pewnego oficera Wehrmachtu, którego podstępem pojmał jako jeńca i oddał w ręce radzieckich „śledczych”. A oni już sprawili, że ów niemiecki oficer wyśpiewał im wszystkie plany dotyczące zajęcia Łuku Kurskiego, jak również przekazał informacje, dlaczego Hitler wciąż zwleka z ofensywą, której Rosjanie spodziewali się już od marca 1943 roku. Tego jednak można było się domyślić nawet bez informacji od jeńca. Armia niemiecka poniosła klęskę pod Stalingradem i straciła mnóstwo sprzętu, a produkcja nowego musiała trochę potrwać. Poza tym w tej ogromnej bitwie miały pojawić się najnowsze osiągnięcia niemieckiej technologii militarnej, czołgi tygrysy, którym nie dorównywały żadne dotychczas wyprodukowane. Ta zwłoka w ataku, jak również rozpoznanie planów wroga sprawiły, że Związek Radziecki mógł dobrze się przygotować, zaplanować strategię, zrobić setki kilometrów okopów, a wreszcie cierpliwie czekać na atak i z rozwagą i sprytem rozpocząć kontrofensywę. Generał Antonow bardzo skrupulatnie zbierał od swoich wywiadowców informacje na temat operacji „Cytadela” i nawet udało mu się przekonać Stalina, że lepsza będzie niejaka powściągliwość w działaniu niż zmasowany atak.

      Pierwsze uderzenie nastąpiło z początkiem lipca i nic nie zapowiadało, aby miało się szybko zakończyć. Jednak dzięki dobremu przygotowaniu Armii Czerwonej, istniała nadzieja, że to Związek Radziecki odniesie sukces w tym starciu, a Igor Łyszkin był jedną z osób, która się do tego przyczyniła. Całą dumę i radość z otrzymanego odznaczenia zepsuła mu jednak myśl, że owo wyróżnienie otrzymał także za Katyń i za zdobycie materiałów, które mogły być prawdziwym problemem dla radzieckiej dyplomacji. Zapewne i to napawałoby go zadowoleniem, gdyby nie fakt, że pewnego dnia na Gibraltarze zginął najważniejszy polski generał, Władysław Sikorski. Igor nie wierzył w splot okoliczności, który doprowadził do nieszczęśliwego wypadku generała, zwłaszcza że w tym samym czasie gościem gubernatora Gibraltaru był także Iwan Majski i kilku agentów NKWD. Nie wiedzieć czemu nikt nie chciał mu powiedzieć, co wówczas się wydarzyło i to potęgowało frustrację Igora. Gdyby chodziło o niemieckiego lub włoskiego generała, nawet nie zatrzymywałby się nad tym na dłużej, ale Polska była mu bliska, w końcu sam był Polakiem. Wystarczająco podle czuł się, biorąc udział w zamiataniu pod dywan całej tej historii spod Smoleńska, ale nie sądził, że przez to zginie najważniejszy dla Polski człowiek. Wiedział od Waltera von Lossowa, że ambasador niemiecki w Ankarze ma przekazać wszystkie dokumenty dotyczące mordu na polskich oficerach i rezerwistach Sikorskiemu, gdy ten będzie robił przegląd wojsk polskich na Bliskim Wschodzie. Łyszkin sądził, że rozpęta się wówczas medialne i dyplomatyczne piekło, ale miał nadzieję, iż to będą jedyne konsekwencje. W końcu Polska nie była graczem pokroju Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, a na ataki tego typu radziecka dyplomacja była, właśnie dzięki niemu, dobrze przygotowana. Tymczasem raporty Niemców gdzieś przepadły, a generał Sikorski zginął w rzekomym wypadku lotniczym. Nie dawało to spokoju Łyszkinowi.

      Oprócz odznaczenia, licznych pochwał i niewielkiej gratyfikacji finansowej Igor otrzymał także kilka dni wolnego, które mógł, a nawet musiał, spędzić w dobrze mu już znanym ośrodku pod Moskwą. Z uwagi na stan wojny panowała tam duża rotacja. Nikt nie mógł sobie pozwolić, by dawać długie urlopy, gdy krew radzieckich żołnierzy lała się strumieniami, terror na okupowanych terenach był niewyobrażalny, a wielki dyktator – Stalin – wciąż obawiał się utraty wpływów na świecie. Przechadzając się wokół krystalicznie czystego jeziora, które podczas upalnych lipcowych dni kusiło, by w nim popływać, natknął się na człowieka, który wraz z nim odbierał odznaczenie.

      – Widzę, że obaj dostaliśmy taką samą nagrodę – powiedział Igor do stojącego na brzegu mężczyzny, który właśnie wyszedł z wody i dokładnie wycierał się grubym ręcznikiem. Był wysoki, o nieco pucołowatej twarzy, jasnych włosach i niemal szczupłej sylwetce.

      – I kilku innych. – Mężczyzna roześmiał się i podszedł do Igora, wyciągając dłoń. – Mów mi Alosza.

      – Prawdziwe? – Igor puścił do niego oko.

      – Prawdziwe. A co to, mało chłopaków o takim imieniu? Chętnie z kimś pogadam, nikogo tu nie znam, ruch jak na Dworcu Kazańskim. – Pucołowaty chłopak ponownie się roześmiał.

      – Ja też bym się z kimś napił wódki, bo samemu to tak nieswojo. Mam na imię Iwan – powiedział Łyszkin. Ukrywanie prawdziwego imienia weszło mu tak bardzo w nawyk, że nawet temu sympatycznemu chłopakowi postanowił go nie ujawniać. Zresztą jakie to miało znaczenie, skoro za kilka dni ich drogi się rozejdą.

***

      Wieczorem w sali restauracyjnej raczyli się najlepszą radziecką wódką, którą zagryzali elegancko podanymi śledziami w słodkawej marynacie. Kompan Igora najwyraźniej zapałał sympatią do nowego towarzysza, bo przestał być dyskretny, uznając, że jeśli obaj otrzymali tak wysokie odznaczenia państwowe i są godni zaufania najwyższych władz, to mogą także polegać na sobie nawzajem.

      – Wiesz, Iwan, czy jak ci tam… pułkownik Komarenko mówił, że zdobyłeś raporty katyńskie już kilka miesięcy temu. To była naprawdę… – Alosza czknął głośno. – …dobra robota. No, nie mówiąc już o tym majorze z Wehrmachtu.

      – Robię tylko to, co do mnie należy – odpowiedział lakonicznie Igor.

      – No tak, no tak… Ale wiesz, cały czas sądziłem, że to nasi chłopcy


Скачать книгу